sobota, 31 stycznia 2015

IV NIEDZIELA ZWYKŁA

                                            
 
(Mk 1, 21-28)


"Przyszli do Kafarnaum. Zaraz w szabat wszedł do synagogi i nauczał. Zdumiewali się Jego nauką: uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę, a nie jak uczeni w Piśmie. Był właśnie w synagodze człowiek opętany przez ducha nieczystego. Zaczął on wołać: Czego chcesz od nas, Jezusie Nazarejczyku? Przyszedłeś nas zgubić. Wiem, kto jesteś: Święty Boży. Lecz Jezus rozkazał mu surowo: Milcz i wyjdź z niego. Wtedy duch nieczysty zaczął go targać i z głośnym krzykiem wyszedł z niego. A wszyscy się zdumieli, tak że jeden drugiego pytał: Co to jest? Nowa jakaś nauka z mocą. Nawet duchom nieczystym rozkazuje i są Mu posłuszne. I wnet rozeszła się wieść o Nim wszędzie po całej okolicznej krainie galilejskiej".

    Opętany jest przede wszystkim człowiekiem słabym, bezbronnym, zniewolonym przez zło, rozbitym. W opętanym "mieszka demon, wróg", który przywłaszcza sobie człowieka, czyli to, co należy do Boga. Dlatego "duch nieczysty musi wyjść, aby opętany człowiek mógł wyjść ze swego więzienia i odnaleźć utraconą jedność i harmonię. Wypędzenie złego ducha jest usunięciem sił zła, "oczyszczeniem zatrutego organizmu, terenu".
Ewagriusz z Pontu, przedstawiciel monastycyzmu wschodniego, żyjący w IV wieku, pisze o ośmiu demonach, które mogą zawładnąć sercem mnicha. Doświadczenie uczy, że nie tylko mnicha. Są to demony: pychy, próżności, gniewu, smutku, chciwości, nieczystości, obżarstwa i acedii, czyli duchowej pustki, apatii, lenistwa. W naszych czasach te zniewalające od zewnątrz i wewnątrz demony są bardziej subtelne i wyrafinowane. Są "zakorzenione" i wypływają z myślenia ludzkiego, zmysłowego, konsumpcyjnego. Ich zewnętrznym przejawem są współczesne bożki: ranga społeczna, sukces, pieniądze, stosunki, zmysłowość, kultura…
     Jezus wypędza demony słowem. Nawet duchom nieczystym rozkazuje i są Mu posłuszne. Ludzie, którzy są świadkami cudu są zdumieni. Jezus działa, czyni cuda mocą słowa, które uzdrawia i czyni człowieka wolnym. Słowo Jezusa nie przypomina retoryki faryzeuszów i uczonych w Piśmie. Ono wypływa z jego wnętrza, z Jego osoby, z boskiego źródła.
Ojcowie Pustyni i Ojcowie Kościoła radzą, by postępować w podobny sposób. Wypędzać demony słowem Pisma Świętego. Jest to prosta metoda, która polega na przeciwstawianiu negatywnych myśli, pokus - pozytywnym myślom, słowom, zdaniom zaczerpniętym z Pisma Świętego.
Trzeba najpierw nazwać "swojego demona", poznać własne myśli, pokusy, pożądania. A następnie w czasie pokus, ataków zła - wypowiadać z mocą, jak mantrę, czy akty strzeliste, słowa Pisma świętego, które są przeciwieństwem pokus. Szczególnie przydatne są wersety z Psalmów, Księgi Przysłów albo poszczególne zdania Jezusa. Ta prosta metoda wyzwala i przynosi wewnętrzny pokój. Daje również większe poczucie bezpieczeństwa i zaufania Bogu.

Czy znam już "swojego demona"? Jakie "nieczyste siły" zniekształcają moje myślenie? Jakie są moje ulubione słowa Pisma świętego? W jaki sposób radzę sobie z pokusami?

sobota, 24 stycznia 2015

III NIEDZIELA ZWYKŁA

                                             
     (Mk1, 14-20)

„Gdy Jan został uwięziony, Jezus przyszedł do Galilei i głosił Ewangelię Bożą. Mówił: «Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię!» Przechodząc obok Jeziora Galilejskiego, ujrzał Szymona i brata Szymonowego, Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami. Jezus rzekł do nich: «Pójdźcie za Mną, a sprawię, że się staniecie rybakami ludzi». I natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim. Idąc dalej, ujrzał Jakuba, syna Zebedeusza, i brata jego Jana, którzy też byli w łodzi i naprawiali sieci. Zaraz ich powołał, a oni zostawili ojca swego, Zebedeusza, razem z najemnikami w łodzi i poszli za Nim” (Mk 1, 14-20).
Niedziela w Tygodniu modlitw o jedność chrześcijan przypomina obraz powołania uczniów. Schemat powołania jest bardzo prosty: Jezus powołuje, uczeń odpowiada. Jest to jakby wzorcowa scena. Co jednak w niej uderza?
    Najpierw spojrzenie Jezusa, które jest wyborem, propozycją wspólnoty. W czasach Jezusa uczniowie sami szukali i wybierali mistrza, nauczyciela. Jezus czyni odwrotnie; On sam wybiera. Św. Paweł napisał o sobie, że został zdobyty przez Chrystusa. Jezus wybrał dwunastu Apostołów, ale później nieustannie ich powoływał. Każdy codzienny kontakt z Nim był nowym spojrzeniem i nowym powołaniem.
Nie można żyć siłą „jednego powołania” całe życie. Jeżeliby dwoje młodych ludzi poznając siebie, wyznało miłość  i później nigdy więcej o tym nie mówiło, to siła ich miłości wcześniej czy później wygaśnie, wyczerpie się. Człowiek potrzebuje ciągle na nowo w różny sposób wyrażać swoje uczucie. Podobnie jest w relacjach z Jezusem. Powinniśmy pielęgnować nieustanną świadomość, że On codziennie, dziś, jutro, pojutrze jest w naszym życiu, naszej codzienności, jest z nami, kocha nas i potrzebuje.
   W scenie powołania uderza żądanie bezwarunkowego zawierzenia.  Jezus mówi tylko: Pójdź za Mną. Nie mówi, czego chce ani dokąd zaprowadzi uczniów. Idąc za Jezusem uczeń poznaje Go; nie poprzez dyskusje, ale przez intymną obecność. Poznaje Jego styl życia, Jego wybory, mentalność, kryteria, preferencje. Dzięki temu „uczy się Jezusa”. Jest to proces całego życia. Nie ma ucznia, który byłby doskonały od razu. Uczniem, chrześcijaninem człowiek się staje.
My, dzisiejsi uczniowie, mamy dwa ważne narzędzia poznawania Jezusa. Pierwszym jest Pismo święte. Gdy je czytamy, szczególnie Ewangelie albo listy św. Pawła, spotykamy Jezusa historycznego, poznajemy Go stopniowo. Drugim źródłem jest Eucharystia, Msza święta. Uczestnicząc w niej świadomie spotykamy się z żywą osobą Jezusa.
„Być z kimś” oznacza mieć dla niego czas, czuć jego bliskość, wyrażać swoją miłość, uczucie. Jeżeli kochamy , to pragniemy być często w towarzystwie osoby kochanej, nawet nic nie mówiąc. Wiemy dobrze, że najwspanialsze prezenty nie zastąpią obecności. Warunkiem przyjaźni z Jezusem jest również przebywanie w Jego obecności, przy Nim, „u Jego boku”, jak Maria z Betanii (por. Łk 10, 39).
W powołaniu Jezusa uderza  również wyrzeczenie uczniów. Pozostawiają swoje „sieci”, czyli swój zawód, pracę, dom, więzi rodzinne i idą za Nauczycielem. Uczniowie zafascynowali się Jezusem, Jego osobą, Jego słowem. Jezus ich pociągnął do Siebie i za Sobą jak magnes. Podobnie jest między ludźmi. Jeżeli dwoje ludzi wzajemnie się nie zauroczy, nie zafascynuje, to będą żyć nie z sobą, ale obok siebie, jak wiele (niestety!) współczesnych małżeństw.
Jak odczytuję swoje powołanie? Czy wzrastam w nim? Czy Jezus mnie fascynuje i pociąga? W jaki sposób Go poznaję i pogłębiam moją więź z Nim?

sobota, 17 stycznia 2015

II NIEDZIELA ZWYKŁA

                                                   
                                                                  
(J 1, 35-42).

„Nazajutrz Jan znowu stał w tym miejscu wraz z dwoma swoimi uczniami i gdy zobaczył przechodzącego Jezusa, rzekł: «Oto Baranek Boży». Dwaj uczniowie usłyszeli, jak mówił, i poszli za Jezusem. Jezus zaś odwróciwszy się i ujrzawszy, że oni idą za Nim, rzekł do nich: «Czego szukacie?» Oni powiedzieli do Niego: «Rabbi! - to znaczy: Nauczycielu - gdzie mieszkasz?» Odpowiedział im: «Chodźcie, a zobaczycie». Poszli więc i zobaczyli, gdzie mieszka, i tego dnia pozostali u Niego. Było to około godziny dziesiątej. Jednym z dwóch, którzy to usłyszeli od Jana i poszli za Nim, był Andrzej, brat Szymona Piotra. Ten spotkał najpierw swego brata i rzekł do niego: «Znaleźliśmy Mesjasza» - to znaczy: Chrystusa. I przyprowadził go do Jezusa. A Jezus wejrzawszy na niego rzekł: «Ty jesteś Szymon, syn Jana, ty będziesz nazywał się Kefas» - to znaczy: Piotr”
   Pierwsi uczniowie przybyli z Galilei, by żyć we wspólnocie Jana Chrzciciela, czynić pokutę, nauczyć się czegoś od niego. Tymczasem ich mistrz wskazał im Jezusa jako Mesjasza. Posłuchali go i poszli za Nim. Pierwsze spotkanie z Jezusem było dla nich tak ważne, że zapamiętali miejsce, datę, godzinę; było łaską, która zapadła bardzo głęboko w ich serca. Jezus dokonał całkowitego zwrotu i przewartościowania ich życia. Postawił im również pytanie o oczekiwania i wyobrażenia związane z Jego osobą: Czego szukacie?. Jest to pierwsze pytanie, które Jezus kieruje do każdego ze swoich uczniów (również do nas). Droga z Jezusem nie może przypominać tych, którzy idą za Nim z ciekawości, oczekują cudowności albo innych osobistych korzyści. Jezus chce uczniów świadomych własnych oczekiwań, tęsknot i pragnień. Na pytanie Jezusa uczniowie odpowiadają również pytaniem: Gdzie mieszkasz?, czyli: kim jesteś?, jak żyjesz?, czego nauczasz? Jezus z kolei zaspokaja ich ciekawość zaproszeniem: Chodźcie, a zobaczycie. W ten sposób chce nauczyć uczniów właściwego patrzenia; patrzenia w głąb. Takie patrzenie wymaga wolności. Dlatego muszą najpierw opuścić wszystko, co ich wiąże. Muszą opuścić również siebie samych i przyjść do Jezusa. Gdy zobaczą, kim jest, skąd przychodzi, gdzie mieszka, poznają nie tylko Jezusa, ale również tajemnicę człowieka i tajemnicę Boga. W Jezusie będą mogli zrozumieć siebie. By poznać osobę, trzeba z nią być, patrzeć, jak żyje, co mówi, co czuje, jak odnosi się do innych. Poznanie Jezusa jest warunkiem, który prowadzi do fascynacji Jego osobą, życiem, nauką. Bez poznania nie ma prawdziwej miłości.
Uczniowie poznali Jezusa i pozostali u Niego. Związek, jaki łączy Jezusa z uczniem ma charakter trwały. Jest to głęboka duchowa wspólnota przyjaźni i życia. Mistrz i uczeń dzielą wszystko: ideały, plany, pracę, odpowiedzialność, sukcesy i porażki, cierpienie i radość… Być uczniem Jezusa oznacza utożsamić się z Jego Osobą, nauczaniem, stylem życia, sposobem działania, trwać w Nim, a równocześnie zachować swoją odrębność, tożsamość, specyfikę.
Uczniowie nie tylko pozostali z Jezusem, ale również odczuwali potrzebę mówienia, podzielenia się tym niezwykłym doświadczeniem. Andrzej przyprowadził Piotra do Mistrza. Chciał, by brat sam spotkał Jezusa, by rozpoczął swoją drogę bezpośrednio u źródła. Dobra Nowina powinna się rozszerzać. Nie chodzi jednak o to, by innym narzucać własne doświadczenie. Osobiste przeżycia, bogactwo własnego wnętrza może być zachętą, zaproszeniem. Ale nie modelem, który należy kopiować. Każdy powinien doświadczyć sam, u źródła, u Jezusa. Powinien iść drogą, którą prowadzi go Bóg osobiście.
Czego oczekuję w moim życiu? Jakie nadzieje wiążę z Jezusem?  Czy dzielę się moim wewnętrznym bogactwem i doświadczeniem Boga z innymi?

sobota, 10 stycznia 2015

ŚWIĘTO CHRZTU PAŃSKIEGO

                                           
                 (Mk 1, 6b-11)
„Jan Chrzciciel tak głosił: Idzie za mną mocniejszy ode mnie, a ja nie jestem godzien, aby się schylić i rozwiązać rzemyk u Jego sandałów. Ja chrzciłem was wodą, On zaś chrzcić was będzie Duchem Świętym. W owym czasie przyszedł Jezus z Nazaretu w Galilei i przyjął od Jana chrzest w Jordanie. W chwili gdy wychodził z wody, ujrzał rozwierające się niebo i Ducha jak gołębicę zstępującego na siebie. A z nieba odezwał się głos: Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie”
    Wszyscy Ewangeliści zwracają uwagę na trzy symboliczne elementy chrztu, którymi są: woda, Duch Święty i Głos z nieba. Chrzest Jana miał charakter inicjacji; wprowadzał do wspólnoty oczekujących bliskiego przyjścia Mesjasza. Poprzedzało go wyznanie grzechów, które pozostawiano w nurtach wody. Człowiek obmyty wodą łączył się „z boskim źródłem życia”. Jezus również wszedł w nurty wody, biorąc na siebie grzech świata (por. J 1, 29). Jest nim ludzka słabość, nędza, a przede wszystkim pycha, wskutek której człowiek sądzi, że może zająć miejsce Boga (por. Rdz 3, 5).
   Drugim symbolem chrztu jest gołębica, która obrazuje Ducha Świętego. Egzegeci w rożny sposób interpretują gołębicę. Mamy tutaj odniesienie do Ducha, który unosił się nad pierwotnym chaosem, gdy Bóg kształtował świat (Rdz 1, 2). Gołębica pojawia się również po potopie, gdy przynosi Noemu radosną wiadomość o ustąpieniu wód, czyli końcu kary Bożej (Rdz 8, 8nn). W poezji i Biblii gołębica symbolizuje miłość. W czasie chrztu miłość Boża spłynęła na Jezusa, a poprzez Niego na cały świat.
Chrzest Jezusa jest również otwarciem nieba łaski i miłosierdzia Boga. Bóg dał usłyszeć „swój głos”. Przemówił do nas językiem miłości. Słowa, które skierował do Syna: Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie, kieruje do każdego z nas. Pomimo naszych niewierności i odejść, niewłaściwych grzesznych wyborów, kreowania własnych bogów i służenia im, On pozostaje wierny. Ciągle na nowo "adoptuje nas" i zapewnia o swojej nieprzerwanej miłości.
                              Dzisiejszy dzień przypomina o naszym chrzcie.
Jakie jest moje doświadczenie Boga Ojca i siebie jako umiłowanego syna (córki) Boga? Jakie miejsce w moim życiu duchowym zajmuje Duch Święty? Jaki sens ma dla mnie sakrament chrztu świętego? Czy nie wstydzę się przynależności do Chrystusa?

poniedziałek, 5 stycznia 2015

UROCZYSTOŚĆ OBJAWIENIA PAŃSKIEGO

                                        (Mt 2, 1-12)
 
„Gdy zaś Jezus narodził się w Betlejem w Judei za panowania króla Heroda, oto Mędrcy ze Wschodu przybyli do Jerozolimy i pytali: «Gdzie jest nowo narodzony król żydowski? Ujrzeliśmy bowiem jego gwiazdę na Wschodzie i przybyliśmy oddać mu pokłon». Skoro to usłyszał król Herod, przeraził się, a z nim cała Jerozolima. Zebrał więc wszystkich arcykapłanów i uczonych ludu i wypytywał ich, gdzie ma się narodzić Mesjasz. Ci mu odpowiedzieli: «W Betlejem judzkim, bo tak napisał Prorok: A ty, Betlejem, ziemio Judy, nie jesteś zgoła najlichsze spośród głównych miast Judy, albowiem z ciebie wyjdzie władca, który będzie pasterzem ludu mego, Izraela». Wtedy Herod przywołał potajemnie Mędrców i wypytał ich dokładnie o czas ukazania się gwiazdy. A kierując ich do Betlejem, rzekł: «Udajcie się tam i wypytujcie starannie o Dziecię, a gdy Je znajdziecie, donieście mi, abym i ja mógł pójść i oddać Mu pokłon». Oni zaś wysłuchawszy króla, ruszyli w drogę. A oto gwiazda, którą widzieli na Wschodzie, szła przed nimi, aż przyszła i zatrzymała się nad miejscem, gdzie było Dziecię. Gdy ujrzeli gwiazdę, bardzo się uradowali. Weszli do domu i zobaczyli Dziecię z Matką Jego, Maryją; upadli na twarz i oddali Mu pokłon. I otworzywszy swe skarby, ofiarowali Mu dary: złoto, kadzidło i mirrę. A otrzymawszy we śnie nakaz, żeby nie wracali do Heroda, inną drogą udali się do swojej ojczyzny”

    Trzej mędrcy, magowie Wschodu są otwarci na znaki Boga. Gdy zobaczyli nowy znak, nieznaną gwiazdę, natychmiast wyruszyli w drogę.
Znaki, jakie Bóg stawia na naszej drodze nie zawsze są czytelne, przejrzyste. Pokusą życia duchowego jest pragnienie drogi pewnej, prostej, doskonałej, swego rodzaju „duchowej autostrady”. Tymczasem w drodze z Bogiem musimy liczyć się z paradoksami; nie wszystko jest jasne, logiczne, oczywiste, są tajemnice i pytania, na które nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Są ciemności i wątpliwości w wierze; jest czas, gdy gwiazda gaśnie, albo świeci w sposób ledwie widoczny.
    Mędrcy oczekiwali pomocy dworu króla Heroda oraz uczonych w Piśmie, kapłanów. Oni przecież stanowili elitę naukową i religijną, badali Pisma, mieszkali w Jerozolimie - centrum życia religijnego i politycznego. I otrzymali pomoc. Ale była to wiedza teoretyczna, zimna, podszyta lękiem. Niepokój Heroda i Jerozolimy kontrastuje z twórczym niepokojem mędrców. Niepokój Heroda rodzi się z lęku o siebie i władzę, natomiast niepokój mędrców z pierwotnej tęsknoty, którą Bóg „wpisał w ludzkie serca”. Każe ona ciągle pragnąć i poszukiwać właściwego źródła, światła i sensu naszego życia – Boga.
Trzej Mędrcy złożyli Jezusowi dary. Są to podarunki, które na Wschodzie składano królowi: złotosymbol władzy królewskiej; kadzidłosymbol bóstwa; mirrasymbol cierpienia. Dary te były wyznaniem Jezusa jako Boga, Króla i Człowieka.
   Stając dziś przed Jezusem nie musimy czuć się zażenowani; możemy Mu ofiarować odpowiednie dary. Złoto symbolizuje miłość, kadzidło wyraża pragnienia, tęsknotę za Bogiem, natomiast mirra to ból, trud, i cierpienie związane z życiem. Pan Bóg nie oczekuje od nas wielkich darów. Wystarczy, że oddamy Mu naszą miłość, pragnienia, tęsknoty oraz słabości i rany, czyli to, co jest nasze. Św. Ambroży napisał: Bóg nie zwraca zbytnio uwagi na to, co Mu dajemy, ale raczej na to, co zachowujemy dla siebie.
   Czy rozpoznaję znaki - „gwiazdy, które Bóg zapala na mojej drodze”? Czy moje życie duchowe naznaczone jest twórczym niepokojem? Czy jest w nim więcej martwego lęku o siebie i przyszłość? Czego nie mogę jeszcze oddać Bogu? Jaki dar zachowuję wyłącznie dla siebie?

 

sobota, 3 stycznia 2015

II NIEDZIELA PO BOŻYM NARODZENIU

                                             (J 1,1-18)Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało. W Nim było życie, a życie było światłością ludzi, a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła. Pojawił się człowiek posłany przez Boga - Jan mu było na imię. Przyszedł on na świadectwo, aby zaświadczyć o światłości, by wszyscy uwierzyli przez niego. Nie był on światłością, lecz /posłanym/, aby zaświadczyć o światłości. Była światłość prawdziwa, która oświeca każdego człowieka, gdy na świat przychodzi. Na świecie było /Słowo/, a świat stał się przez Nie, lecz świat Go nie poznał. Przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli. Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą w imię Jego - którzy ani z krwi, ani z żądzy ciała, ani z woli męża, ale z Boga się narodzili. A Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas. I oglądaliśmy Jego chwałę, chwałę, jaką Jednorodzony otrzymuje od Ojca, pełen łaski i prawdy. Jan daje o Nim świadectwo i głośno woła w słowach: Ten był, o którym powiedziałem: Ten, który po mnie idzie, przewyższył mnie godnością, gdyż był wcześniej ode mnie. Z Jego pełności wszyscyśmy otrzymali - łaskę po łasce. Podczas gdy Prawo zostało nadane przez Mojżesza, łaska i prawda przyszły przez Jezusa Chrystusa. Boga nikt nigdy nie widział, Ten Jednorodzony Bóg, który jest w łonie Ojca, /o Nim/ pouczył.
                  
 
     W Nim było życie. Mówiąc o życiu prawdziwym, św. Jan, używa obrazu światła: życie było światłością ludzi, a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła. Światło daje się bezinteresownie, nie narzuca się nikomu. Kto chce może z niego skorzystać i żyć w nim. Nikt jednak nie może zabronić mu świecić. Ciemności nie stłumią światła.
     Była światłość prawdziwa, która oświeca każdego człowieka, gdy na świat przychodzi. Światłość prawdziwa jest odbiciem, odblaskiem piękna, dobroci, świętości, miłości Boga. Bóg „wszczepił ją na trwałe” w ludzkie serca. I chociaż nasze codzienne życie jest trudne, naznaczone krzyżem, cierpieniem, troskami, to jednak jest w Nim Bóg - Miłość - prawdziwa Światłość, która je oświetla. Ciemności, zło, grzech mogą je zamazać, zaćmić, ale nigdy nie mogą zniszczyć.
   Boga nikt nigdy nie widział. Niewątpliwie jest to trudność życia duchowego. Bóg jest Tajemnicą, przed którą musimy zamilknąć. Nigdy nie będziemy mogli powiedzieć – znamy Boga. Ale świadomi tego, możemy otworzyć się na słuchanie Jezusa.
Jedynie Jezus rzeczywiście widział Boga, ponieważ sam jest Bogiem. Spoczywa w sercu Boga. Pozostaje w najbardziej intymnej więzi z Ojcem. I ten Jezus, który jest odbiciem Ojca, stał się człowiekiem, przyjął ciało, wstąpił w naszą historię. Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas. Kontemplując Jego ziemskie życie, Jego słowa i czyny, możemy uchwycić coś z życia niezgłębionej tajemnicy Ojca. W Jezusie my, ludzie oglądamy Boga i Jego miłość. I w Jezusie uzyskujemy intymną więź z Ojcem. W Nim możemy niejako spoczywać w sercu Ojca. Kontemplując serce Jezusa doświadczamy w jakimś stopniu tego, o czym mówi św. Jan – oglądamy chwałę Boga.
Z Jego pełności wszyscyśmy otrzymali – łaskę po łasce. Łaska i prawda przyszły przez Jezusa Chrystusa. W ciągu pokoleń, od krwi Abla, jak mówił św. Grzegorz, przelewały się na ludzkość łaski. Łaska po łasce. Aż nastąpiło całkowite wypełnienie w Jezusie. W tych łaskach mamy udział również my. Beze Mnie nic uczynić nie możecie powie Jezus (J 15, 5).
W naszej codzienności jesteśmy zbyt pochłonięci problemami i troską o godne życie, a czasem tylko o „przeżycie” i gubimy świadomość łaski. Słowo „łaska” staje się niezrozumiałe, dalekie, albo zostaje w ogóle wyparte z naszego życia. Łaska wydaje nam się należnością, a nie darem. Umiemy upominać się o łaski, a nie potrafimy za nie dziękować. Zapominamy, że wdzięczność jest pamięcią serca.
 Czy pamiętam na co dzień o obrazie Boga „wyrytym w moim sercu”? Czy nie „zamazuję”, niszczę w sobie przymiotów i piękna Boga? Jaki jest „mój Bóg”, do którego się modlę? Czy znajduję w codzienności czas na kontemplacje Oblicza Boga w Jezusie? Co dla mnie oznacza słowo „łaska”? Jakich szczególnych łask doświadczyłem w minionym roku? Czy wypowiedziałem już za nie słowa wdzięczności?