sobota, 29 listopada 2014

I NIEDZIELA ADWENTU

                              
                                (Mk 13, 33-37)

"Uważajcie, czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy czas ten nadejdzie. Bo rzecz ma się podobnie jak z człowiekiem, który udał się w podróż. Zostawił swój dom, powierzył swoim sługom staranie o wszystko, każdemu wyznaczył zajęcie, a odźwiernemu przykazał, żeby czuwał. Czuwajcie więc, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie: z wieczora czy o północy, czy o pianiu kogutów, czy rankiem. By niespodzianie przyszedłszy, nie zastał was śpiących. Lecz co wam mówię, mówię wszystkim: Czuwajcie!"

   Adwent rozpoczyna nowy rok liturgiczny i w swojej strukturze dzieli się na dwie części. Pierwsza kierunkuje uwagę na chwalebne przyjście Chrystusa w czasach ostatnich , druga przygotowuje do przeżycia tajemnicy Wcielenia Boga.
     Adwent to czas przechodzenia z jesieni w zimę; gdy przyroda, świat, człowiek po wielkiej ekspansji wiosny, lata, życia wkracza w stan szarości, wyciszania, obumierania. Ten szczególny czas ponownie przypomina, że wszystko poza Bogiem jest kruche, nietrwałe, zniszczalne. Poeta napisał: "Wczoraj nigdy się nie powtórzy. Dzisiaj szybko będzie jutrem. Jutro szybko stanie się wiecznością".
   Czytania liturgiczne wzywają do ufnej czujności. Dziś w świecie jest dużo beznadziei, zwątpienia, smutku, rozpaczy. Przygniata nas przeszłość i może zmarnowane lata. Przytłacza przyszłość i brak perspektyw, przytłaczają codzienne problemy, choroby, cierpienie, śmierć. Życie przypomina często kołowrót oczekiwań i niespełnienia. Gonimy, biegamy, szukamy, oczekujemy. Przeżywamy rozterki, rozczarowania.... Myślimy o przyszłości, czekamy lepszego jutra... I znów frustracje, brak spełnienia. Zapewne takie doświadczenia będą nam towarzyszyć do końca. Ale Jezus zaprasza nas, byśmy w Adwencie zatrzymali się z nadzieją, w wierze i radości.
Słowo "adwent" oznacza "przyjście, obecność".  W języku religijnym pogańskim oznacza objawienie się bóstwa. Chrześcijanie przejęli je, odnosząc do Jezusa. To sam Chrystus jest Władcą, Królem, Bogiem, który zstępuje na prowincję, na ziemię, objawia się człowiekowi. "Bóg nawiedził swój lud". jest wśród nas, nigdy nie wycofał się z naszego życia, z naszego świata. Jego obecność teologowie określają terminem "już i jeszcze nie". "Już", ponieważ Wcielenie jest faktem. "Jeszcze nie", gdyż obecność Boga objawi się w całej pełni, majestacie i chwale , a w indywidualnym wymiarze w chwili naszej śmierci.
Czas pomiędzy "już" i "jeszcze nie" jest czasem czujności, czuwania. "Czuwanie nie polega na wejściu w samego siebie, ale na wyjściu z siebie, aby powierzyć się Bogu" (B. Maggioni). Polega na obserwacji, kontemplacji, wejściu w ciszę, zakorzenieniu w słowie Bożym, czujnej cierpliwości, świadomym przeżywaniu codzienności. Jest przeciwieństwem letargu, snu, życia pustego, "letniego" (por. Ap 3, 15-16).
    W adwentowym czuwaniu patronuje nam Jan Chrzciciel i Maryja. Hans Urs von Balthasar porównuje Adwent do bramy, poprzez którą wkraczamy do świątyni Bożego Narodzenia. Brama ta jest strzeżona przez dwóch strażników. Pierwszym z nich jest Jan Chrzciciel; człowiek bezkompromisowy, wymagający, surowy, asceta. Drugi jest pokorny, wewnętrznie skupiony, cichy i kontemplatywny, to Maryja. Między Janem Chrzcicielem, ostatnim prorokiem, zapowiadającym przyjście Chrystusa, a Maryją jest wielka różnica. Jednak obydwoje są nieodzowni, by Bóg mógł "rozbić między nami swój namiot" (por. J 1, 14). Obydwoje są dla nas wzorem i pomocą w przeżyciu Adwentu i radości Bożego Narodzenia.

  Co dla mnie oznacza słowo "czuwać"? W jaki sposób pragnę przeżyć swój kolejny Adwent?
                                                                    
 
                                                      

sobota, 22 listopada 2014

UROCZYSTOŚĆ CHRYSTUSA KRÓLA

                                                                                                              (Mt 25, 31-46)
 
"Gdy Syn Człowieczy przyjdzie w swej chwale i wszyscy aniołowie z Nim, wtedy zasiądzie na swoim tronie pełnym chwały. I zgromadzą się przed Nim wszystkie narody, a On oddzieli jednych [ludzi] od drugich, jak pasterz oddziela owce od kozłów. Owce postawi po prawej, a kozły po swojej lewej stronie. Wtedy odezwie się Król do tych po prawej stronie: Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata! Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie. Wówczas zapytają sprawiedliwi: Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym i nakarmiliśmy Ciebie? spragnionym i daliśmy Ci pić? Kiedy widzieliśmy Cię przybyszem i przyjęliśmy Cię? lub nagim i przyodzialiśmy Cię? Kiedy widzieliśmy Cię chorym lub w więzieniu i przyszliśmy do Ciebie? A Król im odpowie: Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili. Wtedy odezwie się i do tych po lewej stronie: Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom! Bo byłem głodny, a nie daliście Mi jeść; byłem spragniony, a nie daliście Mi pić; byłem przybyszem, a nie przyjęliście Mnie; byłem nagi, a nie przyodzialiście mnie; byłem chory i w więzieniu, a nie odwiedziliście Mnie. Wówczas zapytają i ci: Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym albo spragnionym, albo przybyszem, albo nagim, kiedy chorym albo w więzieniu, a nie usłużyliśmy Tobie? Wtedy odpowie im: Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili. I pójdą ci na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego".
   Ewangelia św. Mateusza z uroczystości Chrystusa Króla zachęca do kontemplacji Jezusa Sędziego i "rachunku sumienia" z czynów miłosierdzia.
   W obrazie Sądu Ostatecznego Jezus odwołuje się do praktyki stosowanej przez pasterzy w Palestynie. Owce i kozły w ciągu dnia pasły się razem. Jednak na zakończenie dnia pasterze je rozdzielali. Kozły potrzebowały cieplejszego pomieszczenia, owce, które bardziej ceniono, wolały świeże powietrze.
 Sąd Ostateczny, który obejmie wszystkich (nie tylko chrześcijan), będzie symbolicznym aktem separacji, oddzielania. Jezus, Dobry Pasterz, ale także Sędzia, oddzieli "owce od kozłów", dobro od zła, miłość od grzechu.
  Kryterium separacji nie będzie tylko wiara, ale praktyczne czyny miłosierdzia i miłości. Jezus utożsamia się z najmniejszymi. Żaden gest dobroci i miłosierdzia wobec nich nie będzie zapomniany. Najmniejszymi są wszyscy uczniowie Jezusa, ale również każdy człowiek potrzebujący, biedny cierpiący w sposób duchowy, moralny czy materialny, który staje na naszej drodze, prosząc wprost lub w sposób milczący. I więcej, najmniejszym jest każdy z nas. Wszyscy potrzebujemy akceptacji, miłosierdzia, współczucia, życzliwości, miłości…
  Sąd będzie więc objawieniem ukrytych, pokornych, często niedocenianych gestów miłości, którymi było utkane (lub nie) nasze życie. "Pod wieczór naszego życia będziemy sądzeni z miłości" (św. Jan od Krzyża), gdyż tylko ona nadaje wartość i największy sens naszemu życiu.

    Jak wyobrażam sobie moje spotkanie z Chrystusem w chwili śmierci? Czy znam i w jaki sposób praktykuję "uczynki miłosierne co do duszy i ciała"? Jaką wartość stanowi dla mnie miłość (por. 1 Kor 13, 2)?                                                                                        


                                                                       

 
 Zanim przyjdę jako Sędzia Sprawiedliwy, wpierw przychodzę jako KRÓL  MIŁOSIERDZIA.
JESTEM  KRÓLEM  MIŁOSIERDZIA, A  TRONEM  MOIM JEST  TABERNAKULUM ?  /Dz.83,367/
  O, serce moje, czy, ty zdajesz sobie sprawę, że KRÓL  królów przychodzi do ciebie ?
- O , KRÓLU  mój, zostań Królem mego serca na wieki, a to mi wystarczy.
 





sobota, 15 listopada 2014

XXXIII NIEDZIELA ZWYKŁA

                                                                                                     (Mt 25, 14-30)
  
Podobnie też  jak z pewnym człowiekiem, który mając się udać w podróż, przywołał swoje sługi i przekazał im swój majątek. Jednemu dał pięć talentów, drugiemu dwa, trzeciemu jeden, każdemu według jego zdolności, i odjechał. Zaraz ten, który otrzymał pięć talentów, poszedł, puścił je w obrót i zyskał drugie pięć. Tak samo i ten, który dwa otrzymał; on również zyskał drugie dwa. Ten zaś, który otrzymał jeden, poszedł i rozkopawszy ziemię, ukrył pieniądze swego pana. Po dłuższym czasie powrócił pan owych sług i zaczął rozliczać się z nimi. Wówczas przyszedł ten, który otrzymał pięć talentów. Przyniósł drugie pięć i rzekł: Panie, przekazałeś mi pięć talentów, oto drugie pięć talentów zyskałem. Rzekł mu pan: Dobrze, sługo dobry i wierny. Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana. Przyszedł również i ten, który otrzymał dwa talenty, mówiąc: Panie, przekazałeś mi dwa talenty, oto drugie dwa talenty zyskałem. Rzekł mu pan: Dobrze, sługo dobry i wierny. Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana. Przyszedł i ten, który otrzymał jeden talent, i rzekł: Panie, wiedziałem, żeś jest człowiek twardy: chcesz żąć tam, gdzie nie posiałeś, i zbierać tam, gdzieś nie rozsypał. Bojąc się więc, poszedłem i ukryłem twój talent w ziemi. Oto masz swoją własność. Odrzekł mu pan jego: Sługo zły i gnuśny! Wiedziałeś, że chcę żąć tam, gdzie nie posiałem, i zbierać tam, gdziem nie rozsypał. Powinieneś więc był oddać moje pieniądze bankierom, a ja po powrocie byłbym z zyskiem odebrał swoją własność. Dlatego odbierzcie mu ten talent, a dajcie temu, który ma dziesięć talentów. Każdemu bowiem, kto ma, będzie dodane, tak że nadmiar mieć będzie. Temu zaś, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma. A sługę nieużytecznego wyrzućcie na zewnątrz ‑ w ciemności; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów .
   Bogaty człowiek, udając się w podróż, powierza swój majątek sługom, aby wykazali się inicjatywą, przedsiębiorczością i mądrze go zainwestowali. Osiem talentów to niewyobrażalna suma. W czasach Jezusa jeden talent srebra wystarczył na założenie przedsiębiorstwa. Pan rozdzielił talenty według zdolności i możliwości rozwoju każdego ze sług; zostawiając im wolność ich wykorzystania.
Każdy z nas ma co najmniej jeden talent, a więc ogromny kapitał, by zrealizować siebie, swoje życie, powołanie i odpowiedzieć na złożone w nas nadzieje Boga. Każdy jest jedyny, niepowtarzalny i ma swoją misję do spełnienia; dlatego Bóg rozdziela i "inwestuje" specyficzne dary, talenty, które pozwalają to zadanie zrealizować.
Dwaj pierwsi słudzy dobrze zrozumieli intencje właściciela talentów. Powierzony majątek wykorzystali stuprocentowo i otrzymali nagrodę. Trzeci wiele się natrudził, wykonał ciężką pracę, by ukryć w ziemi powierzone dobro, jednak efekt wysiłku okazał się daremny, bezowocny, nieproporcjonalny do zaangażowania. Jego praca z musu i lęku okazała się porażką.
Błąd trzeciego sługi polegał na tym, że nie podejmował działań  proporcjonalnych do wiedzy. Znał właściciela talentu; w jego oczach był surowy i wymagający, a jednak nie podjął trudu spełnienia jego oczekiwań. Dlatego został osądzony stosownie do wiedzy i działania.
Bóg nie jest surowy, nie "chce żąć tam, gdzie nie posiał", nie wymaga więcej niż potrafimy, pragnie relacji osobistej, opartej na zaufaniu i miłości, a nie lękowej, daje wolność w korzystaniu darów, pozostawia inicjatywę i możliwość uruchomienia własnej pomysłowości; oczekuje jednak stosownych owoców.
Naszym zadaniem jest odkrywanie własnych specyficznych darów i troska o ich rozwój. I nie jest istotne, ile posiadamy, ale w jaki sposób nimi gospodarujemy. Błędem jest natomiast porównywanie z innymi. Jego skutkiem są kompleksy, poczucie niskiej wartości, zniechęcenie, frustracje, pretensjonalność, zazdrość, zawiść, agresja, albo odwrotnie - pycha, lekceważenie innych, pogarda…
Jakie są moje specyficzne dary, talenty? Czy potrafię wymienić minimum 10? W jaki sposób je rozwijam? Czy potrafię zaryzykować dla Boga? Czy nie noszę w swoim sercu fałszywego, surowego, nadmiernie wymagającego obrazu Boga? Czy porównuję się z innymi?

sobota, 8 listopada 2014

ŚWIĘTO POŚWIĘCENIA BAZYLIKI LATERAŃSKIEJ

                                
  (J 2, 13-22)

Zbliżała się pora Paschy żydowskiej i Jezus udał się do Jerozolimy. W świątyni napotkał tych, którzy sprzedawali woły, baranki i gołębie, oraz siedzących za stołami bankierów.
Wówczas sporządziwszy sobie bicz ze sznurków, powypędzał wszystkich ze świątyni, także baranki i woły, porozrzucał monety bankierów, a stoły powywracał.
Do tych zaś, którzy sprzedawali gołębie, rzekł: «Weźcie to stąd, a nie róbcie z domu mego Ojca targowiska». Uczniowie Jego przypomnieli sobie, że napisano: «Gorliwość o dom Twój pożera Mnie».
W odpowiedzi zaś na to Żydzi rzekli do Niego: «Jakim znakiem wykażesz się wobec nas, skoro takie rzeczy czynisz?»
Jezus dał im taką odpowiedź: «Zburzcie tę świątynię, a Ja w trzech dniach wzniosę ją na nowo».
Powiedzieli do Niego Żydzi: «Czterdzieści sześć lat budowano tę świątynię, a Ty ją wzniesiesz w przeciągu trzech dni?» On zaś mówił o świątyni swego Ciała.
Gdy zatem zmartwychwstał, przypomnieli sobie uczniowie Jego, że to powiedział, i uwierzyli Pismu i słowu, które wyrzekł Jezus.


Bazylika św. Jana na Lateranie, jako katedra papieża oraz Matka i Głowa wszystkich kościołów Miasta Rzymu i Świata, jest wielkim i wspólnym kościołem parafialnym nas wszystkich wierzących, dlatego jako Kościół powszechny obchodzimy dziś to radosne święto w łączności z Papieżem Benedyktem XVI. Kościół chce dziś wyrazić również swoją wielką wdzięczność za wszystkie świątynie, jakie zostały wybudowane przez i dla jego wiernych. Słowo Boże skierowane dzisiaj do nas pragnie zwrócić naszą uwagę na jeszcze jedną ważną tajemnicę Jednego, Świętego, Powszechnego i Apostolskiego Kościoła: wszyscy jesteśmy żywym Kościołem i Domem Bożym dla wszystkich ludzi dobrej woli.
   Czyż nie wiecie, żeście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was? W Roku Wiary, Apostoł Narodów przypomina nam, że teologii, a zwłaszcza eklezjologii nie tworzy się „zza biurka”, lecz zawsze „w drodze – pielgrzymce wiary”: głosząc Słowo Boże oraz zakładając wspólnoty ludzi wierzących. Fundamentem „Bożej budowli i świątyni” jest zawsze Jezus Chrystus i żadna rzeczywistość czysto ludzka  nie może Go zastąpić, bo wtedy mielibyśmy do czynienia – tak jak chcą niektórzy – tylko z „filozofią św. Piotra”, „nauką św. Pawła” czy „polityką polsko-pruską św. Wojciecha”. Wielki i proroczy Sobór Watykański II przypomniał nam, że Kościół z natury swej jest misyjny. A zatem, każdy człowiek wierzący, jako apostoł, misjonarz i katecheta, ma być wytrawnym, wytrwałym i roztropnym budowniczym Mistycznego Ciała Chrystusa – żywego Kościoła. W wielu wypadkach zapominamy, że misyjność mojego Kościoła partykularnego (diecezja), lokalnego (parafia) i mojego „małego Kościoła” (rodzina) zależy od mojej wiary, mojego świadectwa wiary i od mojej nowej ewangelizacji.
   Bóg jest we wnętrzu swojego Kościoła. Nie możemy zrozumieć świętości i trwałości Kościoła bez nieustannej obecności Boga w swoim dziele, bez Chrystusowego fundamentu i bez stałej i ożywczej asystencji Ducha Świętego. Autor psalmu pragnie nauczyć nas najpierw ufnej modlitwy do Boga, naszej ucieczki, siły i najpewniejszej pomocy w trudnościach życia i wiary. Następnie pragnie przypomnieć budowniczym świątyni-Kościoła fundamentalną prawdę, która powinna podnosić na duchu małodusznych, chwiejnych i obojętnych, że to „Bóg jest w jego wnętrzu, więc się nie zachwieje”. Jeśli „Pan Zastępów jest z nami”, jeśli „Bóg jest naszą obroną”, to skąd tyle obaw, niedowierzania i słabej wiary?
    On zaś mówił o świątyni swego Ciała. Jako ludzie wierzący, nie możemy sobie wyobrazić niedzieli i świąt bez bycia w kościele i uczestniczenia we Mszy Świętej, tak jak dla pobożnego Żyda nie było do pomyślenia nieuczestniczenie w synagodze w święcie szabatu czy nie bycie w świątyni Jerozolimskiej podczas świąt Paschy. „Zbliżała się pora Paschy żydowskiej i Jezus udał się do Jerozolimy”. Jak wielkim zaskoczeniem dla Jezusa był fakt, kiedy w świątyni, miejscu tak świętym i przeznaczonym tylko do modlitwy, zastał zwyczajne i przepełnione zgiełkiem targowisko. Gest oczyszczenia świątyni z tego, co nieświęte i niegodne Boga, staje się znakiem sprzeciwu dla tych, którzy jako pierwsi powinni zadbać o świętość tego miejsca – domu Boga. Dawanie coraz więcej miejsca temu, co nieświęte, niegodne i nieczyste w życiu człowieka i Kościoła, odbywa się zawsze „kosztem Boga i człowieka”. Gdy oddala się lub wprost odpycha się Boga od tego, co On stworzył i co od zawsze należy do Niego (świat, człowiek, małżeństwo, rodzina, Kościół), tym samym oddala się lub wprost odpycha się człowieka od Boga, swojego Stwórcy i Zbawiciela. W obu wypadkach traci przede wszystkim człowiek, który oddala się lub jest odpychany przez innych od Źródła Miłości, Prawdy i Życia. „Zburzcie tę świątynię, a Ja w trzech dniach wzniosę ją na nowo”. Odważne i prorocze słowa Jezusa posiadają wiele znaczeń i odniesień. Pierwsze jest oczywiste, o którym wspomina bezpośrednio św. Jan Ewangelista: „On zaś mówił o świątyni swego Ciała”. Tylko Jezus Chrystus zmartwychwstał po trzech dniach, a tym samym odbudował Swoją i naszą świątynię. Wracają tutaj teologicznym echem słowa św. Pawła: „Jesteście Bożą budowlą, świątynią Boga”, „Świątynia Boga jest święta, a wy nią jesteście”, bo „Duch Boży mieszka w was”. Po zburzeniu świątyni Jerozolimskiej przez legiony rzymskie w 70 r. nasuwa się inne tłumaczenie: istnieje tylko jedna i święta Świątynia: Jezus Chrystus, a w Nim, przez Niego i dla Niego Jeden, Święty, Powszechny i Apostolski Kościół. Profetyczny gest Jezusa oczyszczenia świątyni nasuwa nam jeszcze inne, wiąż aktualne tłumaczenie: świętość Kościoła powszechnego, mojej diecezji, mojej parafii i mojej rodziny zależy od mojej i naszej świętości osobistej.

 


sobota, 1 listopada 2014

WSPOMNIENIE WSZYSTKICH WIERNYCH ZMARŁYCH

 

                               (J  11, 1-45)
"Był pewien chory, Łazarz z Betanii, z miejscowości Marii i jej siostry Marty. Maria zaś była tą, która namaściła Pana olejkiem i włosami swoimi otarła Jego nogi. Jej to brat Łazarz chorował. Siostry zatem posłały do Niego wiadomość: Panie, oto choruje ten, którego Ty kochasz. Jezus usłyszawszy to rzekł: Choroba ta nie zmierza ku śmierci, ale ku chwale Bożej, aby dzięki niej Syn Boży został otoczony chwałą. A Jezus miłował Martę i jej siostrę, i Łazarza. Mimo jednak że słyszał o jego chorobie, zatrzymał się przez dwa dni w miejscu pobytu. Dopiero potem powiedział do swoich uczniów: Chodźmy znów do Judei. Rzekli do Niego uczniowie: Rabbi, dopiero co Żydzi usiłowali Cię ukamienować i znów tam idziesz? Jezus im odpowiedział: Czyż dzień nie liczy dwunastu godzin? Jeżeli ktoś chodzi za dnia, nie potknie się, ponieważ widzi światło tego świata. Jeżeli jednak ktoś chodzi w nocy, potknie się, ponieważ brak mu światła. To powiedział, a następnie rzekł do nich: Łazarz, przyjaciel nasz, zasnął, lecz idę, aby go obudzić. Uczniowie rzekli do Niego: Panie, jeżeli zasnął, to wyzdrowieje. Jezus jednak mówił o jego śmierci, a im się wydawało, że mówi o zwyczajnym śnie. Wtedy Jezus powiedział im otwarcie: Łazarz umarł, ale raduję się, że Mnie tam nie było, ze względu na was, abyście uwierzyli. Lecz chodźmy do niego. Na to Tomasz, zwany Didymos, rzekł do współuczniów: Chodźmy także i my, aby razem z Nim umrzeć. Kiedy Jezus tam przybył, zastał Łazarza już do czterech dni spoczywającego w grobie.A Betania była oddalona od Jerozolimy około piętnastu stadiówi wielu Żydów przybyło przedtem do Marty i Marii, aby je pocieszyć po bracie. Kiedy zaś Marta dowiedziała się, że Jezus nadchodzi, wyszła Mu na spotkanie. Maria zaś siedziała w domu. Marta rzekła do Jezusa: Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł. Lecz i teraz wiem, że Bóg da Ci wszystko, o cokolwiek byś prosił Boga. Rzekł do niej Jezus: Brat twój zmartwychwstanie. Rzekła Marta do Niego: Wiem, że zmartwychwstanie w czasie zmartwychwstania w dniu ostatecznym. Rzekł do niej Jezus: Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki. Wierzysz w to? Odpowiedziała Mu: Tak, Panie! Ja wciąż wierzę, żeś Ty jest Mesjasz, Syn Boży, który miał przyjść na świat. Gdy to powiedziała, odeszła i przywołała po kryjomu swoją siostrę, mówiąc: Nauczyciel jest i woła cię. Skoro zaś tamta to usłyszała, wstała szybko i udała się do Niego. Jezus zaś nie przybył jeszcze do wsi, lecz był wciąż w tym miejscu, gdzie Marta wyszła Mu na spotkanie. Żydzi, którzy byli z nią w domu i pocieszali ją, widząc, że Maria szybko wstała i wyszła, udali się za nią, przekonani, że idzie do grobu, aby tam płakać. A gdy Maria przyszła do miejsca, gdzie był Jezus, ujrzawszy Go upadła Mu do nóg i rzekła do Niego: Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł. Gdy więc Jezus ujrzał jak płakała ona i Żydzi, którzy razem z nią przyszli, wzruszył się w duchu, rozrzewnił i zapytał: Gdzieście go położyli? Odpowiedzieli Mu: Panie, chodź i zobacz. Jezus zapłakał. A Żydzi rzekli: Oto jak go miłował! Niektórzy z nich powiedzieli: Czy Ten, który otworzył oczy niewidomemu, nie mógł sprawić, by on nie umarł? A Jezus ponownie, okazując głębokie wzruszenie, przyszedł do grobu. Była to pieczara, a na niej spoczywał kamień. Jezus rzekł: Usuńcie kamień. Siostra zmarłego, Marta, rzekła do Niego: Panie, już cuchnie. Leży bowiem od czterech dni w grobie. Jezus rzekł do niej: Czyż nie powiedziałem ci, że jeśli uwierzysz, ujrzysz chwałę Bożą? Usunięto więc kamień. Jezus wzniósł oczy do góry i rzekł: Ojcze, dziękuję Ci, żeś mnie wysłuchał. Ja wiedziałem, że mnie zawsze wysłuchujesz. Ale ze względu na otaczający Mnie lud to powiedziałem, aby uwierzyli, żeś Ty Mnie posłał. To powiedziawszy zawołał donośnym głosem: Łazarzu, wyjdź na zewnątrz! I wyszedł zmarły, mając nogi i ręce powiązane opaskami, a twarz jego była zawinięta chustą. Rzekł do nich Jezus: Rozwiążcie go i pozwólcie mu chodzić. Wielu więc spośród Żydów przybyłych do Marii ujrzawszy to, czego Jezus dokonał, uwierzyło w Niego”.
   
     Dzisiejsza Ewangelia podkreśla wagę przyjaźni. Jezus przyszedł do wszystkich, nikogo nie odrzucał, nie dyskryminował żadnej grupy osób. Ale miał również przyjaciół. Pielęgnował i cenił ludzkie uczucie przyjaźni.
Taką oazą przyjaźni była dla Jezusa Betania. Tam przebywał często i chętnie w towarzystwie trójki rodzeństwa: Marty, Marii i Łazarza. Betania była dla Jezusa miejscem oddechu, zatrzymania się, nacieszenia się ludzką przyjaźnią, a także miejscem duchowej odnowy do codziennego trudu ewangelizacji. Przyjaźń Jezusa była głęboka i delikatna. Taka przyjaźń jest zdolnością rozumienia drugiego do głębi. I taka przyjaźń nie potrzebuje wielu słów. Gdy zachorował Łazarz, jego siostry przekazują zwięzłą wiadomość: „Panie, oto choruje ten, którego Ty kochasz”. Bez zbędnych słów, bez komentarzy. Po śmierci brata Marta wypowie słowa dość szorstkie: „Gdybyś tu był, mój brat by nie umarł. Ale zaraz dodaje: Lecz i teraz wiem, że Bóg da Ci wszystko, o cokolwiek byś prosił Boga”. Jest w tych słowach pewność i jest ludzkie uczucie do przyjaciela. Tak, jakby mówiła: Wiem, że jesteś prawdziwym przyjacielem i mogę Ci zaufać. Przyjaźń Marty jest spontaniczna, prosta, poufała. Marta poprzez wiarę potrafi rozpoznać prawdziwą tożsamość przyjaciela.
    Równie silna jest przyjaźń Marii. Maria siedzi w domu i opłakuje śmierć brata. Maria potrzebuje osobistego wezwania. Pragnie indywidualnej więzi z Jezusem. Nauczyciel jest i woła cię. Gdy tylko usłyszała te słowa, natychmiast wstała i pobiegła do Niego”. W ten bieg Marii zostają wciągnięci Żydzi. Sądzą, że Maria biegnie opłakiwać brata. Tymczasem celem biegu Marii nie jest grób ani Łazarz, tylko Jezus, wielka przyjaźń i miłość do Jezusa. Po spotkaniu Jezusa pada na twarz. Jest to gest uwielbienia, czci, adoracji ale także wiary. Maria wierzy Jezusowi jak przyjacielowi - bez słów. Równie silną i głęboką przyjaźnią odpowiada Jezus. Idąc do grobu Łazarza Jezus zapłakał. Świadkowie tego wydarzenia komentują: „oto jak go miłował!”.Jezus daje się opanować przez ludzką boleść i nie wstydzi się tego. Nie wstydzi się także łez. Łzy są niekiedy jedynym sposobem, w jaki możemy wyrazić naszą miłość i modlitwę. W Betanii Jezus odsłania swoje człowieczeństwo. Jest braterski i wierny, czuły i subtelny. Ceni radość przyjaźni. Ryzykuje swoje życie, by dać świadectwo wierności, przyjaźni i miłości. Objawia oblicze Boga Miłości.
    Bóg, który płacze nad śmiercią przyjaciela jest może dla wielu bardziej przekonujący, niż Bóg, który wskrzesza do życia Łazarza. Jezus wzruszył się w duchu, Jezus zapłakał, Jezus się rozrzewnił – te czasowniki zbliżają Jezusa do naszych niepokojów, naszej obawy przed cierpieniem, naszego protestu wobec śmierci.
Jezus nie godzi się na zło, nie staje przed grobem bez wzruszenia. Jezus kocha także w ludzki sposób. I dlatego wzywa do życia. „Łazarzu, wyjdź na zewnątrz!”. Te słowa kieruje również do każdego z nas. Wyjdź z więzienia, w którym się zamknąłeś, rezygnując z ideałów i prawdziwych wartości, żyjąc w iluzjach. A także zrzuć „krępujące cię chusty i opaski!”. Czyli zerwij więzy, które na siebie nałożyłeś, albo pozwoliłeś, by uczynili to inni.
Dopiero, gdy zrzucimy z naszej twarzy „opaski”,czyli maski i gdy wyjdziemy z „grobu”, z więzienia strachu – zaczniemy prawdziwie żyć. Prawdziwa przyjaźń Jezusa wyzwala. Uwalnia od lęków, manipulacji, zależności. Wyzwala z egoizmu i izolacji.

Czy jestem zdolny do przyjaźni? Czy mam przyjaciół, czy raczej wielu znajomych? Czy Jezus jest fundamentem moich ludzkich przyjaźni? Czy potrafię nawiązywać relacje w wolności, nie wiążąc innych z sobą uczuciowo i nie wykorzystując ich potrzeb emocjonalnych? Czy nie manipuluję przyjaciółmi, nie zniewalam ich sobą? Czy nie wstydzę się uczuć? Czy potrafię je wyrażać? Czy raczej noszę zewnętrzne maski?