sobota, 27 września 2014

XXVI NIEDZIELA ZWYKŁA

 
"Co myślicie? Pewien człowiek miał dwóch synów. Zwrócił się do pierwszego i rzekł: Dziecko, idź dzisiaj i pracuj w winnicy! Ten odpowiedział: Idę, panie!, lecz nie poszedł. Zwrócił się do drugiego i to samo powiedział. Ten odparł: Nie chcę. Później jednak opamiętał się i poszedł. Któryż z tych dwóch spełnił wolę ojca? Mówią Mu: Ten drugi. Wtedy Jezus rzekł do nich: Zaprawdę, powiadam wam: Celnicy i nierządnice wchodzą przed wami do królestwa niebieskiego. Przyszedł bowiem do was Jan drogą sprawiedliwości, a wyście mu nie uwierzyli. Celnicy zaś i nierządnice uwierzyli mu. Wy patrzyliście na to, ale nawet później nie opamiętaliście się, żeby mu uwierzyć".
   Przypowieść o dwóch synach dotyka problemu posłuszeństwa. Ojciec, który ma dwóch synów, zwraca się do nich prośbą o podjęcie pracy w winnicy. Reakcje synów są krańcowo różne. Pierwszy jest cyniczny, uprzejmie i natychmiast odpowiada na prośbę ojca. Jednak w rzeczywistości nie idzie. Jest zbyt leniwy. Wszystko kończy się na słowach. Drugi syn jest typowym kapryśnym, buntowniczym, albo może źle wychowanym dzieckiem. Po odruchowej reakcji nieposłuszeństwa, przychodzi jednak żal i (mimo początkowej odmowy) idzie do winnicy.
    Przypowieść zachęca do refleksji nad posłuszeństwem i wiernością Bogu. Pierwszy syn mówi "tak", czyni "nie".Nie oznacza to jednak, że jego słowa są nieszczere. Pierwszy impuls był zapewne dobry, ale powierzchowny. Pierwsze impulsy należy świadomie przyjmować, ale potem wciąż na nowo potwierdzać, zamieniać w praktykę.
    Jako przykład może posłużyć rozeznawanie powołania. Mówimy Bogu tak. W sposób świadomy idziemy do klasztoru, albo wybieramy życie małżeńskie, rzadziej samotne. Z początku można żyć radykalnie - regułami zakonnymi, albo wiernością i miłością małżeńską albo ideałami służby w życiu samotnym. Z czasem jednak ideały schodzą na drugi plan. Szukamy siebie, kompensacji wyrzeczeń, przyjemności, zaspokojenia własnego egoizmu. Pierwotne "tak" blednie i zostaje zastąpione świadomie lub nieświadomie słowem "nie".

 

Nie wystarczy na początku powiedzieć "tak" i na tym poprzestać. Gdyby dwoje młodych ludzi powiedziało sobie: "kocham cię!" i później nigdy więcej o tym nie mówiło, to siła ich miłości wcześniej czy później wyczerpie się. Człowiek potrzebuje ciągle na nowo w różny sposób wypowiadać swoją miłość. Również Bogu nie można raz na zawsze powiedzieć "tak". Wciąż na nowo jesteśmy stawiani w sytuacjach wyboru, które weryfikują nasze pierwsze "tak".

 

Drugi z synów mówi "nie", a czyni "tak". Arcykapłani osądzili, że właśnie on wypełnił wolę ojca. Oczywiście, że spełnieniem woli ojca nie jest odmowa, ale późniejsza postawa. Po dłuższym zmaganiu z sobą kapituluje.Wiemy z doświadczenia, że "tak", wywalczone w trudzie i cierpieniu jest zwykle cenniejsze. Przypomnijmy sobie Jezusa w Ogrodzie Oliwnym (Mt 26, 36-46). Jego "tak" powiedziane Ojcu było odkupione zmaganiem, walką, krwią i łzami. Ale miało ogromną moc. Przyniosło światu zbawienie.

 

W życiu zwykle pierwszy układny syn zyskuje podziw i szacunek, a także awans. Stawia się go za wzór. Drugiemu buntowniczemu okazuje się pogardę, albo wyklucza. Jednak droga buntu nie jest drogą bez powrotu. Okazuje się, że w trudnych sytuacjach na niego można bardziej liczyć. Ostentacyjne posłuszeństwo kończy się zwykle na słowach.

 

Przypowieść dotyka problemu wolności. Nie jesteśmy piłeczką w grze losowej. Nic jest z góry przesądzone, zdeterminowane. Nasze pierwsze "tak" może z czasem stać się świadomym "nie" i odwrotnie. Nawet jeżeli przez lata mówiliśmy Bogu "nie", to nigdy nie jest za późno, by powiedzieć "tak". Nikt nie jest więźniem swojej przeszłości. Ważne jest co teraz czynimy. To właśnie ostatni wybór nadaje znaczenie wszystkim wcześniejszym. To, co wybieramy teraz czyni naszą przeszłość sensowną lub bezsensowną.

 

Przypowieść o dwóch synach rzuca nowe światło na problemy wychowawcze, z którymi borykają się rodzice, nauczyciele, pedagodzy. Bardzo modne jest dzisiaj obwinianie rodziców wszelkiego rodzaju zranieniami dzieci. Oczywiście, jest w tym wiele prawdy. Natomiast nie można generalizować. Postawy i zachowania dzieci nie są tylko wynikiem błędów wychowawczych. Wiele błędów i grzechów jest świadomym wyborem dzieci, nawet w rodzinach, w których stosuje się najlepsze i najnowsze metody pedagogiczne i psychologiczne. Każdy może powiedzieć "tak" lub "nie".   

 

Jaka jest moja spontaniczna odpowiedź na prośby innych? Czy jestem konformistą czy raczej niepokornym buntownikiem? Czy w trudnych sytuacjach inni mogą na mnie liczyć? Jakie jest moje słowo dawane Bogu dziś - "tak" czy "nie"?   

sobota, 20 września 2014

XXV NIEDZIELA ZWYKŁA

                            

                                                                                                                                 (Mt 25,  1-16)

Jezus powiedział swoim uczniom następującą przypowieść: Królestwo niebieskie podobne jest do gospodarza, który wyszedł wczesnym rankiem, aby nająć robotników do swej winnicy. Umówił się z robotnikami o denara za dzień i posłał ich do winnicy. Gdy wyszedł około godziny trzeciej, zobaczył innych, stojących na rynku bezczynnie, i rzekł do nich: "Idźcie i wy do mojej winnicy, a co będzie słuszne, dam wam". Oni poszli. Wyszedłszy ponownie około godziny szóstej i dziewiątej, tak samo uczynił. Gdy wyszedł około godziny jedenastej, spotkał innych stojących i zapytał ich: "Czemu tu stoicie cały dzień bezczynnie?" Odpowiedzieli mu: "Bo nas nikt nie najął". Rzekł im: "Idźcie i wy do winnicy!" A gdy nadszedł wieczór, rzekł właściciel winnicy do swego rządcy: "Zwołaj robotników i wypłać im należność, począwszy od ostatnich aż do pierwszych!" Przyszli najęci około jedenastej godziny i otrzymali po denarze. Gdy więc przyszli pierwsi, myśleli, że więcej dostaną; lecz i oni otrzymali po denarze. Wziąwszy go, szemrali przeciw gospodarzowi, mówiąc: "Ci ostatni jedną godzinę pracowali, a zrównałeś ich z nami, którzyśmy znosili ciężar dnia i spiekoty". Na to odrzekł jednemu z nich: "Przyjacielu, nie czynię ci krzywdy; czy nie o denara umówiłeś się ze mną? Weź, co twoje i odejdź! Chcę też i temu ostatniemu dać tak samo jak tobie. Czy mi nie wolno uczynić ze swoim, co chcę? Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry?" Tak ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi.
    Przypowieść o zaproszonych do pracy w winnicy ukazuje hojność Boga. Właściciel winnicy (Bóg) w każdej chwili dnia wychodzi na rynek, aby zatrudnić oczekujących na pracę bezrobotnych. Nie patrzy na zegarek. Nie przygląda się "referencjom" i rekomendacjom. Można by nawet powiedzieć, że lubi zatrudniać tych, którzy nie mają dobrych referencji: celnicy, jawnogrzesznice, złodzieje, mogą się okazać "idealnymi" robotnikami w Jego winnicy.
   Bóg jest Ojcem i przyjmuje do swojej rodziny wszystkich bez wyjątku. Kimkolwiek bylibyśmy, uzdolnieni lub nie, wykwalifikowani lub nie, odważni czy lękliwi, będący u początku naszego życia, w jego południu czy u schyłku. Jesteśmy oczekiwani. Na każdym etapie życia możemy powierzyć się dobroci, hojności i miłosierdziu Boga. Nawet gdy będzie już "godzina jedenasta", a więc jesień naszego życia.
   W życiu zawodowym bardzo ważny jest awans, sukces. Taki awans mierzy się również korzyściami materialnymi. A związany jest m. inn. z wysługą lat. Pan Bóg nie stosuje logiki awansu, zasług, ani prymatu starszeństwa. Robotnicy, którzy pracują od świtu otrzymują podobną zapłatę, jak zatrudnieni o godzinie szóstej, dziewiątej czy jedenastej. Wobec Boga nie chodzi o "lata wysługi", ale o intensywność, bezinteresowność, otwartość na Jego słowa, Jego wołanie. Robotnicy dziewiątej i jedenastej godziny otrzymali podobną nagrodę, bo odpowiedzieli równie hojnie na powołanie, niezależnie, od tego, kiedy je usłyszeli.
    Na pierwszy rzut oka, zapłata Boga wydaje się niesprawiedliwa, jednakowa dla wszystkich. Jest nią miłość Ojca. Miłość, w której nie ma większej części dla jednych, a mniejszej dla drugich. Nie ma ograniczeń dotyczących wieku, zdolności czy czasu trwania wysiłku. Jest to miłość absolutnie bezinteresowna i nieskończona. Jednak by ją zrozumieć trzeba mieć "dobre, czyste oko".

Jak rozumiem Bożą sprawiedliwość? Jaka jest moja relacja z Bogiem? Na czym ją opieram? Czy nie patrzę złym okiem na Boga i bliźnich?

sobota, 13 września 2014

ŚWIĘTO PODWYŻSZENIA KRZYŻA ŚWIĘTEGO

                                
 
                                                                                                  
                                                               (J3, 13-17)

„Jezus powiedział do Nikodema: I nikt nie wstąpił do nieba, oprócz Tego, który z nieba zstąpił - Syna Człowieczego. A Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne. Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony”.

    W czasie nocnej rozmowy z Nikodemem, przedstawicielem żydowskiej elity religijnej, Jezus odwołuje się do wydarzenia z czasów wędrówki Izraelitów przez pustynię. Pomimo doświadczania Opatrzności, lud szemrał, buntował się, kłócił się z Mojżeszem, poddawał w wątpliwość dobroć Boga. Odpowiedzią była „kara”. Pojawiły się węże, dziesiątkując ludność. Wówczas lud zwrócił się do Mojżesza, który w modlitwie wstawienniczej uzyskał przychylność Jahwe. Bóg nakazał sporządzić Mojżeszowi miedzianego węża i powiesić go na palu; ktokolwiek z wiarą spojrzał na niego, przeżył.  Księga Mądrości podkreśla istotę cudu na pustyni; jego przyczyną nie był wąż lub magiczne spojrzenie na niego, ale wiara Bogu: A kto się zwrócił do niego, ocalenie znajdował nie w tym, na co patrzył, ale w Tobie, Zbawicielu wszystkich (Mdr 16, 7).
    To prastare wydarzenie z historii Izraela Jezus odnosi do swojej męki i śmierci. Zapowiada w ten sposób swoje wywyższenie na krzyżu. Żydzi wielokrotnie chcieli ukamienować Jezusa, gdyż uważali Go za bluźniercę. Jednak Bóg nie chciał, by Jezus został ukamienowany. Człowiek ukamienowany staje się niejako niewidoczny, spłaszczony. Jezus natomiast miał być ukazany w całej postaci i w pełnym świetle na krzyżu, by można Go było kontemplować i adorować. Jezus wchodzi na górę Kalwarię. Jest to ruch wstępujący, prowadzący do Ojca. Na Golgocie zawiśnie w miejscu centralnym, pomiędzy dwoma innymi złoczyńcami. Św. Jan ukazuje krzyż Jezusa jako tron Króla i miejsce wywyższenia Jezusa: Gdy wywyższycie Syna Człowieczego, wtedy poznacie, że JA JESTEM (J 8, 28); A Ja gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie (J12, 32). Jezus na krzyżu przyciąga wszystkich do siebie swoją miłością.
    Krzyż Jezusa mówi, albo raczej krzyczy o miłości Boga do człowieka. Miłość jest najważniejszym słowem wypowiedzianym przez Boga, co więcej, należy do istoty Boga, bo Bóg jest miłością (1 J 4, 8). Bóg jednak nie "zachowuje" miłości dla siebie, ale dzieli się nią ze światem, z człowiekiem. Świat, chociaż grzeszny, jest w sercu Boga. Zrodził się z Jego miłości, żyje dzięki niej i zbawi się dzięki niej. Największym znakiem miłości Boga jest Jego Syn. Bóg zachowuje się jak kochający, zakochany, który ze względu na świat oddaje i ryzykuje życiem własnego Syna. Bóg kocha świat miłością "bałwochwalczą" (K. Berger). Daje człowiekowi udział we własnym nieśmiertelnym boskim życiu.
   W jakich sytuacjach szemrzę wobec Boga? Co sądzę o karze Bożej? Czym jest dla mnie krzyż? Jakie miejsce w moim życiu duchowym zajmuje kontemplacja Jezusa na krzyżu? Czy dostrzegam miłosne znaki działającego nieustannie Boga?

sobota, 6 września 2014

XXIII NIEDZIELA ZWYKŁA

                               
                                                                       (Mt 18, 15-20)

Jezus powiedział do swoich uczniów: "Gdy brat twój zgrzeszy przeciw tobie, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi! A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik! Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, cokolwiek zwiążecie na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążecie na ziemi, będzie rozwiązane w niebie.Dalej, zaprawdę, powiadam wam: Jeśli dwóch z was na ziemi zgodnie o coś prosić będzie, to wszystko otrzymają od mojego Ojca, który jest w niebie. Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich".

     W dzisiejszym społeczeństwie istnieją dwie skrajne tendencje w stosowaniu zasady upominania. Jedna polega na moralizowaniu, wytykaniu błędów, krytykowaniu, osądzaniu. Są ludzie, którzy uważają że mają monopol na prawdę i wszyscy powinni się im podporządkować. Takie myślenie prowadzi do braku tolerancji, sztywności, arbitralności; jest skutkiem wielu błędów i zranień w relacjach międzyludzkich. Druga tendencja - liberalna - polega na źle rozumianej tolerancji i pozostawieniu każdemu całkowitej wolności. Znajduje ona wyraz między innymi w bezstresowym wychowaniu.
   Pytanie - Upominać czy nie? - pozostaje poza dyskusją. Problemem jest sposób, w jaki należy upominać. Jezus proponuje cztery kroki upomnienia. Najpierw w cztery oczy. Jeśli sprawa zostanie rozwiązana w dyskrecji, bez mieszania do niej innych, łatwiej uzyskać pojednanie. Jeśli nie jest to możliwe, warto pomyśleć o mediacji mądrych i dyskretnych osób, które, stojąc poza konfliktem, mogą w sposób bezstronny i obiektywny złagodzić napiętą atmosferę.Kolejnym krokiem jest włączenie całej wspólnoty (małżeńskiej, rodzinnej, zakonnej, przyjacielskiej) w modlitwę. Takie postępowanie niejako angażuje samego Boga: Jeśli dwóch z was na ziemi zgodnie o coś prosić będzie, to wszystko otrzymają od mojego Ojca, który jest w niebie. Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich. Jeżeli wszystkie środki zawiodą Jezus proponuje, byśmy postępowali jak On wobec celników i grzeszników, czyli okazywali maksimum cierpliwości i miłości i szukali nowych dróg dotarcia do bliźnich, pamiętając o słowach: Miłuj bliźniego swego jak siebie samego (Mt 22, 39); miłość nie wyrządza zła bliźniemu (Rz 13, 10).
   Kogo zawiodłem, skrzywdziłem, dotknąłem...? Co chciałbym dziś powiedzieć osobom, które świadomie lub nieświadomie zraniłem? Komu jest mi najtrudniej przebaczyć? Dlaczego? Czy podejmuję praktykę upomnienia braterskiego? Co leży u podłoża mojego upominania  bliźnich: chęć upokorzenia innych, pycha, potrzeba dowartościowania siebie, usprawiedliwianie własnych podobnych zachowań, troska o bliźniego, miłość...? W jaki sposób upominam? Czy moje upomnienia nie ranią bliźnich?