sobota, 29 marca 2014

IV NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU

                           IV Niedziela Wielkiego Postu A              (J 9,1.6-9.13-17.34-38)
Jezus przechodząc ujrzał pewnego człowieka, niewidomego od urodzenia. Splunął na ziemię, uczynił błoto ze śliny i nałożył je na oczy niewidomego, i rzekł do niego: «Idź, obmyj się w sadzawce Siloe» – co się tłumaczy: Posłany. On więc odszedł, obmył się i wrócił widząc. A sąsiedzi i ci, którzy przedtem widywali go jako żebraka, mówili: «Czyż to nie jest ten, który siedzi i żebrze?» Jedni twierdzili: «Tak, to jest ten», a inni przeczyli: «Nie, jest tylko do tamtego podobny». On zaś mówił: «To ja jestem».
Zaprowadzili więc tego człowieka, niedawno jeszcze niewidomego, do faryzeuszów. A dnia tego, w którym Jezus uczynił błoto i otworzył mu oczy, był szabat. I znów faryzeusze pytali go o to, w jaki sposób przejrzał. Powiedział do nich: «Położył mi błoto na oczy, obmyłem się i widzę». Niektórzy więc spośród faryzeuszów rzekli: «Człowiek ten nie jest od Boga, bo nie zachowuje szabatu». Inni powiedzieli:
«Ale w jaki sposób człowiek grzeszny może czynić takie znaki?» I powstało wśród nich rozdwojenie. Ponownie więc zwrócili się do niewidomego: «A ty, co o Nim myślisz w związku z tym, że ci otworzył oczy?» Odpowiedział: «To jest prorok». Na to dali mu taką odpowiedź: «Cały urodziłeś się w grzechach, a śmiesz nas pouczać?» I precz go wyrzucili. 

Jezus usłyszał, że wyrzucili go precz, i spotkawszy go rzekł do niego: «Czy ty wierzysz w Syna Człowieczego?» On odpowiedział: «A któż to jest, Panie, abym w Niego uwierzył?» Rzekł do niego Jezus: «Jest Nim Ten, którego widzisz i który mówi do ciebie». On zaś odpowiedział: «Wierzę, Panie!» i oddał Mu pokłon.
    Jezus dostrzega każdego człowieka, w szczególności potrzebującego. Pochyla się nad każdą biedą i nie obcy jest Mu jakikolwiek dramat życiowy. On bardziej niż ktokolwiek inny wie, co czuje człowiek cierpiący. Sam został doświadczony do granic możliwości. „On to zamiast radości, którą Mu obiecywano, przecierpiał krzyż, nie bacząc na [jego] hańbę” (Hbr 12,2). Jezus widzi również Ciebie i Twoją osobistą biedę. Patrzy w Twoim kierunku i chce, byś świadomie, po raz kolejny, zaprosił/a Go do swojego życia. Czy jesteś gotowy/a na odwzajemnienie spojrzenia?
    Człowiek niewidomy został uzdrowiony przez Jezusa. Nie dokonałoby się to, gdyby nie posłuszeństwo wobec Jego Słowa. Niewidomy zrobił to, do czego został zaproszony. Poszedł do sadzawki i obmył się. Prosta czynność, ale pokornie wykonana zakończyła się cudem.
               Czy doceniam posłuszeństwo natchnieniom Ducha Św. na co dzień?
Odzyskanie wzroku przez niewidomego nie jest tu najważniejsze. W centrum jest otwarcie wewnętrznych oczu na otaczającą rzeczywistość. Ci sami ludzie, te same miejsca, te same troski dnia codziennego obecnie nabierają zupełnie nowego blasku. Spotkanie z żywym Jezusem zmienia to, co wydaje się niezmienne. Czy jestem człowiekiem pragnącym wciąż coraz to nowego spojrzenia na świat poprzez ciągłe ożywianie relacji z Jezusem?
    Faryzeusze są przykładem ludzi, którzy choć fizycznie nie mają problemów ze wzrokiem, to jednak ich wewnętrzne oko nie widzi światła. Nie dostrzegają w Jezusie posłanego Mesjasza, Syna Bożego, który przyszedł do swojej własności (J 1,11), lecz odrzucają Jego naukę oraz każdą czystą intencję i Jego dobry czyn. Jak wielką trzeba nosić w sobie ciemność, by nie dostrzegać oczywistego dobra w swoim życiu oraz życiu innych ludzi? Niestety człowiek wierzący również jest narażony na podobną ślepotę. Kiedy przychodzi duchowe strapienie jest zdolny do kwestionowania wszelkiego dobra, jakie Bóg dokonał w Jego życiu. Jedynym lekarstwem jest cierpliwość i wiara, że pomimo wewnętrznej pustki obecny jest przy mnie Jezus.
    W jaki sposób przeżywam duchowe strapienie? Co robię, gdy przychodzi na mnie taka ciemność?

niedziela, 23 marca 2014

III NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU

Wj 3,1-8a.13-15 Ps 103 1Kor 10,1-6.10-12 Łk 13,1-9                                     (J 4,5-42)
Jezus przybył do miasteczka samarytańskiego, zwanego Sychar, w pobliżu pola, które /niegdyś/ dał Jakub synowi swemu, Józefowi. Było tam źródło Jakuba. Jezus zmęczony drogą siedział sobie przy studni. Było to około szóstej godziny. Nadeszła /tam/ kobieta z Samarii, aby zaczerpnąć wody. Jezus rzekł do niej: Daj Mi pić! Jego uczniowie bowiem udali się przedtem do miasta dla zakupienia żywności. Na to rzekła do Niego Samarytanka: Jakżeż Ty będąc Żydem, prosisz mnie, Samarytankę, bym Ci dała się napić? Żydzi bowiem z Samarytanami unikają się nawzajem. Jezus odpowiedział jej na to: O, gdybyś znała dar Boży i /wiedziała/, kim jest Ten, kto ci mówi: Daj Mi się napić - prosiłabyś Go wówczas, a dałby ci wody żywej. Powiedziała do Niego kobieta: Panie, nie masz czerpaka, a studnia jest głęboka. Skądże więc weźmiesz wody żywej? Czy Ty jesteś większy od ojca naszego Jakuba, który dał nam tę studnię, z której pił i on sam, i jego synowie i jego bydło? W odpowiedzi na to rzekł do niej Jezus: Każdy, kto pije tę wodę, znów będzie pragnął. Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytryskającej ku życiu wiecznemu. Rzekła do Niego kobieta: Daj mi tej wody, abym już nie pragnęła i nie przychodziła tu czerpać. A On jej odpowiedział: Idź, zawołaj swego męża i wróć tutaj. A kobieta odrzekła Mu na to: Nie mam męża. Rzekł do niej Jezus: Dobrze powiedziałaś: Nie mam męża. Miałaś bowiem pięciu mężów, a ten, którego masz teraz, nie jest twoim mężem. To powiedziałaś zgodnie z prawdą. Rzekła do Niego kobieta: Panie, widzę, że jesteś prorokiem. Ojcowie nasi oddawali cześć Bogu na tej górze, a wy mówicie, że w Jerozolimie jest miejsce, gdzie należy czcić Boga. Odpowiedział jej Jezus: Wierz Mi, kobieto, że nadchodzi godzina, kiedy ani na tej górze, ani w Jerozolimie nie będziecie czcili Ojca. Wy czcicie to, czego nie znacie, my czcimy to, co znamy, ponieważ zbawienie bierze początek od Żydów. Nadchodzi jednak godzina, owszem już jest, kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie, a takich to czcicieli chce mieć Ojciec. Bóg jest duchem; potrzeba więc, by czciciele Jego oddawali Mu cześć w Duchu i prawdzie. Rzekła do Niego kobieta: Wiem, że przyjdzie Mesjasz, zwany Chrystusem. A kiedy On przyjdzie, objawi nam wszystko. Powiedział do niej Jezus: Jestem Nim Ja, który z tobą mówię. Na to przyszli Jego uczniowie i dziwili się, że rozmawiał z kobietą. Jednakże żaden nie powiedział: Czego od niej chcesz? - lub: - Czemu z nią rozmawiasz? Kobieta zaś zostawiła swój dzban i odeszła do miasta. I mówiła tam ludziom: Pójdźcie, zobaczcie człowieka, który mi powiedział wszystko, co uczyniłam: Czyż On nie jest Mesjaszem? Wyszli z miasta i szli do Niego. Tymczasem prosili Go uczniowie, mówiąc: Rabbi, jedz! On im rzekł: Ja mam do jedzenia pokarm, o którym wy nie wiecie. Mówili więc uczniowie jeden do drugiego: Czyż Mu kto przyniósł coś do zjedzenia? Powiedział im Jezus: Moim pokarmem jest wypełnić wolę Tego, który Mnie posłał, i wykonać Jego dzieło. Czyż nie mówicie: Jeszcze cztery miesiące, a nadejdą żniwa? Oto powiadam wam: Podnieście oczy i popatrzcie na pola, jak bieleją na żniwo. żniwiarz otrzymuje już zapłatę i zbiera plon na życie wieczne, tak iż siewca cieszy się razem ze żniwiarzem. Tu bowiem okazuje się prawdziwym powiedzenie: Jeden sieje, a drugi zbiera. Ja was wysłałem żąć to, nad czym wyście się nie natrudzili. Inni się natrudzili, a w ich trud wyście weszli. Wielu Samarytan z owego miasta zaczęło w Niego wierzyć dzięki słowu kobiety świadczącej: Powiedział mi wszystko, co uczyniłam. Kiedy więc Samarytanie przybyli do Niego, prosili Go, aby u nich pozostał. Pozostał tam zatem dwa dni. I o wiele więcej ich uwierzyło na Jego słowo, a do tej kobiety mówili: Wierzymy już nie dzięki twemu opowiadaniu, na własne bowiem uszy usłyszeliśmy i jesteśmy przekonani, że On prawdziwie jest Zbawicielem świata.
   Jezus mówi o tym, że tylko On może dać wodę, po której już nie będziemy czuć pragnienia. Jednak pierwszym krokiem, aby otrzymać tę żywą wodę jest uświadomienie sobie tego najgłębszego pragnienia. Wydaje się to oczywiste, ale łatwo o tym zapominamy lub szukamy łatwych, szybkich rozwiązań. Czy więc patrząc na ostatnie dni, tygodnie, czy nawet lata możesz zauważyć miejsca, w których to pragnienie było widoczne? Czy jesteś w stanie wskazać na te momenty, w których tak jak Samarytanka przychodziłeś do studni, aby otrzymać upragnioną wodę?
    Jednym ze sposobów gaszenia najgłębszego pragnienia może być niewątpliwie modlitwa. Jednak doświadczenie pokazuje, że często nie prowadzi ona do jego ugaszenia. Dlaczego? Powodów jest mnóstwo, ale jednym z najczęściej spotykanych jest ten, iż nawet jeśli nasze pragnienie będzie mogło być zaspokojone to i tak z tego nie skorzystamy. Jak to jest możliwe? Wynika to z faktu, iż często przychodzimy na modlitwę bez otwartości na nowość, bez gotowości na zmianę zdania. Samarytanka przyszła po wodę i nie otrzymała dokładnie tego co chciała. Musiała niejako zmienić swoje pragnienie – z wody źródlanej na wodę żywą. Czy więc, gdy przychodzisz na modlitwę jesteś przygotowany, że Bóg będzie chciał zaspokoić, inne głębsze pragnienie? Czy pamiętasz o słowach z księgi Izajasza – „bo myśli moje nie są myślami waszymi” (Iz 55, 8)? Czy wychodząc z modlitwy masz przeświadczenie, że usłyszałeś coś, co nie było twoje, ale Jego?
    To najgłębsze pragnienie jest niemożliwe do zaspokojenia, a przynajmniej tu, na ziemi. Zawsze będzie w nas coś, co będzie nas męczyło, coś czego będzie nam brakowało. Warto o tym pamiętać, bo mamy tendencję do frustracji, jeśli tego czegoś nam brakuje. Jest ono niczym nieuleczalna choroba na którą chorujemy wszyscy, każdy, bez wyjątku. Czy nie ma we mnie takiej chęci, aby już mieć wszystko, aby nie musieć się już starać?
To niezaspokojenie można jednak wykorzystać. Odnaleźć energię, moc wypływającą z tego niespełnienia. Jeśli nam się to uda, jeśli każdego dnia będziemy wykorzystywać to pragnienie, to mogą zdarzyć się rzeczy niewyobrażalne.
                    Proszę Jezu, spraw, abym nie szukała siebie, lecz CIEBIE PANIE !

sobota, 15 marca 2014

II NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU

                         przemienienie pańskie rafaela          (Mt 17, 1-9)


„Po sześciu dniach Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i brata jego Jana i zaprowadził ich na górę wysoką, osobno. Tam przemienił się wobec nich: twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło. A oto im się ukazali Mojżesz i Eliasz, którzy rozmawiali z Nim. Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: Panie, dobrze, że tu jesteśmy; jeśli chcesz, postawię tu trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza. Gdy on jeszcze mówił, oto obłok świetlany osłonił ich, a z obłoku odezwał się głos: To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie! Uczniowie, słysząc to, upadli na twarz i bardzo się zlękli. A Jezus zbliżył się do nich, dotknął ich i rzekł: Wstańcie, nie lękajcie się! Gdy podnieśli oczy, nikogo nie widzieli, tylko samego Jezusa. A gdy schodzili z góry, Jezus przykazał im mówiąc: Nie opowiadajcie nikomu o tym widzeniu, aż Syn Człowieczy zmartwychwstanie”.
   W Wielkim Poście Kościół zaprasza nas na dwie góry: Tabor i Golgotę. Pierwsza oznacza nadzieję, radość i pociechę. Druga cierpienie i krzyż. Obie wzajemnie się przenikają. Bez radości Taboru trudno podjąć krzyż Golgoty; natomiast bez krzyża nie ma radości zmartwychwstania.
Wybierając drogę z Jezusem, musimy się zgodzić, że w naszym życiu będziemy doświadczać nie tylko obecności Jezusa Przemienionego, chwalebnego, ale również oblicza Jezusa cierpiącego, upokorzonego. W życiu duchowym niejednokrotnie doświadczamy szczęścia, światła, siły, pokoju, radości, miłości. Ale Bóg może nas wezwać również do czuwania z Nim w czasie nocy udręki, zwątpienia, ciemności, samotności. Gdy „wszystko się sypie” i wszystkiego brakuje; gdy pojawia się zniechęcenie, poczucie pustki i bezsensu. Jezus nie gwarantuje ciągłego pobytu na górze Tabor. Przeciwnie, z całym realizmem podkreśla, że Jego droga to także trud i krzyż. Jednak daje nam górę Tabor, byśmy w chwilach krytycznych trwali na krzyżu obok Niego.
Piotr chce „utrwalić” doświadczenie z góry Tabor. Chce zbudować trzy namioty, by przedłużyć bliskość Jezusa, Jego dające poczucie bezpieczeństwa światło. Jednak nie o to chodzi. Za chwilę trzeba zejść, do codzienności.
„Wzniesienie namiotu” Bogu może być wyrazem nieświadomego dystansu, ograniczenia Jego obecności do ściśle określonych miejsc i czasu. Łatwiej jest spotykać Boga w „namiocie” (kościele), niż we własnym sercu. Bóg, który „mieszka pod namiotem”, nie przeszkadza, nie wchodzi nikomu w drogę.
Pozostanie z Bogiem na górze może być piękne, napawające radością, miłością i nadzieją. Ale potem trzeba zejść w dolinę. Z kontemplacji, bliskości Boga, trzeba przejść do życia codziennego, zwykłych zajęć, rozkładu dnia, nużącej rutyny, codziennego trudu. Ideał, który poznajemy na górze Tabor, który nas fascynuje, w codziennej rzeczywistości często się zamazuje i oddala. Powoli, niepostrzeżenie pojawia się pokusa, by się przystosować, upodobnić do innych, powrócić do przeciętności.
By jej nie ulec powinniśmy szczególnie mocno doświadczyć spotkania z Jezusem Przemienionym na górze. To górskie powietrze, bliskości i więzi z Jezusem, pozwoli nam trwać w cierpliwości, wierności, nieraz poprzez walki, wśród wszystkich „wyziewów świata i cywilizacji”, pośród tłumu, który depcze nam po piętach, często niewiele rozumiejąc.
    Czy w moim życiu dominuje Tabor czy Golgota? Czy przeżyłem więcej radosnych chwil czy raczej smutnych? Które najbardziej zapadły mi w pamięci? Czy nie zamykam Boga „w namiocie” moich ograniczeń, oczekiwań i ambicjonalnych celów? Czy idę w sposób radykalny za Jezusem, czy raczej wystarcza mi przeciętność, letniość? Jakie „wyziewy świata i cywilizacji” stopniowo zatruwają mojego ducha? Co w moim życiu wymaga „przemienienia”, zmiany, nawrócenia? Co już zostało przemienione pod wpływem wiary?
                                                                                                         
 
 

sobota, 8 marca 2014

I NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU

                                (Mt 14, 22-33)
Zaraz też przynaglił uczniów, żeby wsiedli do łodzi i wyprzedzili Go na drugi brzeg, zanim odprawi tłumy. Gdy to uczynił, wyszedł sam jeden na górę, aby się modlić. Wieczór zapadł, a On sam tam przebywał. Łódź zaś była już sporo stadiów oddalona od brzegu, miotana falami, bo wiatr był przeciwny. Lecz o czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc po jeziorze. Uczniowie, zobaczywszy Go kroczącego po jeziorze, zlękli się myśląc, że to zjawa, i ze strachu krzyknęli. Jezus zaraz przemówił do nich:  «Odwagi! Ja jestem, nie bójcie się!» Na to odezwał się Piotr: «Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie!» A On rzekł: Przyjdź!» Piotr wyszedł z łodzi, i krocząc po wodzie, przyszedł do Jezusa. Lecz na widok silnego wiatru uląkł się i gdy zaczął tonąć, krzyknął: «Panie, ratuj mnie!» Jezus natychmiast wyciągnął rękę i chwycił go, mówiąc: «Czemu zwątpiłeś, małej wiary?» Gdy wsiedli do łodzi, wiatr się uciszył. Ci zaś, którzy byli
w łodzi, upadli przed Nim, mówiąc:
«Prawdziwie jesteś Synem Bożym».


    Św. Mateusz, na początku tego fragmentu Ewangelii, ukazuje postać Chrystusa, jako Kogoś, kto udaje się samotnie na górę. Chrystus, po całym dniu bycia wśród ludzi, wysyła uczniów na drugi brzeg oraz prosi tłumy, aby już wróciły do siebie do domów. Nie robi tego bezcelowo. To jest Jego decyzja, którą nosił w sercu a teraz ją realizuje. Potrzebuje i pragnie samotności.
Nie wystarcza Mu jednak samotność w miejscu, w którym się znajduje. Udaje się na miejsce jeszcze bardziej odludne, pełne ciszy. Wychodzi na górę. Mało kto podejmuje taki wysiłek, aby znaleźć samotność. Tym bardziej, iż mało kto uważa ją za przyjemną. Tłumacząc dosłownie ten fragment Ewangelii, jest tam napisane, iż: (…)wszedł na górę na osobności pomodlić się. Jakby św. Mateusz chciał położyć akcent nie na samotność, ale na to, że na osobności o wiele łatwiej rozmawia się z kimś drugim.
Jak się czujesz, gdy przebywasz sam na sam ze sobą i z Bogiem Ojcem? Jeśli Twoje serce także pragnie tego czasu, to co możesz zrobić, by go owocniej przeżywać?
Jakby wyglądało Twoje życie, gdyby tego zabrakło?
    Uczniowie w tym fragmencie Ewangelii ruszają w morską przeprawę. Zadanie wydaje się dość proste, ponieważ mają jedynie dotrzeć na drugi brzeg jeziora. Nie wystraszył ich fakt, że wypływają nocą, gdyż już nie raz pływali po tym jeziorze w takich warunkach. Nie wystraszył ich także na początku brak Jezusa na łodzi, bo przecież było ich tam aż dwunastu a sam Jezus nigdy nie miał przecież doświadczenia w żegludze. Pojawiły się jednak trudności. Zrobiło się nawet niebezpiecznie . W tym momencie nadszedł do nich Jezus idąc po jeziorze. Zupełnie Go nie poznali. To tak, jakby zapomnieli o Jego słowach, żeby Go wyprzedzili na drugi brzeg. Co znaczyło przecież, że miał do nich dołączyć. On był jedynym, który im zapowiedział, choć nie wprost, że się do nich zbliży. Obiecał im to.
Może także jesteś teraz w miejscu, w którym nie wiesz, co dalej robić? Może czujesz w swoim sercu lęk?
Co jednak Tobie Bóg obiecał? Co Tobie zapowiedział? A jeżeli uważasz, że nie ma takiej rzeczy, to może warto Go teraz prosić, by pomógł Ci to odkryć?
    W końcu doszło do spotkania Jezusa ze swoimi uczniami. Ich Mistrz wypowiedział do nich bardzo ważne słowa, które miały dodać im otuchy. W dodatku, po tych właśnie słowach, powinni oni już rozpoznać to, z kim mają do czynienia. Jednak wciąż wątpią, czy to faktycznie Jezus do nich przyszedł. Wyraża to dobitnie Piotr, który pragnie dowodu. Jezus zgadza się na jego pomysł i w żaden sposób nie wyrzuca mu jego wątpliwości, ani tego, że Piotr potrzebuje namacalnego dowodu. Jezus doskonale wie, że to jest szansa, by nauczyć Piotra czegoś więcej. W końcu przyszedł Piotr do Jezusa po wodzie, czyli już stał przy Nim. Pewnie poznał Jego twarz, może mógł Go nawet dotknąć. Stojąc jednak nawet tak blisko Niego, uwierzył bardziej w szalejącą burzę i w to, że może ona pochłonąć ich na środku jeziora. Wiara oznacza oparcie się na kimś, zdanie się na kogoś. Nie chodzi w niej o stuprocentową pewność. Mimo że tak wielka rzecz dokonała się na oczach Piotra w tym fragmencie, wciąż uważał, że burza może być potężniejsza od Jego Mistrza.
Jak ja traktuję Jezusa? Czy jako moją jedyną szansę, czy raczej jako jedną z wielu możliwości?
Jak On jest obecny w miejscach, które Cię przerastają? Jakiego kroku pragnie od Ciebie?

sobota, 1 marca 2014

VIII NIEDZIELA ZWYKŁA

                    
     (Mt 6,24-34)

Nikt nie może dwom panom służyć. Bo albo jednego będzie nienawidził, a drugiego będzie miłował; albo z jednym będzie trzymał, a drugim wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i Mamonie. Dlatego powiadam wam: Nie troszczcie się zbytnio o swoje życie, o to, co macie jeść i pić, ani o swoje ciało, czym się macie przyodziać. Czyż życie nie znaczy więcej niż pokarm, a ciało więcej niż odzienie? Przypatrzcie się ptakom w powietrzu: nie sieją ani żną i nie zbierają do spichlerzy, a Ojciec wasz niebieski je żywi. Czyż wy nie jesteście ważniejsi niż one? Kto z was przy całej swej trosce może choćby jedną chwilę dołożyć do wieku swego życia? A o odzienie czemu się zbytnio troszczycie? Przypatrzcie się liliom na polu, jak rosną: nie pracują ani przędą. A powiadam wam: nawet Salomon w całym swoim przepychu nie był tak ubrany jak jedna z nich. Jeśli więc ziele na polu, które dziś jest, a jutro do pieca będzie wrzucone, Bóg tak przyodziewa, to czyż nie tym bardziej was, małej wiary? Nie troszczcie się więc zbytnio i nie mówcie: co będziemy jeść? co będziemy pić? czym będziemy się przyodziewać? Bo o to wszystko poganie zabiegają. Przecież Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie. Starajcie się naprzód o królestwo /Boga/ i o Jego Sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane. Nie troszczcie się więc zbytnio o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie. Dosyć ma dzień swojej biedy.
     Jezus w powyższym fragmencie ukazuje nam aktywną obecność Boga, który troszczy się o nas. Chrystus wskazuje na lilie i ptaki, które mimo tego, że nie pracują mają wszystkiego pod dostatkiem. Jezus odwraca nasz wzrok od zatroskania o siebie, o swoją przyszłość, o swoje własne „ja”. Rzeczywistość ukazuje się nam jako miejsce działania Boga, na którego łaskę nie trzeba zasługiwać. Zapracowywanie czy zasługiwanie na Jego łaskę i przychylność jest u podstaw czymś absurdalnym, ponieważ wszystko jest darem Boga, a my ludzie po prostu jesteśmy stworzeni do miłości bezinteresownej.
Pomyśl o swojej codzienności. Ile w niej pełnego napięcia zatroskania, a ile pokoju płynącego z bezpieczeństwa bycia w Bogu? Jesteś ważniejszy niż ptaki i lilie! Bóg troszczy się o Ciebie bardziej niż o nie. Jesteś w Jego rękach.
    Królestwo Jezusa jest królestwem miłości. Zaprasza nas On dziś do postawienia w centrum naszego dnia troski o miłość. Co to znaczy? Troszczyć się o miłość to nie troszczyć się o nic innego, nie zamartwiać się. W doświadczeniu bezpieczeństwa miłości człowiek ma wszystko, choć zewnętrznie może być nawet ubogi. Nie ma powodu do obaw, do lęku, gdyż Jezus ukazał nam Ojca, który dba o swoje stworzenie.
Jak wygląda mój zwykły dzień? Ile czasu poświęcam na odpoczynek i modlitwę? Czy nie jestem czasem więźniem tego świata, który nieustannie musi zarabiać na poczucie własnej wartości?