sobota, 15 września 2012

XXIV NIEDZIELA ZWYKŁA

                             (Ga 6,14) Nie daj Boże, bym się miał chlubić z czego innego, jak tylko z Krzyża Chrystusa, dzięki któremu świat stał się ukrzyżowany dla mnie, a ja dla świata.
 
   Każdy z nas musi zadać sobie  kiedyś takie pytanie . Kim jest dla mnie Chrystus? Ile On dla mnie znaczy? Co z tego wynika dla mojego życia?
    Więc może trzeba by sobie to pytanie postawić i jakoś się wobec Boga określić? Albo wierzę i ufam Mu, i jest On moim Panem i Zbawcą; albo też nie chcę, by miał On z moim życiem cokolwiek wspólnego i wtedy daję sobie spokój z religią i Kościołem. Byłaby to sytuacja jasna i uczciwa, a Bóg potrafi to uszanować. Niestety, na ogół boimy się takiej jednoznaczności i wolimy stosować zasadę: Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek, a raczej Panu Bogu ogarek. A wszystko wynika chyba z tego, że za mało znamy Boga. W gruncie rzeczy nie wiemy, w co mamy wierzyć i komu powierzyć swoje życie, i dlatego przychodzi nam to tak niemrawo. Zamiast żywej wiary i osobistej relacji z Bogiem bliskim, znanym i kochanym, pozostają z konieczności jedynie pewne zasady, obyczaje i obrzędy religijne: posty piątkowe, kolęda, sporadycznie msze, a od wielkiego święta spowiedź. Ale gdyby kogoś zapytać, po co to robi, nie potrafiłby odpowiedzieć, albo też zdziwiłby się, po co w ogóle te pytania.
   Najprawdopodobniej większość z nas potrafiłaby wyrecytować jakąś formułkę dotyczącą Pana Jezusa. I prawdopodobnie byłaby to formułka poprawna: że jest to Syn Boży, Zbawiciel. Formalnie odpowiedź dobra, tyle tylko, że pusta, niewiele mówiąca. Święty Piotr w pierwszym odruchu także udzielił takiej odpowiedzi. Była to rewelacja, bo przed nim nikt jeszcze tak wyraźnie nie wyznał wiary w Jezusa jako Mesjasza. Ale wiara ta była niedojrzała i nieświadoma. Piotr rzucił jakiś termin, trafił w dziesiątkę, ale zaraz okazało się, że zupełnie nie wie, co ten termin oznacza.
   Każdy, kto tylko chce, może lepiej poznać Boga i pogłębić swoją wiedzę religijną, znajomość Ewangelii, duchową więź z Chrystusem. Nikt nie rodzi się ani nie staje od razu teologiem czy chrześcijaninem; lecz można i trzeba się tego nauczyć.
   Taką szkołę dał swoim uczniom Chrystus. Oj, nie była to szkoła łatwa! Jezus nie szczędził swoim najbliższym cierpkich uwag, a nawet i potrafił nawyzywać, żeby się najważniejsze rzeczy lepiej utrwaliły. Akurat sprawa krzyża należała do najważniejszych i najtrudniejszych, i stąd ta surowa stanowczość Jezusa. Może lepiej w ogóle nie być uczniem Jezusa, niż być uczniem złym i dawać fałszywe świadectwo o swoim Mistrzu. Ta reprymenda Jezusa jest wciąż aktualna. Są chyba całe rzesze chrześcijan, którzy mieliby spore trudności, aby powiedzieć coś sensownego o swoim Zbawicielu i Jego nauce. Może nie ze złej woli, ale dlatego, że dotąd nigdy się nad tym nie zastanawiali. Więc może przyszła pora, aby coś w swej postawie zmienić?
   Panie Jezu, kim jesteś dla innych, o tym słyszę, kim jesteś dla mnie, o tym wiesz Ty i ja. Niech ta tajemnica stanie się mocą mojego życia i uświęcenia. Bądź uwielbiony za wszystkie słowa, którymi oświecasz mój umysł i za wszelkie łaski dla mojej duszy.

     OD  18. O9   do   26. O9     JESTEM  NA  REKOLEKCJACH.
                        
                                   
                                                

niedziela, 9 września 2012

XXIII NIEDZIELA ZWYKŁA


                                                
                                                               (Mt 4,23)
                      Jezus głosił Ewangelię o królestwie i leczył wszelkie choroby wśród ludu.
                                                   Effatha, to znaczy: Otwórz się!

   W Ewangelii jest mowa o wielu ludziach ubogich w oczach tego świata — to trędowaci, niewidomi, niemi, głusi, sparaliżowani, chorzy na wodną puchlinę, trawieni gorączką, nieszczęśliwi po śmierci najbliższych. To oni najusilniej szukali Jezusa i oni zostali przez Niego najbardziej ubogaceni. Wiara doskonaliła ich serca. Wiara też umożliwiała im otrzymanie cennych wartości decydujących o życiu doczesnym — zdrowia, a nawet życia.
    Niewiele jest cudów Jezusa związanych z dobrami materialnymi. Poza zamianą wody w wino oraz nakarmieniem chlebem i rybami tysięcznych rzesz, można wskazać jedynie cud połowu ryby z monetą w pyszczku, jakiego z polecenia Mistrza dokonał Piotr, by zapłacić podatek. Cuda z winem i chlebem mają ścisły związek z ustanowieniem Eucharystii i nie chodziło w nich tylko o zaradzenie potrzebom chwili. Jezus, jeśli sięga do cudotwórczej mocy, ubogaca siły, usuwa choroby, kalectwa lub przywraca życie. Nie chce dosypywać do tej lawiny bogactw materialnych, bo wie, że one bardziej przeszkadzają człowiekowi, niż pomagają.
    Sprawiedliwość Boga na tej ziemi jest zachowana przez wprowadzenie bogactwa wiary. Ponieważ jest ono dostępne dla każdego człowieka, a ubodzy tego świata są w tym względzie szczególnie uprzywilejowani, o niesprawiedliwości trudno mówić. Mogą o niej krzyczeć jedynie niewierzący. Gdy uwzględni się hierarchię wartości dostępnych w wierze, obraz świata ulega zasadniczemu przeobrażeniu. W tej sytuacji nie pozostaje nic innego jak prośba: „Panie, przymnóż nam wiary”.
  
    Naucz mię, Panie, Twej drogi; będę postępował według Twojej prawdy. Skłoń moje serce ku bojaźni Twojego imienia. Będę Ci dziękował, Panie Boże mój, z całego serca mojego i na wieki będę wysławiał Twe imię, bo wielkie było dla mnie Twoje miłosierdzie... Ty, Panie, jesteś Bogiem miłosiernym i łaskawym, nieskorym do gniewu, bardzo łagodnym i wiernym. Zwróć się ku mnie i zmiłuj się nade mną. Udziel Twej siły słudze swojemu, ocal syna swej służebnicy (Psalm 86, 11-16).

sobota, 1 września 2012

XXII NIEDZIELA ZWYKŁA

                              (Ps 15,1-5)              
                                              Prawy zamieszka w domu Twoim, Panie.
  
       Jezus w polemikach z faryzeuszami i uczonymi w Piśmie „punktuje” ich za fałszywą religijność. Zobaczmy krótko, co im (a może i nam) zarzuca. Najpierw niekonsekwencję, hipokryzję, brak równowagi między czynami a sercem, oddzielanie sfery zewnętrznej od wewnętrznej, separację serca od moralności i prawa. Faryzeusze dają Bogu różne dary, głównie materialne, czyli tak zwaną „dziesięcinę” (dziesięć procent przychodów), a pomijają istotę – sprawiedliwość, miłosierdzie, miłość. To, co zewnętrzne jest dla nich ważniejsze od wnętrza. Jezus podkreśla, że najważniejsze jest wnętrze, serce. W religii nie chodzi o jedzenie, co się je, czy pokarmy „czyste”, czy „nieczyste”, ale kim się jest, jak się żyje.
    Jezus również mówi w Ewangelii, że pokarm, który człowiek je, nie czyni go nieczystym. Ważniejsze jest wnętrze. W sercu człowieka rodzi się grzech i czyni go nieczystym. O wartości duchowej człowieka nie świadczy wiec to, co zjada, z kim się spotyka, jak ubiera, czego dotyka. O wartości człowieka decyduje to, co myśli, czego pragnie, do czego dąży. To wnętrze człowieka, całe jego piękno i życie duchowe świadczy o czystości.
     Czy nie jestem formalistą i hipokrytą? Co stanowi o mojej wartości i godności? Czy nie dzielę    ludzi według sposobu ubierania się, jedzenia, posiadanych wartości materialnych itp.
     W życiu duchowym ważna jest motywacja. Można czynić wiele, ale z przyczyn egoistycznych, z lęków, by się dowartościować, być kimś w oczach innych. Takie czyny mają niewielką wartość. A można dać Bogu niewiele, „grosik” jak uboga wdowa (por. Mk 12, 41), ale z całego serca, dla Niego i to przewyższa wielkie ofiary i dary.
      Czy moje życie nie cechuje próżność, ostentacja i niezdrowe ambicje? Komu chcę się bardziej przypodobać - Bogu czy ludziom?
                      Zabierz Panie, i przyjmij całą moją wolność, pamięć moją, mój rozum i całą moją wolę, wszystko, co mam i co posiadam. Ty mi to Panie dałeś, Tobie to zwracam. Wszystko jest Twoje. Rozporządzaj tym według Twojej woli. Daj mi tylko miłość Twoją i łaskę, a to mi wystarczy.
/św. Ignacy Loyola/