sobota, 30 maja 2015

UROCZYSTOŚĆ TRÓJCY PRZENAJŚWIĘTSZEJ

                    

Jedenastu uczniów udało się do Galilei na górę, tam gdzie Jezus im polecił. A gdy Go ujrzeli, oddali Mu pokłon. Niektórzy jednak wątpili. Wtedy Jezus podszedł do nich i przemówił tymi słowami: «Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi. Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata»
Po swoim zmartwychwstaniu Jezus zgromadził uczniów na jednym ze wzgórz Galilei. Było to terytorium graniczące między świętością Judei (z świątynią jerozolimską jako centrum kultu żydowskiego) a ludami pogańskimi. Tutaj Jezus rozpoczął swoją działalność publiczną i stąd po zmartwychwstaniu rozesłał uczniów na misje. Odtąd każde miejsce, w którym czci się Jezusa i Boga w Trójcy Jedynego, jest święte. Nie trzeba pielgrzymować do Jerozolimy. Boga można adorować w każdej „Galilei”.
Nie wszyscy zebrani w Galilei Apostołowie uwierzyli Jezusowi. Niektórzy wątpili. Jak wcześniej Tomasz czy uczniowie z Emaus. Chociaż Jezus był z nimi, obok nich i mogli Go dotykać… Wcześniej w Wieczerniku Jezus wyrzucał im brak wiary i upór, że nie uwierzyli tym, którzy widzieli Go zmartwychwstałego (Mk 16, 14). Użyte przez Marka terminy: niedowiarstwo (gr. apistia) i zatwardziałość serca (gr. sklerokardia) są mocnymi określeniami w stosunku do uczniów, którzy zostali wychowani do wiary przez Jezusa. Mimo to Jezus akceptuje ich jakimi są; akceptuje ich kruchość, zatwardziałość serc, wątpliwości w wierze i posyła w świat z Dobrą Nowiną.
Wątpliwości są czymś „naturalnym” w życiu każdego człowieka. Co więcej, są zbawienne dla dojrzewania wiary. One wyzwalają nowe poszukiwania i prowadzą do nawrócenia. Bez nich może pojawić się rutyna i religijne przyzwyczajenia, które są zabójcze dla żywej wiary.
Zmartwychwstały Jezus wysyła uczniów by chrzcili w imię Trójcy Świętej i uczyli Jego przykazań. Najważniejsze z nich dotyczy miłości: Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego (Łk 10, 27). Miłość chrześcijańska powinna być wzorowana na Jezusie: Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali, tak, jak Ja was umiłowałem (J 13, 34). Jezus nas umiłował miłością nieskończoną, miłością, jaka jest między Trójcą Boskich Osób. Bóg nie jest „samotny”. Bóg jest Miłością. Ojciec kocha swego Jednorodzonego Syna odwieczną, absolutną, nieskończoną miłością. Głębia tej miłości jest nieogarnionym Duchem. Miłość wymaga do swego istnienia drugiej osoby; zakłada wzajemność. Bez wzajemności staje się egoizmem lub narcyzmem.
Ślady miłości Boga odnajdujemy w naszym życiu – w miłości mężczyzny i kobiety i owocu tej miłości – w dziecku. Jest to jednak zaledwie cień, bardzo nikły obraz bezwarunkowej i bezgranicznej miłości Boga. Ostatecznie wszystkie nasze źródła są w Nim (Ps 36) i w Nim żyjemy, poruszamy się, jesteśmy (Dz 17,28). Realizacja przykazania miłości jest możliwa dzięki Jezusowi, który towarzyszy nam z „drugiego brzegu”: A oto ja jestem z wami przez wszystkie dni aż do skończenia świata. Autor listu do Hebrajczyków stwierdza: Jezus Chrystus, wczoraj i dziś, ten sam także na wieki (Hbr 13, 8).
Co stanowi „moją Galileę”, w której szczególnie doświadczam bliskości Jezusa? Czy towarzyszą mi wątpliwości w wierze? Jak sobie z nimi radzę? Czy moja wiara jest wciąż żywa i świeża? Czy wkradła się do niej rutyna i przyzwyczajenie? Czym jest dla mnie tajemnica Trójcy Świętej? Jak realizuję w praktyce przykazanie miłości? Kogo jest mi najtrudniej kochać?

niedziela, 24 maja 2015

UROCZYSTOŚĆ ZESŁANIA DUCHA ŚWIĘTEGO

                                                       
                                                                     
„Wieczorem owego pierwszego dnia tygodnia, tam gdzie przebywali uczniowie, gdy drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami, przyszedł Jezus, stanął pośrodku i rzekł do nich: Pokój wam! A to powiedziawszy, pokazał im ręce i bok. Uradowali się zatem uczniowie ujrzawszy Pana. A Jezus znowu rzekł do nich: Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam. Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane”

Po swoim zmartwychwstaniu Jezus napełnił uczniów swoim Duchem. Św. Jan określa Ducha Świętego słowem „paraklet”. Ten grecki wyraz ma bardzo wiele znaczeń. Można go tłumaczyć jako: adwokat, wspomożyciel, obrońca, pośrednik, doradca, pocieszyciel. Każde z tych określeń zawiera pewien atrybut, cechę działania Ducha Świętego
Duch Święty jest „adwokatem i obrońcą”. On broni przed fałszem i wszystkimi niewłaściwymi kierunkami, jakie proponuje współczesny świat. Duch Święty jest „wspomożycielem, doradcą”. Poprzez Niego Jezus jest obecny w swoich uczniach, zwłaszcza w sytuacjach trudnych, w zderzeniu z rzeczywistością świata, życia. Duch Święty jest „pocieszycielem i ożywicielem”. On ożywia to wszystko, co w nas chore, obumarłe. Wnosi w życie nową nadzieję. Duch Święty jest „duchem prawdy”. On przyszedł, jak mówi Jezus, aby przekonać świat „o sądzie, sprawiedliwości i grzechu”.
Czas Kościoła określa jest czasem działania Ducha Świętego. Jako chrześcijanie mamy szczególny udział w Duchu Świętym. Święty Paweł nie zawaha się nazwać uczniów Jezusa Świątyniami Ducha Świętego. W Kościele wschodnim nazywa się chrześcijan nosicielami Ducha Świętego. Być świętym oznacza, być naczyniem wypełnionym po brzegi Duchem Świętym. Kościół zachodni z kolei akcentuje świętość jako dar Ducha.
Św. Paweł wśród owoców Ducha Świętego wymienia: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie (Ga 5, 22-23). Ale właściwie każdy wiek, każdy czas ma swoje szczególne dary Ducha. Wydaje się, że największym darem Ducha dla nas dziś jest nadzieja i radość. Ich brak wynika z różnych zniewoleń. Jesteśmy zniewoleni poprzez lęki, strach, przez oceny, osądy, uwarunkowania, zależności i manipulacje. Jesteśmy zniewoleni poprzez sposób wychowania, indoktrynacje, reklamę, szkołę, różnego rodzaju ideologie. Anthony de Mello dodaje: nasze przekonania, idee, przyzwyczajenia i lęki.
Zwykle patrzymy na rzeczywistość przez pryzmat zniewoleń i nawet nie jesteśmy tego świadomi. Większość z nas staje się konformistami; dostosowujemy się do sposobu życia, warunków, przekonań i zniewoleń, jakie nam narzucili inni. W świadomy lub nieświadomy sposób rezygnujemy z naszej wolności. Tymczasem gdy brakuje wolności, nie ma również miłości, radości, pokoju, cierpliwości, dobroci… Te wszystkie dary pozostają wówczas na obrzeżach życia. Nawet jeżeli je posiadamy nie potrafimy się nimi cieszyć ani żyć.
Jaki atrybut Ducha Świętego jest mi szczególnie bliski? Który z owoców Ducha Świętego jest mi najbardziej potrzebny dziś? Co mnie szczególnie zniewala? Jakie świadectwo daję Duchowi Świętemu? Czy jest to świadectwo udanego życia – zadowolonego, pełnego nadziei, jasnego spojrzenia w przyszłość w wolności i radości?

niedziela, 17 maja 2015

UROCZYSTOŚĆ WNIEBOWSTĄPIENIA PAŃSKIEGO

                                     
„Jezus ukazawszy się Jedenastu powiedział do nich: «Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony. Tym zaś, którzy uwierzą, te znaki towarzyszyć będą: w imię moje złe duchy będą wyrzucać, nowymi językami mówić będą; węże brać będą do rąk, i jeśliby co zatrutego wypili, nie będzie im szkodzić. Na chorych ręce kłaść będą, i ci odzyskają zdrowie». Po rozmowie z nimi Pan Jezus został wzięty do nieba i zasiadł po prawicy Boga. Oni zaś poszli i głosili Ewangelię wszędzie, a Pan współdziałał z nimi i potwierdził naukę znakami, które jej towarzyszyły”(Mk 16, 15-20).
Wniebowstąpienie kieruje nasz wzrok ku niebu. Każdy dzień zbliża do wiecznej szczęśliwości, do Domu Ojca. Ale z drugiej strony niebo zaczyna się na ziemi. Pięknie mówił Orygenes: Jesteś niebem i idziesz do nieba. Im bliżej jesteśmy Chrystusa, im więcej w nas miłości i dzielenia się nią z bliźnimi, tym bliżej jesteśmy nieba i tym bardziej sami stajemy się niebem.
Wniebowstąpienie Pańskie jest radosnym świętem Chrystusa i naszym. Wspominamy dzień, w którym Jezus zakończył swoją misję na ziemi, otoczył Ojca chwałą, objawił światu Boga i Jego miłość i „przetarł nam drogę” do życia wiecznego. Odtąd uwielbiony i wywyższony zasiada po prawicy Boga. Czytamy w nowym katechizmie: Wniebowstąpienie Chrystusa oznacza Jego uczestnictwo, razem z człowieczeństwem, w mocy i władzy samego Boga. Jezus Chrystus jest Panem i dlatego posiada wszelką władzę w niebie i na ziemi. Jest On "ponad wszelką Zwierzchnością i Władzą, i Mocą, i Panowaniem", ponieważ Ojciec "wszystko poddał pod Jego stopy” (Ef 1,20-22). Chrystus jest Panem wszechświata i historii. W Nim historia człowieka, a nawet całe stworzenie osiąga swoją "rekapitulację", swoje transcendentne wypełnienie (Katechizm Kościoła Katolickiego, 668).
Jezus zmartwychwstały towarzyszy nam w ziemskiej wędrówce z „drugiego brzegu”. Jest z nami przez wszystkie dni aż do skończenia świata (Mt 28, 20). Działa i prowadzi dalej swoje dzieło przez Ducha Świętego Pocieszyciela, a także przez znaki charyzmatyczne.
Zarówno charyzmat egzorcyzmów, jak i uzdrawiania czy mówienia językami znane były w pierwotnym Kościele i towarzyszą działalności misyjnej dziś, np. w Odnowie Charyzmatycznej (por. 1 Kor 14). Słowa o nieszkodliwości wężów i trucizn mają sens alegoryczny. Wąż jest symbolem zła i szatana. Brać węże do rąk, oznacza pokonywać zło, które jest bezsilne wobec mocy miłości i dobra, płynącego od Jezusa. Słowa o piciu trucizny są z kolei symbolem pokonywania z odwagą wszystkich trudności, krytyki, odrzucenia, niezrozumienia przez innych, prześladowań... Znaki Jezusa są „wizytówką ucznia”, który żyje w pokoju, głosi łagodność Ewangelii, proponuje współczucie, miłosierdzie, miłość, czyli wnosi w zagubiony często świat uśmiech nieba.
Czy mojemu świadectwu życia towarzyszy moc Jezusa, dzięki której „wypędzam złego ducha” (nienawiści, pychy, nieczystości) i „mówię nowymi językami” (życzliwości, współczucia, przebaczania, miłości)? Czy jestem dla innych „niebem”?

sobota, 9 maja 2015

VI NIEDZIELA WIELKANOCNA

                                            
                                                                                                    (J 15, 9-17)

    Jezus powiedział do swoich uczniów: „Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej! Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości. To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna. To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich. Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję. Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego. Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał - aby wszystko dał wam Ojciec, o cokolwiek Go poprosicie w imię moje. To wam przykazuję, abyście się wzajemnie miłowali”.
    W Ewangelii dzisiejszej Chrystus zaprasza nas do trwania w Jego miłości. To trwanie jest jednak możliwe dlatego, że On sam pierwszy nas umiłował. A w Nim jesteśmy umiłowani przez Boga Ojca.
Trwanie w miłości Jezusa możliwe jest ze względu na Jego wybór. To nie człowiek wybiera Boga. Człowiek tylko z wdzięcznością odpowiada. Św. Paweł pisze, że został pochwycony przez Jezusa. I tak może powiedzieć każda osoba żyjąca świadomie Ewangelią i realizująca chrześcijańskie powołanie.  Sami z siebie jesteśmy tylko pustymi naczyniami. Jednak Jezus szuka pustych naczyń i wypełnia je po brzegi. A nawet tak, by się przelewały i nawadniały ziemię, napełniały innych dobrocią i miłością.
     Trwanie w miłości Jezusa możliwe jest dzięki Jego miłości. Miłość Jezusa nie jest rozdzielona „w równym stopniu” na wielu. Każdy jest i czuje się kochany w sposób niepowtarzalny, jedyny. Inaczej Jezus kocha wrażliwego i łagodnego Jana, inaczej pełnego temperamentu, zdecydowanego, gotowego do poświęceń Piotra, inaczej realistę i sceptyka Tomasza, jeszcze inaczej doktrynera Jakuba czy człowieka interesu, Judasza… Inaczej mnie. Wszyscy uczniowie są jednak w sercu Jezusa.
Trwanie  w miłości możliwe jest dzięki przyjaźni Jezusa. W czasach Jezusa tylko nieliczne grono uczniów było dopuszczane do niektórych tajemnic mistrzów czy nauczycieli. Jezus natomiast dzieli z uczniami głęboką autentyczną przyjaźń, która jest oparta o relacje z Ojcem. Jezus nie ma wobec uczniów żadnych tajemnic. To, co jest w Jego sercu, odsłania im stopniowo, w miarę, jak są zdolni je przyjąć i zrozumieć. Przyjaźń Jezusa  z uczniami jest prawdziwa, autentyczna, wyzwalająca. Taka przyjaźń nie wiąże, nie krępuje ani nie ogranicza, nie zagarnia wyłącznie dla siebie. Jezus nie traktuje uczniów jak własność, nie zabrania im nawiązywania przyjaźni z innymi. Nie zastrzega sobie prawa wyłączności…
Jezus pozostaje przyjacielem wiernym do końca. Pozostaje przyjacielem, nawet, gdy zostanie opuszczony, zapomniany i zdradzony przez swych uczniów. Jego przyjaźń zwycięża niewierności i tchórzostwo człowieka. Jej szczytem  jest wydanie siebie do końca: 

      Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich.
Czy mam świadomość wybrania przez Jezusa?  Czy czuję się jak puste naczynie, które Jezus może wypełnić miłością? Czym jest dla mnie przyjaźń? Jakie cechy przyjaźni cenię sobie najbardziej? Co jestem w stanie dać przyjaciołom? Czy jest to coś zewnętrznego, czy też część siebie samego, serca, miłości, życia? Czego mogę nauczyć się o przyjaźni od Jezusa?
 

sobota, 2 maja 2015

V NIEDZIELA WIELKANOCNA

Obraz.jpg                        (J 15, 1-8)
„Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest tym, który [go] uprawia. Każdą latorośl, która we Mnie nie przynosi owocu, odcina, a każdą, która przynosi owoc, oczyszcza, aby przynosiła owoc obfitszy. Wy już jesteście czyści dzięki słowu, które wypowiedziałem do was. Wytrwajcie we Mnie, a Ja [będę trwał] w was. Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie - jeśli nie trwa w winnym krzewie - tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie. Ja jestem krzewem winnym, wy - latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić. Ten, kto we Mnie nie trwa, zostanie wyrzucony jak winna latorośl i uschnie. I zbiera się ją, i wrzuca do ognia, i płonie. Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, poproście, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni. Ojciec mój przez to dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie i staniecie się moimi uczniami” 

Przypowieść o winnym krzewie i latoroślach oddaje w alegoryczny sposób istotę przyjaźni między nami a Jezusem. Mocno akcentuje również rolę rolnika – Boga, który przycina krzew, oczyszcza. Jest to bolesne, ale konieczne, by szczep odnawiał się i przynosił owoce. Chęć przynoszenia owocu bez przynależności do krzewu jest zwyczajną iluzją: beze Mnie nic nie możecie uczynić (J 15, 5). Bóg (ogrodnik) oczekuje owoców. Szczep winny powinien przynosić owoce szlachetne, które stają się dobrym winem. Męka i śmierć Jezusa i jej owoc – miłość są nowym kosztownym winem podawanym na uczcie weselnej Boga z ludźmi (Benedykt XVI). Jezus oczekuje od swoich uczniów podobnego owocu przyjaźni. Tym owocem jest wierność przykazaniom i miłość, która oczyszcza się przez krzyż.
Trwanie w Jezusie zewnętrzne, bez głębszej relacji nie przynosi owoców.   Można być w ciele Chrystusa, którym jest Kościół, czerpać „jego soki”, korzystać ze słowa Bożego, sakramentów, życia wspólnotowego, a nie przynosić owoców. Są osoby, które przynależą do wspólnoty Kościoła (czy lokalnej) formalnie. Korzystają z wszystkich praw związanych z życiem wspólnoty. Natomiast nie wykazują żadnej zdolności kreatywnej, nie angażują się w życie wspólnoty, żyją w niej, ale nie tworzą jej. Istnieje również drugi typ: praktykujący a niewierzący. Są to osoby, dla których chrześcijaństwo sprowadza się do tradycji, rytów i obrzędów. Brakuje natomiast żywej wiary i głębszego doświadczenia Boga i przyjaźni z Jezusem. Jest to forma wegetacji, a nie życia. Takie osoby są uschłe, martwe, bez życia, bez owoców. Z czasem stają się narażone na odcięcie i pozostanie na zewnątrz, a nawet spalenie.
Czy trwam w Bogu? Czy trwam w Jezusie? Jaka więź łączy mnie z Jezusem dziś? Skąd czerpię życiodajne soki do mojej aktywności, działania? Jakich doświadczam obaw, frustracji, napięć związanych z moją aktywnością? Czy moje trwanie w Bogu owocuje w codziennym życiu? Jakie owoce przynosi moje życie?