sobota, 26 września 2015

XXVI NIEDZIELA ZWYKŁA

Jan powiedział do Jezusa: «Nauczycielu, widzieliśmy kogoś, kto nie chodzi z nami, jak w Twoje imię wyrzucał złe duchy, i zabranialiśmy mu, bo nie chodził z nami». Lecz Jezus odrzekł: «Nie zabraniajcie mu, bo nikt, kto czyni cuda w imię moje, nie będzie mógł zaraz źle mówić o Mnie. Kto bowiem nie jest przeciwko nam, ten jest z nami. Kto wam poda kubek wody do picia, dlatego że należycie do Chrystusa, zaprawdę, powiadam wam, nie utraci swojej nagrody. Kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą, temu byłoby lepiej uwiązać kamień młyński u szyi i wrzucić go w morze. Jeśli twoja ręka jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją; lepiej jest dla ciebie ułomnym wejść do życia wiecznego, niż z dwiema rękami pójść do piekła w ogień nieugaszony. I jeśli twoja noga jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją; lepiej jest dla ciebie, chromym wejść do życia, niż z dwiema nogami być wrzuconym do piekła. Jeśli twoje oko jest dla ciebie powodem grzechu, wyłup je; lepiej jest dla ciebie jednookim wejść do królestwa Bożego, niż z dwojgiem oczu być wrzuconym do piekła, gdzie robak ich nie umiera i ogień nie gaśnie (Mk 9, 38-48).
W dzisiejszej Ewangelii uderza rozdźwięk między tolerancją i otwartością Jezusa, a mentalnością Jego uczniów.
Uczniowie Jezusa, którzy niedawno stanęli bezsilni wobec ducha nieczystego, teraz krytykują człowieka, który czyni to w imię Jezusa, gdyż nie należy do ich grupy. Podobne wydarzanie miało miejsce w życiu Mojżesza . Gdy skarżył się na nadmiar obowiązków, Bóg polecił mu wybrać siedemdziesięciu starszych, którym przekazał swego Ducha. Odtąd mieli dźwigać wraz z Mojżeszem odpowiedzialność za lud. Gdy później Jozue z zazdrością donosi na Eldada i Medada, że prorokują, mimo, że nie byli obecni podczas zesłania Ducha, Mojżesz odpowiada:Oby tak cały lud Pana prorokował, oby mu dał Pan swego ducha! .
Duch Święty prowadzi każdego inaczej. Działa nie tylko przez siedemdziesięciu starszych, ale również przez tych, którzy są „zewnątrz namiotu”; działa nie tylko przez Dwunastu, ale również przez tych, którzy są poza wspólnotą Kościoła. Ducha Bożego nie da się uwięzić. Duch jest wolny. Nie jest związany żadnym rytuałem. Działa poza ludzkimi strukturami.
Każdy z nas ma swoją misję i potrzebne dary, by ją zrealizować. W każdym z nas działa Boży Duch i każdy może prorokować – choć na różny sposób. Chrystus i Jego Duch nie jest wyłącznie z jednym człowiekiem czy z jedną kategorią ludzi. Jezus przyszedł do wszystkich. Dlatego chce nam dzisiaj powiedzieć: Nie bądźcie zazdrośni. Przeciwnie, radujcie się, że Boże dzieło może wzrastać w innych, w tym również w myślących i wierzących inaczej.
      Mówiąc o zgorszeniu „maluczkich”, czyli ludzi prostych, Jezus używa czasownika, który dosłownie oznacza „powodować grzech”, „być kamieniem potknięcia”. Wobec takiego zgorszenia zapowiada straszną karę: zatopienie w morzu poprzez przywiązanie ciężkiego kamienia młyńskiego. W starożytnym świecie był to najwyższy rodzaj kary. Wierzono bowiem, że duchy topielców wiecznie krążą nad wodami, w których zginęły i nigdy nie zaznają pokoju.
      Wobec tak okrutnej potencjalnej kary działanie powinno być radykalne. Należy unikać wszelkiej okazji do zła, które może gorszyć innych. Odcinania ręki, nogi, czy wydłubywania oka nie należy rozumieć dosłownie. Jest to raczej symbol trudności, z którymi musimy walczyć i zmagać się na co dzień. Należy odrzucać i unikać wszystkiego, co zniewala, prowadzi do grzechu, oddala od miłości i powoduje zgorszenie, czyli pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pycha tego życia. W życiu duchowych istotne jest poznawanie siebie, swoich słabych miejsc, wad, które są przyczyną dalszych grzechów i w konsekwencji piekła.
Czy dostrzegam bogactwo działania Ducha Świętego? Czy nie jestem zazdrosny? O kogo? O co? Czy nie gorszę innych? A co mnie gorszy? Co jest moją słabością (ręką, nogą, okiem), którą powinienem dziś „odciąć”?

sobota, 19 września 2015

XXV NIEDZIELA ZWYKŁA


jesus_007.jpg - 10.31 Kb


                                                                                     

                              (Mk.9,30-37)
Jezus i Jego uczniowie podróżowali przez Galileę, On jednak nie chciał, żeby kto wiedział o 
tym. Pouczał bowiem swoich uczniów i mówił im: «Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi. Ci Go zabiją, lecz zabity po trzech dniach zmartwychwstanie». Oni jednak nie rozumieli tych słów, a bali się Go pytać. Tak przyszli do Kafarnaum. Gdy był w domu, zapytał ich: «O czym to rozprawialiście w drodze?» Lecz oni milczeli, w drodze bowiem posprzeczali się między sobą o to, kto z nich jest największy. On usiadł, przywołał Dwunastu i rzekł do nich: «Jeśli kto chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich!». Potem wziął dziecko, postawił je przed nimi i objąwszy je ramionami, rzekł do nich: «Kto przyjmuje jedno z tych dzieci w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, nie przyjmuje Mnie, lecz Tego, który Mnie posłał» 

     Apostołowie byli trzy lata „w szkole Jezusa”. Bliskość i stała obecność Mistrza była czasem ich formacji, kształtowaniem osobowości, tożsamości a także misji, jaką mieli podjąć. Jezus formował uczniów nie tyle poprzez słowa i przekaz zasad moralnych, co poprzez obecność. Jednak Jego słowa i świadectwo nie zawsze spotykały się ze zrozumieniem.
Uczniowie musieli nauczyć się, że mentalność Jezusa znacznie różni się od mentalności świata. Sprawdzianem wielkości świata są: ranga społeczna, pieniądze, stosunki, kultura. Jest to często świat pozorów, wyliczeń, kalkulacji. Świat, który podoba się Jezusowi, świat Ewangelii jest bezinteresowny, jest światem dyskrecji, służby i postawy dziecka. Kto chce być pierwszy, będzie ostatni. Komu się wydaje, że jest wielki, w rzeczywistości jest mały.
Jezus nie znosi hierarchii. Ale uczy patrzenia na nią… od dołu . Za wzór stawia dziecko. W mentalności hebrajskiej dzieci przyjmowano przede wszystkim jako Boże błogosławieństwo. W czasie ceremonii zaślubin na progu domu lub namiotu rozbijano owoc granatowca, tak, aby ukazały się liczne ziarna, mające symbolizować dzieci, których życzono małżonkom. Dzieci jednak nie cieszyły się żadnymi względami ani prawami.
Dziecko jest symbolem spontaniczności, naturalności, prostoty, otwartości na nowość, świeżości i zadziwienia. Stawiając jako wzór to, co nie zawsze odpowiada naszym ambicjom i pragnieniom, Jezus każe nam odrzucić własną miarę. Być wielkim w oczach Ewangelii oznacza być otwartym na to, co najmniejsze, słabe, potrzebujące szacunku i miłości. Jezusowi nie chodzi jednak o to, byśmy całe życie pozostawali dziećmi (często infantylnymi, kapryśnymi). Pragnie raczej, byśmy stawali się dziećmi w życiu dorosłym, dojrzałym. Oznacza to rozwój duchowy w kierunku prostoty, skromności, pokory i czystości. Ewangeliczne dziecięctwo jest ciągłym uczeniem się prostoty, szczerości, autentyczności, czystości, miłości.
Czy jestem już bliżej Jezusa? Czy jak Apostołowie mam wciąż trud­ności w chodzeniu Jego drogą? Czego jeszcze muszę nauczyć się od Jezusa? Czego szczególnie pragnie, domaga się dziecko, które jest we mnie? Czy moje życie cechuje prostota, autentyczność, spontaniczność właściwa dzieciom?

sobota, 12 września 2015

XXIV NIEDZIELA ZWYKŁA

                                                  
                                  (Mk 8, 27-35)
Potem Jezus udał się ze swoimi uczniami do wiosek pod Cezareą Filipową. W drodze pytał uczniów: «Za kogo uważają Mnie ludzie?» Oni Mu odpowiedzieli: «Za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za jednego z proroków». On ich zapytał: «A wy za kogo Mnie uważacie?» Odpowiedział Mu Piotr: «Ty jesteś Mesjasz». Wtedy surowo im przykazał, żeby nikomu o Nim nie mówili. I zaczął ich pouczać, że Syn Człowieczy musi wiele cierpieć, że będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; że będzie zabity, ale po trzech dniach zmartwychwstanie. A mówił zupełnie otwarcie te słowa. Wtedy Piotr wziął Go na bok i zaczął Go upominać. Lecz On obrócił się i patrząc na swych uczniów, zgromił Piotra słowami: «Zejdź Mi z oczu, szatanie, bo nie myślisz o tym, co Boże, ale o tym, co ludzkie». Potem przywołał do siebie tłum razem ze swoimi uczniami i rzekł im: «Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je .

Pod Cezareą Jezus zadaje uczniom pytanie, za kogo uważają Go ludzie. Tym pytaniem chce uzewnętrznić myśli nurtujące uczniów. Sonduje również, w jakich kategoriach jest odbierany. Słuchacze Jezusa widzą w Nim proroka na miarę Jana Chrzciciela, Eliasza, czy Jeremiasza, człowieka, który przyszedł w imię Boże. To samo pytanie stawia Jezus uczniom. Chce poprzez nie wyjaśnić istotę wzajemnych relacji. Pragnie, by przeszli z relacji poznania do głębszej relacji zażyłości, bliskości, przyjaźni.
Na pytanie Jezusa odpowiada Piotr: Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego. W Starym Testamencie Bóg określa swoje imię: Jestem, który jestem (Wj 3, 14). Również Jezus mówi o sobie: Ja jestem (np. J 18, 5). Św. Katarzyna Sieneńska zapytała Boga podczas modlitwy: Kim jestem Panie? I usłyszała odpowiedź: Jesteś tą, która nie jest. Jestem Tym, który jest.
Dla Piotra Jezus jest Mesjaszem (Chrystusem), napełnionym Duchem Świętym, całkowicie przesiąkniętym boskością, świętością Boga. Jest Synem Bożym, Pierworodnym i Jedynym. Jest Synem przez zrodzenie. My jesteśmy synami, przez przybranie, przez relacje z Jezusem. Słowa Piotra są wyznaniem wiary w Trójcę Świętą. Piotr wyznaje w Jezusie pośrednio obecność Ojca i Ducha Świętego.
Pytanie postawione przez Jezusa uczniom jest skierowane również do nas, do mnie. Kim jestem dla ciebie? Jest to pytanie bardzo osobiste, na które można odpowiedzieć tylko w kontekście własnego doświadczenia, własnej historii życia. Zechciejmy odpowiedzieć sobie na nie szczerze, nawet, gdybyśmy musieli stwierdzić, że tak naprawdę Jezus nie ma w naszym życiu większego znaczenia. Szczerość i przejrzystość wewnętrzna może być pierwszym krokiem w zbliżeniu do Jezusa.

sobota, 5 września 2015

XXIII NIEDZIELA ZWYKŁA

Znalezione obrazy dla zapytania XXIII niedziela   zwykła     (Mk 7, 31-37)
                                      
„Jezus opuścił okolice Tyru i przez Sydon przyszedł nad Jezioro Galilejskie, przemierzając posiadłości Dekapolu. Przyprowadzili Mu głuchoniemego i prosili Go, żeby położył na niego rękę. On wziął go na bok, osobno od tłumu, włożył palce w jego uszy i śliną dotknął mu języka; a spojrzawszy w niebo, westchnął i rzekł do niego: Effatha, to znaczy: Otwórz się! Zaraz otworzyły się jego uszy, więzy języka się rozwiązały i mógł prawidłowo mówić. /Jezus/ przykazał im, żeby nikomu nie mówili. Lecz im bardziej przykazywał, tym gorliwiej to rozgłaszali. I pełni zdumienia mówili: Dobrze uczynił wszystko. Nawet głuchym słuch przywraca i niemym mowę” 
 Każdy człowiek może odnaleźć siebie w tym obrazie. W życiu duchowym, w relacji do Boga, do ludzi zachowujemy się często jak głuchoniemi. Nie chcemy, nie potrafimy słuchać. Wprawdzie docierają do nas dźwięki, ale nie wnikają głębiej, napotykają na opór. Nie potrafimy też mówić. Bywa, że nie mamy nic do powiedzenia, albo to, co mówimy jest puste, bez treści. I w istocie nie mówimy nic. Nasza mowa niejednokrotnie rani zamiast leczyć. Może jest tak dlatego, że nie potrafimy wsłuchiwać się w innych.
    Jezus uzdrawia głuchoniemego stopniowo. Najpierw wziął go na bok, osobno od tłumu. Są rzeczy, których nie da się przeprowadzić w tłumie, zgiełku. Trzeba się odosobnić, wyjść na pustynię, wewnętrznie wyciszyć i skupić. Trzeba stanąć twarzą w twarz z Jezusem. Następnie włożył palce w jego uszy. To szczególnie czuły i delikatny gest. Często nie chcemy słyszeć, ponieważ odbieramy rzeczywistość jako nieprzyjazną, negatywną, krytyczną. Zatykamy uszy, aby mieć święty spokój. Albo słyszymy poszczególne dźwięki, słowa, a nie potrafimy usłyszeć człowieka, który je wypowiada. Nie słyszymy między dźwięków, nie rozumiemy, co drugi człowiek właściwie chciałby nam powiedzieć. Jezus wkładając palce do uszu chorego, chce mu powiedzieć, że w słowach mogą dotrzeć do niego miłość i zainteresowanie, czułość i akceptacja. Nawet w słowach, które brzmią obco i wrogo zawarte jest pragnienie nawiązania relacji.Śliną dotknął mu języka. Jest to gest bardzo intymny, który symbolizuje macierzyństwo. Matka śliną ociera brud z twarzy dziecka. W ten sposób daje mu miłość i poczucie bezpieczeństwa. By zacząć mówić potrzeba określonego klimatu. Atmosfera strachu, obojętności, chłodu nie sprzyja mówieniu. Niektórzy ludzie boją się mówić z lęku przed brakiem akceptacji, odrzuceniem, ośmieszeniem, kompromitacją… Mówienie (ale także milczenie) jest odkrywaniem siebie. A spojrzawszy w niebo, westchnął. Jezus patrzy w niebo. Jego wzrok biegnie ku Ojcu. On wszystko czyni w jedności z Ojcem. W westchnieniu do Ojca zawiera się modlitwa. Zapewne także miłość i współczucie. I rzekł do niego: Effatha, to znaczy: Otwórz się! Dopiero po czterech wstępnych etapach Jezus może sformułować rozkaz: Effatha, Otwórz się! Najpierw stwarza wewnętrzną więź, relację, klimat miłości i wrażliwości. I dopiero wtedy głuchoniemy może słuchać i mówić. Może otworzyć się na pełną rzeczywistość, wyjść z kręgu zamknięcia i lęków.
Kiedy czuję się bezradny? W jakich obszarach mojej osobowości i ducha jestem głuchoniemy? Co we mnie wymaga uwolnienia? W jakich sprawach muszę się otworzyć, by mógł następować duchowy rozwój?