wtorek, 26 czerwca 2012

Uroczystość Narodzenia św. Jana Chrzciciela

Ty, dziecię, zwać się będziesz prorokiem Najwyższego, gdyż pójdziesz przed Panem przygotować Mu drogę.
Św. Elżbieta jest kobietą w podeszłym wieku i narodzenie jej syna Jana jest odczytywane jednoznacznie jako cud. Dziecko i nowe życie oznacza dla Izraelitów znak błogosławieństwa Boga. Stawię sobie teraz przed swoimi oczami wszystkie osoby, wydarzenia, rzeczy, za które jestem wdzięczny Panu Bogu. Czy zdarza mi się dziękować za rzeczy trudne, przykre i bolesne? W jakich momentach swojego życia dostrzegam znaki błogosławieństwa Boga? Czy mam doświadczenie, że Bóg okazał mi swoje miłosierdzie? Z drugiej strony kiedy mam poczucie, że jestem sam, opuszczony i zapomniany? Porozmawiam o tym z Jezusem.
Kiedy pozwolimy działać Bogu w naszym życiu - i nie połowicznie, od święta, ale na 100% - doświadczymy i staniemy się świadkami nie tylko znaków Jego działania, ale również Jego obecności, Jego Osoby. A to może wzbudzić w nas nie tylko uwielbienie i wdzięczność, ale również strach, zdumienie, niezrozumienie. Przypomnę sobie, kiedy ostatni raz pozwoliłem się Panu Bogu zaskoczyć? Kim jest Bóg w moim życiu? Czy kiedy o Nim myślę, modlę się do Niego, budzi to we mnie radość, pokój czy może lęk, strach, obawę?
"Chłopiec zaś rósł i wzmacniał się duchem.” - Nawet jeśli na co dzień tego nie zauważam, każdego dnia dokonuje się mój rozwój: fizyczny i psychiczny. A duchowy? Tak jak muszę karmić swoje ciało i dbać o psychikę, aby żyć, podobnie muszę zadbać o swój rozwój duchowy. Co lub kto buduje moje życie duchowe? Co lub kto je zabija? Co wzmacnia mojego ducha, a co go osłabia? Porozmawiam przez chwilę z Janem Chrzcicielem, jak On wzrastał jako człowiek, co było dla Niego ważne i jak On budował swojego ducha i przygotowywał się do misji?
Prośmy Chrystusa i Jego Ducha Świętego o cud nowych narodzin, łaskę nawrócenia, aby tak jak mawiał Jan Chrzciciel: „Wzrastał w moim życiu Jezus, a ja żebym się umniejszał.”

XI Niedziela Zwykła

Aby odnieść pożytek duchowy z przypowieści Jezusa, proponuję dodać, bądź zmienić w niej kilka słów. Gdy będziesz ją czytał, tam gdzie Jezus mówi „królestwo Boże” dodaj: królestwo Boże we mnie, albo w moim sercu, albo powiedz, moja relacja z Bogiem. Tam, gdzie jest „nasienie”, wstaw: Słowo Boże, łaska Boża, albo po prostu Miłość. Tam, gdzie natomiast jest „ziemia” podstaw: moje serce, albo gleba mojego serca... W ten sposób możesz uzyskać zdanie: Z moją relacją z Bogiem dzieje się tak, jak gdyby ktoś Miłość wrzucił na glebę mojego serca. Czy śpi, czy czuwa, we dnie i w nocy, Miłość kiełkuje i rośnie, on sam nie wie jak. Poproś Boga o łaskę doświadczenia tej wspaniałej Prawdy... nie idź dalej w tej modlitwie, dopóki nie poczujesz, że te słowa naprawdę mają miejsce w twoim życiu.
Proponuję, zastosować podobną metodę do kolejnych fragmentów przypowieści Jezusa. Każde zdanie niesie w sobie prawdę o Bożym działaniu w naszym życiu. Nasze serce wydaje plon, najpierw jest to źdźbło, piękne, zielone, świeże... ale bardzo delikatne i wrażliwe. Potem jest kłos: twardy, większy, mocniejszy, ale już nie tak piękny jak źdźbło... i jeszcze bez owocny... Potem dopiero jest ziarno w kłosie, owoc. Nie chodzi o to, by zatrzymać go dla siebie, ale by pozwolić Bogu go zebrać i dać innym... a potem zgodzić się na kolejny zasiew... Jak to się przejawia w twoim życiu? Ziarno gorczycy jest na początku najmniejsze, tak jak Bóg w moim sercu... tyle rzeczy Go kiedyś zagłuszało, patrząc po ludzku, nie miał szans wejść w moje życie... a teraz jest moim Panem, moim Królem. Być może ciągle jest wiele „chwastów” które zarastają moje serce... ale Bóg jest ciągle Tym Jedynym, w którym jak ptaki z przypowieści, mam swój dom, do którego mogę się schronić.

niedziela, 10 czerwca 2012

X Niedziela Zwykła


Mk 3,20-35
... Kto by jednak zbluźnił przeciw Duchowi Świętemu, nigdy nie otrzyma odpuszczenia, lecz winien jest grzechu wiecznego. Mówili bowiem: Ma ducha nieczystego....
Za czynione dobro faryzeusze odpłacili Chrystusowi złem i odrzucili Boże miłosierdzie. W ten sposób weszli na drogę grzechów przeciw Duchowi Świętemu. Jest to niezwykłe bolesne doświadczenie, gdy ktoś odpłaca nam złem za wyświadczone mu dobro. Zapytajmy dziś samych siebie: Jak my odpłacamy ludziom za dobro, którego od nich doświadczamy. Czy umiemy być im za to wdzięczni? Czy staramy się za nich modlić?
W czasach kiedy wszystkim chciano by zagwarantować niebo, na zasadzie "bardzo powszechnego zbawienia bez wysiłku osobistego", trudno jest przyjąć i zrozumieć słowa Jezusa o "grzechu wiecznym, który nie będzie odpuszczony". Wydaje się jednak, że Jezus mówi to w sposób uzasadniony, bo jakże może oczekiwać na zbawienie ten, kto Zbawiciela nazywa "Opętanym"? Jest jakaś diabelska przewrotność w postępowaniu i oskarżeniach uczonych w Piśmie, którzy zarzucają Jezusowi działanie pod wpływem złego ducha. Takąż samą diabelską przewrotność można zauważyć i u wielu nam współczesnych, kiedy odrzucają Kościół założony przez Chrystusa oskarżając go o koneksje z diabłem i twierdząc, że oni sami potrafią się z Bogiem komunikować. Tego rodzaju przewrotne oskarżenia i pomówienia nie są /wbrew pozorom/ obce naszym czasom. Takie jednak sprzeciwianie się zbawczej woli Bożej nie może być inaczej ocenione, jak właśnie przewrotne i bluźniercze sprzeciwianie się Duchowi Świętemu. Jest to świadome i całkowicie własnowolne odrzucenie zbawienia i dlatego Chrystus tak surowo je piętnuje i ocenia. Tu już nie ma mowy o pomyłce, o braku silnej woli, o słabości ludzkiej, o braku rozeznania, czy o wpływie uczuć na rozum. To jest świadome i jednoznaczne odrzucenie Chrystusa, odrzucenie Boga w imię własnych interesów, to jest właśnie "zło-wolne" (przeciwieństwo dobro-wolnego) opowiedzenie się po stronie Zła. Ta walka ze Złym trwa od początku, od grzechu Adama, od momentu gdy człowiek został zwiedziony, zauroczony obietnicami Kłamcy, gdy poznał, że jest wobec zła "nagi i bezbronny". To właśnie po to przyszedł Chrystus, Syn Boży, aby człowieka z tej niewoli wybawić, uwolnić. I tak jak wtedy, tak również i dzisiaj pyta człowieka: "Adamie, gdzie jesteś?" I nie wolno człowiekowi tej zbawczej woli Bożej ani lekceważyć, ani negować, bo jest to opowiadanie się właśnie po stronie zła, bo jest to oskarżanie samego Boga o zło, co wydaje się być dzisiaj w modzie w skomercjalizowanych i nastawionych na przyjemność społeczeństwach.
I drugim /niejako/ tematem dzisiejszych czytań jest pełnienie woli Bożej, jako znak przynależności do Bożej rodziny. Jesteśmy dziećmi Bożymi, braćmi i siostrami Chrystusa, nie na podstawie więzów krwi, czy słownych deklaracji, ale na podstawie naszych czynów, naszego posłuszeństwa Bogu - Ojcu. Oczywiście wtedy najbardziej zasługuje na tytuł Matki i Siostry Chrystusa, Najświętsza Maryja Panna. Ona nie tylko doskonale rozpoznała wolę Bożą, ale i całkowicie ją pełniła w swoim życiu. Ona jest wzorem tego ustawicznego i całym życiem opowiadania się po stronie Boga, tego całkowitego i doskonałego mówieniu Bogu: "Fiat".
To co widzialne przemija i warto zastanowić się po czyjej stronie się opowiadam i jak rozpoznaję i wypełniam wolę Bożą.

środa, 6 czerwca 2012

Uroczystość Najświętszego Ciałą i Krwi Chrystusa

„A gdy jedli, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał i dał im mówiąc: «Bierzcie, to jest Ciało moje». Potem wziął kielich i odmówiwszy dziękczynienie dał im, i pili z niego wszyscy. I rzekł do nich: «To jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana»”
(Mk 14, 22-24).
     Bóg nie jest egoistą i nie zostawia wszystkiego dla siebie! Wręcz przeciwnie – Chrystus oddaje się cały dla człowieka. Możemy Go spożywać, przyjmować na każdej Eucharystii, to jest największy wyraz zjednoczenia Boga z człowiekiem – miłości Bożej z miłością ludzką.
     Ale czy tylko z miłością? Czy tylko z tym, co dla nas ludzi wydaje się takie piękne i kolorowe? Odpowiedź jest prosta, gdyż dobrze wiemy, że Bóg pragnie zjednoczyć się też z nami po to, by nas przemieniać. Zostawia nam swoje Ciało i Krew byśmy mieli siłę przemieniać to, co negatywne w naszym życiu, to co złe. Jezus Chrystus pragnie wkroczyć również w ciemności naszego życia i je rozświetlić, pragnie pomóc nam poukładać, to co nie jest jeszcze do końca poukładane, pragnie otworzyć nasze umysły, byśmy zaczęli rozumieć nasze życie, plany Boga względem nas. To jednak stanie się dopiero wtedy, gdy przyjmiemy z wiarą tajemnicę Eucharystii! Przyjęcie tej tajemnicy jest warunkiem prawdziwie chrześcijańskiego życia. Nie mogą być to dla nas niezrozumiałe gesty, wystana lub wysiedziana godzina, albo czas podpierania drzwi wejściowych do Kościoła. To ma być pełne, zrozumiałe uczestnictwo.
      Na każdej Eucharystii kapłan mówi słowa konsekracji, które po raz pierwszy wymówił Jezus Chrystus. „Błogosławił, łamał, dawał” – oto tajemnica Eucharystii. Czy nie taka jest właśnie miłość Boga do człowieka? Bóg nam błogosławi, prowadzi nas, pragnie z nami być i nam pomagać. Łamie siebie na krzyżu oddając za nas życie, składa największą i najświętszą ofiarę za nas. I w końcu rozdaje się pod postaciami chleba i wina by być dla każdego człowieka. Staje się tak prosty i cichy, by dotrzeć do każdego, by być dla… Czy nie taka powinna być i nasza miłość do bliźnich? Kto w sposób pełny uczestniczy w Eucharystii błogosławi swoich przyjaciół i nieprzyjaciół i dziękuje Bogu za każdą chwilę życia, którą od Niego otrzymuje, nawet jeżeli ona jest trudna i ciężka. Kto w sposób pełny uczestniczy w Eucharystii łamie swoją wolę i swój egoizm starając się by drugi człowiek, żyjący obok, był ważniejszy. Kto w sposób pełny uczestniczy w Eucharystii dokładnie rozumie słowa i „postawę dawania”. Nie tylko rozumie, ale według niej żyje, poprzez ofiarowanie czasu, trudu, cierpienia, modlitwy, ofiary, pomocnej dłoni swojemu bliźniemu. Miłość chrześcijańska zawiera się w Eucharystii i z niej najpełniej możemy się tej miłości nauczyć.
   Dzisiaj ruszymy w procesji, manifestując swoją wiarę, zjednoczenie miłości Bożej i ludzkiej. Ojciec Wiesław Dawidowski pisze o „krawężnikowych gapiach” zerkających w czasie procesji Bożego Ciała na Najświętszy Sakrament. Jedzą lody, palą papierosy, wykonują ręką tajemnicze ruchy przypominające bardziej oganianie się od much niż znak krzyża. Niektórzy umykają do najbliższej bramy przed wzrokiem proboszcza. Nie bądźmy tacy. Skoro Bóg daje się spożywać i dla nas łamie się i rozdaje, to z odwagą chciejmy Mu za to podziękować. Chciejmy świadomie i czynnie wziąć udział w Eucharystii i procesji by pokazać innym, tym co o miłości Bożej zapomnieli, że przez Jego Ciało i Krew zostajemy przemienieni i uczymy się prawdziwej miłości Boga, siebie i bliźniego.