sobota, 27 lutego 2016

III NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU

                    (Łk 13, 1 – 9) 


W tym samym czasie przyszli niektórzy i donieśli Jezusowi o Galilejczykach, których krew Piłat zmieszał z krwią ich ofiar. Jezus im odpowiedział: «Czyż myślicie, że ci Galilejczycy byli większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Galilei, że to ucierpieli? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie. Albo myślicie, że owych osiemnastu, na których zwaliła się wieża w Siloam i zabiła ich, było większymi winowajcami niż inni mieszkańcy Jerozolimy? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie». I opowiedział im następującą przypowieść: «Pewien człowiek miał drzewo figowe zasadzone w swojej winnicy; przyszedł i szukał na nim owoców, ale nie znalazł. Rzekł więc do ogrodnika: „Oto już trzy lata, odkąd przychodzę i szukam owocu na tym drzewie figowym, a nie znajduję. Wytnij je: po co jeszcze ziemię wyjaławia?” Lecz on mu odpowiedział: „Panie, jeszcze na ten rok je pozostaw; ja okopię je i obłożę nawozem; może wyda owoc. A jeśli nie, w przyszłości możesz je wyciąć”».
    Jezus w dzisiejszej Ewangelii nawiązuje do tragedii, na terenie świątyni jerozolimskiej, do której doszło w czasie składania ofiar przez Galilejczyków. W mentalności Żydów (a często także naszej) istnieje pokusa jednoznacznego wiązania nieszczęść, cierpienia, tragedii z grzechem. Jeśli komuś w życiu się nie wiedzie, spotyka go nieszczęście, tragedia, to nieraz po cichu myślimy: „widocznie zasłużył”. I zamiast żalu, współczucia pojawia się pycha, a może nawet cicha radość, zwłaszcza gdy tragedia dotyka ludzi, których z różnych racji nie darzymy sympatią.
    Jezus odcina się od takiego punktu widzenia. Daleki jest od jednoznacznego łączenia każdego wypadku i tragedii z winą, grzechem. Owszem, zwykle cierpienie i tragedie ludzkie są wynikiem grzechu nas lub naszych bliźnich. Niemniej są tragedie i cierpienia niezawinione, związane z egzystencją, życiem. Jest cierpienie, które pozostaje w największym stopniu tajemnicą, a które służy planom Bożym. Dlatego Jezus napomina, by podobne sytuacje nie upoważniały nas do wnioskowania o winie ofiar bądź o niewinności ocalonych.
Natomiast o wiele ważniejsze jest wyciąganie z takich sytuacji wniosków. Co poprzez taką sytuację Bóg chce mi dzisiaj powiedzieć? Sytuacje tragedii, cierpienia, ludzkich dramatów, chorób, wojen, katastrof są „znakami czasu”, poprzez które Bóg przemawia do nas i wzywa nas do nawrócenia, do przemiany serca:          Jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie.
   Nawrócenie posiada wymiar negatywny. Jest bolesne, ponieważ wymaga oderwania się od stabilizacji grzechowej, zerwania z przyzwyczajeniami, niewłaściwym myśleniem, wartościowaniem, działaniem. Ale posiada również wymiar pozytywny. Zrywa się ze złem, by powrócić na nowo do Boga, pojednać się z Ojcem, pozwolić Bogu się kochać. Nawrócenie jest wyjściem z ciemności nocy, z ciemnego tunelu i ponownym zmierzaniem w kierunku światła. Jest zgodą, by działał w nas Duch Chrystusa; by uwalniał nas od tego, co zatrzymuje nas w drodze do Ojca i przyciąga do ziemi.
   Nawrócenie jest nadzieją, jest nową szansą. W piękny sposób obrazuje to przypowieść Jezusa o uschłym drzewie figowym. Wartość drzewa figowego mierzy się owocowaniem. Drzewo, które nie wydaje owoców, czeka ogień. Każdy z nas jest drzewem zasługującym na ogień. Ale Bóg jest nieskończenie cierpliwy wobec nas i daje nam nowe możliwości nawrócenia. Ciągle mamy jeszcze ten ewangeliczny „rok”, by wydać owoce. Ale musimy mieć również świadomość, że kiedyś przyjdzie ten ostatni rok. I gdy nie wykorzystamy „ostatniej szansy”, czeka nas los uschłego drzewa figowego.
Co we mnie wymaga nawrócenia? Z czym powinienem dziś zerwać? Czy nie nadużywam cierpliwości Boga? Jakie owoce przynosi moje życie?
                                Znalezione obrazy dla zapytania III NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU ROK C

sobota, 20 lutego 2016

II NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU

                             
                                                                                              (Łk 9, 28b – 36) 
„Jezus wziął z sobą Piotra, Jana i Jakuba i wyszedł na górę, aby się modlić. Gdy się modlił, wygląd Jego twarzy się odmienił, a Jego odzienie stało się lśniąco białe. A oto dwóch mężów rozmawiało z Nim. Byli to Mojżesz i Eliasz. Ukazali się oni w chwale i mówili o Jego odejściu, którego miał dokonać w Jerozolimie. Tymczasem Piotr i towarzysze snem byli zmorzeni. Gdy się ocknęli, ujrzeli Jego chwałę i obydwóch mężów, stojących przy Nim. Gdy oni odchodzili od Niego, Piotr rzekł do Jezusa: «Mistrzu, dobrze, że tu jesteśmy. Postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza». Nie wiedział bowiem, co mówi. Gdy jeszcze to mówił, zjawił się obłok i osłonił ich; zlękli się, gdy [tamci] weszli w obłok. A z obłoku odezwał się głos: «To jest Syn mój, Wybrany, Jego słuchajcie!» W chwili, gdy odezwał się ten głos, Jezus znalazł się sam. A oni zachowali milczenie i w owym czasie nikomu nic nie oznajmiali o tym, co widzieli”.
    Dzisiejsza Ewangelia wprowadza w tajemnicę Misterium Paschalnego. Ukazuje chwałę Jezusa na górze Tabor. Droga do chwały wiedzie przez krzyż. Wyjście na górę Tabor jest dla uczniów umocnieniem i przygotowaniem do wyjścia na inną górę – Kalwarii.
    Nasze życie wewnętrzne przypomina sinusoidę. Są w nim momenty trudne, chwile zagubienia, cierpienia, bólu, fiaska naszych pragnień, zagubienia, lęków, smutku.  Ale z drugiej strony są też chwile światła, radości, entuzjazmu, poczucia wzrostu wiary i nadziei, doświadczenia miłości, pokoju. Jest radość i krzyż. Bóg zwykle nie dopuszcza krzyża przez zaskoczenie. Najpierw przygotowuje nasze serca, objawia swoją miłość, daje pociechy, przyjemności duchowe , gdyż jesteśmy słabi i pragnie zrównoważyć atrakcyjność zła. Zaprasza na górę Tabor. Ale kiedy zło przestaje nam się już podobać, gdy jesteśmy coraz dalej na drodze duchowej, kończą się pocieszenia, gasną wszelkie zmysłowe doznania, przychodzi oschłość, a poprzez to czas nauki miłości bezinteresownej.  Dzięki doświadczeniu pobytu na górze Tabor możemy podjąć każdą próbę, każdy krzyż, wyjść z Jezusem na Kalwarię.
Objawienie chwały Jezusa na górze Tabor rodzi w uczniach ambiwalentne uczucia. Z jednej strony radość. Uczniowie ulegają duchowej fascynacji. Piotr chce zatrzymać, utrwalić ten moment, chce zbudować trzy namioty dla Jezusa, Mojżesza i Eliasza. Siła i radość Przemienienia będzie promieniować w całym życiu uczniów. Z drugiej strony pojawia się lęk. Bliskość Boga, więź z Bogiem, nawet największa intymność z Nim, nie oznacza braku bojaźni Bożej.  Wzbudza lęk a równocześnie fascynuje.
Bliskie obcowanie z Jezusem, z Bogiem może spowodować przyzwyczajenie, rutynę. Możemy traktować Boga, jak „dobrotliwego staruszka”, a Jezusa po partnersku, jak kumpla. Tymczasem Bóg, chociaż bliski, nigdy nie będzie „równy”. Zawsze będzie Bogiem, Panem, którego mamy czcić i adorować, któremu mamy okazywać cześć i bojaźń.
Która „góra” jest dla mnie najtrudniejsza? Dlaczego? Czy źródłem mojej radości jest Chrystus? Czy doświadczam bojaźni Bożej? Czy kontemplacja Oblicza Jezusa przemienia moje serce i życie? Czy upodabnia mnie stopniowo do Jezusa Przemienionego, zjednoczonego ze swoim Ojcem?

niedziela, 14 lutego 2016

I NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU

              Znalezione obrazy dla zapytania I NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU ROK C                   (Łk 4, 1-13)


„Pełen Ducha Świętego, powrócił Jezus znad Jordanu i przebywał w Duchu [Świętym] na pustyni czterdzieści dni, gdzie był kuszony przez diabła. Nic w owe dni nie jadł, a po ich upływie odczuł głód. Rzekł Mu wtedy diabeł: «Jeśli jesteś Synem Bożym, powiedz temu kamieniowi, żeby się stał chlebem». Odpowiedział mu Jezus: «Napisane jest: Nie samym chlebem żyje człowiek». Wówczas wyprowadził Go w górę, pokazał Mu w jednej chwili wszystkie królestwa świata i rzekł diabeł do Niego: «Tobie dam potęgę i wspaniałość tego wszystkiego, bo mnie są poddane i mogę je odstąpić, komu chcę. Jeśli więc upadniesz i oddasz mi pokłon, wszystko będzie Twoje». Lecz Jezus mu odrzekł: «Napisane jest: Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz». Zaprowadził Go też do Jerozolimy, postawił na narożniku świątyni i rzekł do Niego: «Jeśli jesteś Synem Bożym, rzuć się stąd w dół! Jest bowiem napisane: Aniołom swoim rozkaże o Tobie, żeby Cię strzegli, i na rękach nosić Cię będą, byś przypadkiem nie uraził swej nogi o kamień». Lecz Jezus mu odparł: «Powiedziano: Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga swego». Gdy diabeł dokończył całego kuszenia, odstąpił od Niego aż do czasu”.
     Działalność publiczna Jezusa zaczyna się od aktu odwagi i walki ze złem. Jezus przebywał w Duchu Świętym na pustyni czterdzieści dni, gdzie był kuszony przez diabła. Można powiedzieć, że były to „czterdziestodniowe rekolekcje” na pustyni, w milczeniu i samotności. W czasie tych „rekolekcji” szatan kusi Jezusa, by objawił przedwcześnie swą potęgę mesjańską. Zmierzają do tego trzy klasyczne pokusy. Pierwsza dotyczy konsumpcji, posiadania. Szatan kusi wygłodniałego przez post Jezusa, aby zamienił kamienie w chleb. Szatan usiłuje wmówić człowiekowi, że najważniejszy jest „chleb”, czyli wszelkie formy konsumpcji. Niebezpieczeństwo nie tkwi w posiadaniu, ale w pysze. Człowiek mierzy wszystko posiadanymi dobrami. Sądzi, że o jakości i wartości życia decyduje ilość zgromadzonych dóbr.
Druga pokusa dotyczy władzy i panowania nad drugim człowiekiem. Szatan pokazuje Jezusowi wszystkie królestwa świata i obiecuje je w zamian za wyrzeczenie się Boga. Władza stwarza poczucie wszechmocy, daje kontrolę i możność budowania własnej wielkości kosztem innych.
Trzecią próbą jest pokusa spektakularnego cudu, prowadząca do pychy. Szatan kusi Jezusa, by dowiódł, że jest Synem Boga, rzucając się ze szczytu świątyni w dół. Jeśli jest Mesjaszem, zostanie uratowany przez Aniołów. Pokusa jest bardzo inteligentna. Jej celem jest pozyskanie ludzi dla Ewangelii, dla Boga. W podobny sposób będzie kusił szatan Jezusa na krzyżu. W rzeczywistości pokusa ta jest sprzeciwieniem się woli Boga Ojca, brakiem zaufania Bogu. Jest wyrazem pychy.
    Na progu swojej publicznej działalności Jezus pokonuje pokusy Złego. W ten sposób pokazuje swoim uczniom, skąd brać odwagę i w jaki sposób walczyć ze złem. Jezus walczy z szatanem, posługując się słowem Bożym. W Jego słowach jest moc samego Boga. Jezus nie dyskutuje z szatanem, ale odpiera jego pokusy stanowczo, spokojnie i z godnością. Jest pewny, silny, odważny, ma w sobie wewnętrzny pokój, bo całkowicie ufa Ojcu. Wie, że ma za sobą moc Ojca i Ducha Świętego. W całym swoim życiu nie zmaga się z szatanem sam, ale w jedności z Ojcem, w mocy Ducha Świętego.
Czy potrafię wytrzymać pustkę, milczenie, samotność? Co jest dla mnie największą pokusą? W czym najczęściej poddaję się podszeptom złego ducha?  Co jest moim „chlebem”, moim pokarmem, czym żywię się na co dzień?  W czym wyraża się moja duchowa pycha? Czy towarzyszy mi świadomość, że moje życie toczy się w codziennym dramacie walki dobra ze złem? W jaki sposób walczę z pokusami, ze złem? Czy nie podejmuję samotnej walki i nie zapominam o swojej słabości, inteligencji szatana i mocy Boga?

wtorek, 9 lutego 2016

ŚRODA POPIELCOWA

                                         WIELKI   POST

      Znalezione obrazy dla zapytania sroda popielcowa = homilie  Mk 7, 1-13 Prawo Boże i tradycje ludzkie                 

 U Jezusa zebrali się faryzeusze i kilku uczonych w Piśmie, którzy przybyli z Jerozolimy. I zauważyli, że niektórzy z Jego uczniów brali posiłek nieczystymi, to znaczy nie umytymi rękami. Faryzeusze bowiem i w ogóle Żydzi, trzymając się tradycji starszych, nie jedzą, jeśli sobie rąk nie obmyją, rozluźniając pięść. I gdy wrócą z rynku, nie jedzą, dopóki się nie obmyją. Jest jeszcze wiele innych zwyczajów, które przejęli i których przestrzegają, jak obmywanie kubków, dzbanków, naczyń miedzianych.
Zapytali Go więc faryzeusze i uczeni w Piśmie: «Dlaczego Twoi uczniowie nie postępują według tradycji starszych, lecz jedzą nieczystymi rękami?»
Odpowiedział im: «Słusznie prorok Izajasz powiedział o was, obłudnikach, jak jest napisane: „Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode Mnie. Ale czci Mnie na próżno, ucząc zasad podanych przez ludzi”. Uchyliliście przykazanie Boże, a trzymacie się ludzkiej tradycji, dokonujecie obmywania dzbanków i kubków. I wiele innych podobnych rzeczy czynicie».
I mówił do nich: «Umiecie dobrze uchylać przykazanie Boże, aby swoją tradycję zachować. Mojżesz tak powiedział: „Czcij ojca swego i matkę swoją” oraz: „Kto złorzeczy ojcu lub matce, niech śmiercią zginie”. A wy mówicie: „Jeśli kto powie ojcu lub matce: Korban, to znaczy darem złożonym w ofierze jest to, co by ode mnie miało być wsparciem dla ciebie”, to już nie pozwalacie mu nic uczynić dla ojca ni dla matki. I znosicie słowo Boże przez waszą tradycję, którąście sobie przekazali. Wiele też innych tym podobnych rzeczy czynicie».

Chcę być realistą. Chcę widzieć siebie w całej prawdzie, a otaczającą mnie rzeczywistość taką jaka jest. W tym dążeniu do realizmu, do prawdy doświadczam faktu przemijania, a słowa podczas obrzędu posypania popiołem „prochem jesteś i w proch się obrócisz”, są oczywiste. Problemem jest, co mam zrobić z tą oczywistością. Wiem, że jest nieuchronna. Czy mam popaść w smutek i apatię? A może rzucić się w szalony wir życia zgodnie z maksymą „użyjmy świata póki służą lata”? Czy to nie z takiego widzenia wyrósł zakończony co karnawał? – A może zamknąć oczy na fakt przemijania, żyć jakby wszystko trwało zawsze? Są być może możliwe inne postawy.
Ja świadomie chcę się zatrzymać nad garstką prochu, w którą się niewątpliwie zmienię. Chciałabym ocalić siebie, chciałabym być z tylu drogimi mi ludźmi, którzy odeszli w stan prochu. Smutno mi, kiedy uświadamiam sobie, że kończy się dla mnie szumiący górski potok, śpiew ptaków i las. W swym realizmie nie chcę tworzyć sobie ułudy, kolorowych baśni. W tej kruchości siebie i świata, szukam tego, co trwałe, co ocala. Logiczny rozum domaga się tego, domaga się sensu, podprowadza do istnienia trwałego. Mój niepokój usiłuje chodzić drogami rozumowych zmagań. Rezultaty tych zmagań nie uspokajają mych lęków jednak do końca.
Przez ten zgiełk pytań, obaw, wątpliwości przebija się radosna, choć i niepojęta wieść, że jest ktoś, kto przeszedł moją drogą, doświadczył losu przemijania, wszedł w rzeczywistość grobu, który spopiela wszystko – i żyje! Więcej! Zapewnia mnie, że jest to możliwe i dla mnie. Możliwe, jeśli Mu uwierzę, jeżeli wejdę na Jego drogę, na której zresztą jestem od momentu chrztu świętego, jeżeli zechcę swoje życie kształtować według Jego słów: „Panie, do kogo pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego” (J 6,68). Oczywiście, że tym człowiekiem jest Jezus, który dziś przez pośrednictwo kapłana zaprasza, wzywa: „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”, a także oczekuje piotrowego: „A myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Boga” (J 6,69). Chrystusowe „nawracajcie się” wypowiadane dziś nad nami sygnalizuje mi, że to nie do końca jest tak, iż On stał się centrum mojego życia. A w każdym bądź razie jest pytaniem, czy szukając tego, co trwałe, co mnie ocali, co da życie pełne i na zawsze, zbliżam się coraz bardziej do Niego, wzrastam w Jego życiu zapoczątkowanym we mnie na chrzcie świętym?
A więc Jego słowo, On jako Słowo Boga do mnie i dla mnie. Wierzyć w Ewangelię. Jak można wierzyć w nią, to znaczy w niego, wierzyć Jemu, nie czytając, nie rozważając Jej, nie rozmawiając z Nim o Niej? „Panie, do kogoż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego”. A więc Jego wezwanie dziś do nawrócenia jest zaproszeniem do brania do ręki Ewangelii, wnikania w Nią, abym coraz bardziej patrzyła na świat, na moją codzienność oczami Jezusa, myślała jak On, stosowała Jego kryteria oceny i wartościowania. To od Niego mam się uczyć zawierzenia Bogu, zaufania i pełnienia Bożej woli, myśleć po Bożemu a nie po ludzku, nie w kategoriach przemijającego świata . Wielkopostne nawrócenie prowadzące do radości paschalnej oznacza więc pełniejsze zaprzyjaźnienie się ze Słowem Bożym. Dzisiejszy fragment Ewangelii podaje nam konkretne środki wchodzenia w pełnię Chrystusowego życia, w chwałę zmartwychwstania: modlitwa, jałmużna i post. Modlitwa, która defirmowana jest jako rozmowa, wyjątkowa rozmowa z Bogiem. Wyakcentować chcę w tej wielkopostnej rozmowie przede wszystkim słuchanie, zastanawianie się nad tym, co Bóg ma mi do powiedzenia przez wspomnianą już lekturę Bożego Słowa, ale także przez wydarzenia codziennego życia, spotykanych ludzi, ich radości i troski. Bóg zaprasza mnie przez swój Kościół, abym zechciała usłyszeć, odkrywać i zdumiewać się Jego miłością poprzez nabożeństwa wielkopostne takie jak Droga krzyżowa, Gorzkie Żale. Bóg pragnie mówić do mnie w wielkopostnych rekolekcjach, do których niekiedy tak trudno mnie przekonać, szkoda mi czasu. I nie wiadomo dlaczego szkoda mi czasu dla siebie samego, dla posłuchania Tego, który mnie ukochał aż do męki i śmierci krzyżowej.
To moje modlitewne wsłuchiwanie się w Boga winno odkryć mi prawdę o mnie, czemu i komu tak naprawdę służę, w czym szukam spełnienia, oddaję cześć. Trzeba, abym stanęła w prawdzie u początku Wielkiego Postu i dała się przekonać św. Pawłowi z drugiego czytania dzisiejszej liturgii słowa: „W imię Jezusa Chrystusa prosimy: pojednajcie się z Bogiem” (2Kor 5,20). To teraz, u początku Wielkiego Postu, jest najgłębszy sens otworzyć się na Boże miłosierdzie w Sakramencie Pokuty, aby w ten sposób pozwolić Bogu na uświęcenie mnie, upodobnienie do siebie. Jakżeż Bóg będzie mógł mówić do mnie, powierzać mi tajemnice swojej miłości skoro moje myśli, uczucia zaryglowane są nieprzyjaźnią grzechu, przez grzech zabraniam Mu wstępu do mego wnętrza? Jakżeż w tym czasie, gdy w szczególniejszy sposób Kościół wnika w tajemnicę Miłości, która z powodu grzechu dała się przybić do krzyża, ja uparcie odtrącam miłość, trwając w grzechu, a trwając w nim, trwam w śmierci.
Moje nawracanie i pełniejsze uwierzenie Ewangelii ma mnie bardziej upodobnić do Jezusa, napełnić Jego zmartwychwstaniem. Ale jeżeli tak, to trzeba z mojej strony usłyszeć i wprowadzić w czyn Jego słowa: „Kto spożywa moje Ciało ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym.  Kto spożywa moje Ciało  trwa we Mnie, a Ja w nim” (J 6,54-56).
Trzeba także usłyszeć oświadczenie Chrystusa: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25,40). Przed chwilą więc Jezus mówił mi o dyskretnej jałmużnie, o delikatnej pomocy moim bliźnim. A będzie nią mój czas, moja obecność, moje podzielenie się pieniądzem, ale także doświadczeniem i wiedzą, moją wiarą i zaufaniem, przeżywaniem Boga, moją radością. Będzie to praktyczne zatroskanie się o moja rodzinę, parafię, ojczyznę.
Dzisiejsza Ewangelia podpowiada mi jeszcze jeden środek na drodze nawracania się, przemiany, a jest nim post. To Bóg sam uświęca, daje mi udział w swoim życiu, ale szanując moją wolność, którą mnie obdarzył, potrzebuje niejako, abym usunął przeszkody, które rozstawiłam między sobą a Nim. Żeby mógł mnie przebóstwić, potrzeba mojej zgody, powierzenia Mu siebie. A jak mam Bogu pozwolić uświęcać siebie, powierzyć Mu siebie skoro jestem zniewolona, nie posiadam siebie. Rządzi mną zmysłowość, lenistwo, nienawiść,  egoizm... I wiele innych bożków panuje nade mną, steruje mną. Trzeba mi je rozpoznać i podjąć starania, aby je przezwyciężyć. A więc zdecydowana odpowiedź na pytanie, co odgradza mnie od Jezusa, co odrzucić, co sobie nakazać, w czym się ćwiczyć.
Post, jałmużna i modlitwa są niejako współzależne od siebie.
Post, który pozwala mi panować nad sobą, otwiera mnie na potrzeby braci, otwiera mnie równocześnie na Boga, prowadzi do słuchania Go, do modlitwy.
Modlitwa zaś umacnia nasze siły duchowe, uzdalnia do wysiłku, oświeca umysł i serce, daje wytrwałość i napełnia pokojem i radością.
Nie chcę być jedynie garstką prochu, którą dziś posypią moją głowę. Wierzę w Jezusa Chrystusa, który prawdziwie umarł, ale zmartwychwstał i żyje. Wierzę Mu, że na chrzcie świętym zapoczątkował we mnie swoje zmartwychwstanie, że mogę w nim wzrastać. Chcę się nawrócić do Niego całym sercem, uznaję przed Nim moją grzeszność i pełen wdzięczności za czas Jego łaskawości i miłosierdzia, podejmuję post, jałmużnę i modlitwę, proszę Go o ogarnięcie mnie swoim miłosierdziem w Sakramencie Pokuty, pragnę się karmić Chlebem Eucharystycznym na życie wieczne.

sobota, 6 lutego 2016

V NIEDZIELA ZWYKŁA

                                                                                                      (Łk 5, 1-11)
„Pewnego razu – gdy tłum cisnął się do Niego aby słuchać słowa Bożego, a On stał nad jeziorem Genezaret – zobaczył dwie łodzie, stojące przy brzegu; rybacy zaś wyszli z nich i płukali sieci. Wszedłszy do jednej łodzi, która należała do Szymona, poprosił go, żeby nieco odbił od brzegu. Potem usiadł i z łodzi nauczał tłumy. Gdy przestał mówić, rzekł do Szymona: «Wypłyń na głębię i zarzućcie sieci na połów!». A Szymon odpowiedział: «Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i niceśmy nie ułowili. Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci». Skoro to uczynili, zagarnęli tak wielkie mnóstwo ryb, że sieci ich zaczynały się rwać. Skinęli więc na wspólników w drugiej łodzi, żeby im przyszli z pomocą. Ci podpłynęli; i napełnili obie łodzie, tak że się prawie zanurzały. Widząc to Szymon Piotr przypadł Jezusowi do kolan i rzekł: «Odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny». I jego bowiem, i wszystkich jego towarzyszy w zdumienie wprawił połów ryb, jakiego dokonali; jak również Jakuba i Jana, synów Zebedeusza, którzy byli wspólnikami Szymona. Lecz Jezus rzekł do Szymona: «Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił». I przyciągnąwszy łodzie do brzegu, zostawili wszystko i poszli za Nim”.
    Dzisiejsza Ewangelia zawiera trzy obrazy :  w pierwszym obrazie widzimy Jezusa głoszącego słowo do tłumu zgromadzonego nad jeziorem. W drugim Jezus zaprasza Piotra, by podjął się ponownie połowu, mimo wcześniejszego fiaska. W trzecim Jezus czyni Piotra głosicielem słowa – „rybakiem ludzi”. W każdej z tych odsłon uderza moc słowa Jezusa. Słowo gromadzi tłumy cisnących się do Jezusa ludzi, dokonuje cudu połowu oraz cudu przemiany Piotra.
    Wypłyń na głębię – zaprasza nas również Jezus. Jeżeli chcemy wydać owoce, musimy przekraczać siebie, swoje przyzwyczajenia, schematy. Wychodzić ze swego małego „grajdołka” i podejmować wyzwania. Inaczej wcześniej czy później ugrzęźniemy na mieliźnie, urządzimy się w przeciętności.
Piotr jest w stanie przekroczyć siebie i swój ludzki sposób myślenia. Przyjęcie słowa Jezusa jest ryzykiem. Słowa Jezusa są dalekie od ekonomii i kalkulacji. Piotr podejmuje ryzyko, przełamuje zmęczenie i obawę przed ośmieszeniem. Ma odwagę, by wyjść poza granice kalkulacji, pewności.
Na Twoje słowo zarzucę sieci. Ważna jest nasza praca, duchowy wysiłek, asceza, modlitwa, Eucharystia niedzielna, kierownictwo duchowe, dobre uczynki. Ale to wszystko bez zaufania stanie się woluntaryzmem i dążeniem do perfekcjonizmu, a nie świętości. Świętość wymaga pokory i odwagi porzucenia własnych kalkulacji, by zaufać Jezusowi, Jego słowu.
    Gdy Piotr zawierza słowu Jezusa, staje się świadkiem podwójnego cudu. Pierwszy, zewnętrzny dotyczy połowu, który przerasta wszelkie kalkulacje i oczekiwania. A drugi – wewnętrzny, ważniejszy dotyczy przemiany serca Piotra. Pada przed Jezusem na kolana i uznaje swoją grzeszność. Nie lęka się już ani Jezusa, ani ludzkich opinii.
Jezus przemienia serce Piotra. Z człowieka wyrachowanego, zadufanego w sobie, czyni go pokornym, świadomym swego ubóstwa, ufającym i wolnym. Odtąd Piotr przekroczy Jezioro Galilejskie, ludzkie powiązania, opinie, lęki i wypłynie na ocean – głębię, którą jest Bóg.
Nie bój się te słowa kieruje Jezus również do nas. Gdy Mu zaufamy, zawierzymy, pozwolimy zapanować nad naszymi lękami, obawami, wtedy On poprowadzi nas na prawdziwą głębię. Będziemy łowić ludzi. Będziemy odważnie dawać świadectwo Jezusowi i Ewangelii.
Czy odkrywam w codzienności własną głębię?  Czy otwieram się na głębię samego Boga? Jakie są moje największe lęki? Jakie są granice mojego zaufania?  Czy potrafię dziś powiedzieć Jezusowi: Na Twoje słowo?