czwartek, 17 kwietnia 2014

WIELKI PIĄTEK - MĘKA PAŃSKA

 
Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?(…)
(…) wołam przez dzień, a nie odpowiadasz, (…)
Szydzą ze mnie wszyscy, którzy na mnie patrzą,
rozwierają wargi, otrząsają głową:
„Zaufał Panu, niechże go wyzwoli,
niechże go wyrwie, jeśli go miłuje”. (…)
Moje gardło suche jak skorupa,
język mój przywiera do podniebienia,
kładziesz mnie w prochu śmierci. (…)
Przebodli ręce i nogi moje,
policzyć mogę wszystkie moje kości.
A oni się wpatrują, sycą mym widokiem;
moje szaty dzielą między siebie
i los rzucają o moją suknię.
   Psalm 22 oddaje doskonale cierpienie i mękę Chrystusa na krzyżu. Umierającego Chrystusa na krzyżu. Samotnie. Tylko w obecności Matki, wiernych uczennic i najmłodszego z apostołów – Jana. Odrzucony, niechciany i znienawidzony przez naród żydowski. Chrystusa opuszczają ci, którzy za życia byli blisko Niego, którzy przysięgali, zarzekali się, walczyli o pierwsze miejsca w Królestwie Bożym. Teraz umiera On w obecności żołnierzy, szyderców, łotrów i kapłanów żydowskich. Poza śmiechem i drwinami, słychać tylko płacz kobiet.
Wielkie cierpienie i męka Chrystusa na krzyżu jest obrazem Jego wielkiego poświęcenia i oddania On, który nic złego nie uczynił, teraz wisi na krzyżu jak najgorszy zbrodniarz. Wielka pomyłka człowieka stała się dla ludzkości źródłem wszelkich łask, które do dziś spływają na każdego, kto wierzy i ufa Bogu. Patrząc na krzyż a na nim cierpiącego Chrystusa trzeba, zawsze pamiętać o zwycięstwie, o zmartwychwstaniu. Odrywając krzyż, mękę i śmierć Chrystusa od Jego zmartwychwstania pozbawiamy sensu całą Jego działalność i kenozę. W życiu także należy patrzeć na cierpienie i śmierć w świetle przyszłego radowania się z Bogiem. To co jest złe, a więc: niesprawiedliwość, choroba czy śmierć posiada swój radosny koniec jak poranek zmartwychwstania. Zatem reakcja apostołów była właśnie czymś odwrotnym, wyraźnym brakiem wiary w zwycięstwo Chrystusa, tchórzostwem, które prowadzi do rozpaczy i bezsensu życia.
I też wielu ludzi przeżywa swoje cierpienie jako tragedie i wielu ludzi przeżywa swoje cierpienie jako etap drogi do zwycięstwa.
Tak więc potrzeba jest wielkiej wiary patrząc na krzyż, patrząc na swoje cierpienie. Krzyż to nie koniec, lecz początek do radości. Ofiara Chrystusa jest wielkim aktem miłości Boga. Nawet grzech człowieka nie był w stanie zakłócić Bożego planu zbawienia świata. Nie były istotne fałszywe sądy, procesy, więzienia, biczowania, obelgi, krzyżowanie i śmierć. Bóg i tak dokonał, to co zamierzył przed wiekami. Wrogowie Chrystusa i wrogowie Kościoła są na starcie przegrani a swoją działalnością przyczyniają się do potępienia siebie i do wzrostu popularności Kościoła. Męczeństwo zawsze było w Kościele uznawane za największą ofiarę i przykład wierności Bogu. Kto walczy z Kościołem przyczynia się do Jego rozwoju.
   Ofiara Chrystusa poza tym wielkim aktem miłości jest też aktem posłuszeństwa Bogu. Chrystus był obrazem Boga we wszystkim co myślał, mówił i czynił. Kto słuchał słów Chrystusa, słuchał Boga. Kto był po stronie Chrystusa był po stronie Boga. Ta wierność i posłuszeństwo Chrystusa sprawiły, że musiał On umrzeć. Chrystus dał nam wzór tego posłuszeństwa. Nie można mieć zastrzeżeń do przykazań. Nie można ich poprawiać. Nauki Bożej się nie zmienia. Naukę Bożą się przyjmuje albo odrzuca. Można pytać – jakie jest posłuszeństwo dzisiaj wiernych w Kościele?
   A więc na podstawie Ofiary Chrystusa zauważamy, że przez życie należy iść z miłością w posłuszeństwie Bogu. Przez takie kroczenie mimo, że będzie poranione grzechami, upodobnimy się do Chrystusa, który za nas cierpiał i umarł na krzyżu.

2 komentarze:

  1. To, co napiszę, opisałem bardziej szczegółowo w odpowiedzi na życzenia Basi, ale jakoś mam ochotę wspomnieć o tym i tu. Otóż wczoraj uczestniczyłem w Drodze Krzyżowej ulicami miasta (inicjatorem i pierwszym organizatorem był ks. Zygmunt Malacki). W tym roku Droga była naznaczona osobą Jana Pawła II - na poszczególnych stacjach były odtwarzane jego homilie, a komentator wspominał wydarzenia z jego życia.
    W pewnej chwili komentator wspominał ten moment, w którym Jan Paweł II próbował w oknie pałacu powiedzieć coś do zgromadzonych wiernych, ale już mu się to nie udało. I zacytował słowa Papieża, gdy zwracał się do Boga, że jakim to on jest sługą, skoro w ogóle nie panuje nad swoim organizmem i nie może nim służyć. Ale “nie moja, lecz Twoja wola...”.
    I w tym to momencie bez najmniejszego powodu zacząłem tracić równowagę (o nic się nie potknąłem, droga idealnie gładka – asfalt). Trwało to ułamek sekundy, ale córka to zauważyła i zaczęła się nawet zastanawiać, jaką dźwignię będzie miała zastosować, gdy upadnę na brzuch, a jaką, gdy inaczej... Ja jednak się nie przewróciłem, nawet nikogo nie potrąciłem i dalej szedłem zupełnie normalnie...
    Wspaniałe są takie doznania - my sami nic nie możemy, wszystko jest w Jego rękach, ale On nas wybiera takimi, jakimi jesteśmy. I jesteśmy Mu potrzebni tacy, jacy jesteśmy i takich nas wspiera, choćby nawet nam się wydawało, tak jak wtedy Janowi Pawłowi, że już nie mamy jak Jemu służyć...

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za Twoje świadectwa, wspaniałe. Masz rację wszystko jest w rękach BOGA. To ON jest naszą podporą i opieką :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń