sobota, 27 kwietnia 2013

V NIEDZIELA WIELKANOCNA

                                             (J 13, 31-35)
„Po jego wyjściu Judasza z Wieczernika Jezus rzekł: Syn Człowieczy został teraz otoczony chwałą, a w Nim Bóg został chwałą otoczony. Jeżeli Bóg został w Nim otoczony chwałą, to i Bóg Go otoczy chwałą w sobie samym, i to zaraz Go chwałą otoczy. Dzieci, jeszcze krótko jestem z wami. Będziecie Mnie szukać, ale - jak to Żydom powiedziałem, tak i teraz wam mówię - dokąd Ja idę, wy pójść nie możecie. Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali tak, jak Ja was umiłowałem; żebyście i wy tak się miłowali wzajemnie. Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali”.

    Jezus uczy miłości doskonałej, która obejmuje każdego człowieka, nawet wrogów: Miłujcie waszych nieprzyjaciół, dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą, błogosławcie tym, którzy was przeklinają i módlcie się za tych, którzy was oczerniają (Łk 6, 27n). Taki rodzaj miłości jest naśladowaniem Boga Ojca, który jest dobry dla niewdzięcznych i złych (Łk 6, 35).
   Przykład takiej miłości dał Jezus, szczególnie w czasie swojej męki. Do Judasza, który Go zdradza mówi: Przyjacielu, po coś przyszedł? (Mt 26, 50). Na krzyżu modli się za wszystkich wrogów, oprawców i prosi Ojca o przebaczenie ich zbrodni; a nawet usprawiedliwia ich nieświadomość: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią (Łk 23, 34). Co więcej, umiera z miłości do grzeszników: Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich (J 15, 13). Św. Paweł napisze: Chrystus bowiem umarł za nas, jako za grzeszników, w oznaczonym czasie, gdyśmy [jeszcze] byli bezsilni. A [nawet] za człowieka sprawiedliwego podejmuje się ktoś umrzeć tylko z największą trudnością. Chociaż może jeszcze za człowieka życzliwego odważyłby się ktoś ponieść śmierć. Bóg zaś okazuje nam swoją miłość [właśnie] przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami (Rz 5, 6-8).
  Jezus zaprasza swoich uczniów do naśladowania Go. Jesteśmy prawdziwie uczniami Jezusa, gdy kochamy się wzajemnie, jak On. W czasie Wieczerzy Pożegnalnej (J 13, 1-17) Jezus pozostawił nam wzór, matrycę miłości. Jezus klęka przed uczniami i obmywa im nogi. Zdejmowanie gościom sandałów i mycie ich zakurzonych stóp było posługą, którą wykonywali niewolnicy, czasami również kobiety. Nigdy jednak nie czynił tego ojciec rodziny ani mistrz wspólnoty. Woda wylewana na stopy zmywała brud. Olejek, którym smarowano stopy – goił rany. Namaszczanie stóp i zranionych miejsc oliwą było jak delikatny dotyk czułości, miłości.
Obmycie stóp uczniom rekapituluje symbolicznie wszystkie słowa i czyny Jezusa: Umiłowawszy swoich na świecie do końca ich umiłował (J 13, 1). Ten gest ukazuje logikę miłości, służby i daru. Testament z Wieczernika, potwierdzony na krzyżu jest dla uczniów wzorem, matrycą. Podobnie jak Jezus, uczniowie winni sobie nawzajem umywać nogi, czyli w pokorze wzajemnie sobie posługiwać, dotykać zranionych miejsc oliwą miłości, umierać jedni za drugich. Miłość Jezusa jest modelem, wzorem i miarą bezinteresownej, uniwersalnej miłości.
Jaki aspekt, cecha miłości jest mi najbliższa? A jaka najdalsza? Dla jakich ludzi nie ma jeszcze miejsca w moim sercu? Kto dziś jest moim największym wrogiem? Czy doświadczam na co dzień dotyku miłości Jezusa? Czy tęsknię za czułością i jestem czuły wobec siebie? Czy potrafię dotknąć drugiego człowieka w sposób czuły? Czy jestem jak oliwa, balsam na rany moich bliźnich czy raczej kimś, kto je zadaje? Kogo chciałbym dziś dotknąć moimi rękami? Przed kim chciałbym otworzyć swoje serce, okazać miłość i życzliwość?

5 komentarzy:

  1. Może to zabrzmi jak faryzeizm w czystej postaci, ale szczęściarz ze mnie i wrogów nie mam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To rzeczywiście szczęściarz z Ciebie :) Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. "Jezus uczy miłości doskonałej...." o jakże daleko mi do takiej miłości; jestem lichym uczniem, a jeszcze gorszym wykonawcą słów Jezusa. Nie mam przyjaciół, mam wrogów, nie umiem naśladować Jezusa, nie potrafię porozumieć się z ludźmi i wciąż dochodzi do scysji nawet z najbliższymi; jakiś odmieniec ze mnie; pozdrawiam niedzielnie

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie Basiu nie jesteś odmieńcem w każdym z nas drzemie podobna osoba. Wiesz mój spowiednik powiedział mi ostatnio: jest Ci ciężko i nie możesz sobie poradzić z tym czy z tamtym idź do Pana przed tabernakulum i powiedz MU co Cię trapi, co jest dla Ciebie sytuacją nie do przskoczenia. Zwróć się do NIEGO jak dziecko, które nie radzi sobie :) ON Cię usłyszy i pomoże. Ale zrób to z wielkim zaufaniem :) Może i Ty to zrobisz. Mnie pomógł :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję; popłakałam się czytają twoje pocieszenie, więc nic więcej nie napisze;:(

      Usuń