(Mt 10, 26-33)
Więc się ich nie bójcie! Nie ma bowiem nic zakrytego, co by nie miało być wyjawione, ani nic tajemnego, o czym by się nie miano dowiedzieć. Co mówię wam w ciemności, powtarzajcie na świetle, a co słyszycie na ucho, rozgłaszajcie na dachach! Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle. Czyż nie sprzedają dwóch wróbli za asa? A przecież żaden z nich bez woli Ojca waszego nie spadnie na ziemię. U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Dlatego nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli. Do każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie.
Życie
według Ewangelii nie jest beztroskie. Przeciwnie, często wiąże się z
trudem, krzyżem, wprowadza podziały, osądza serca, stawia przed
koniecznością radykalnego wyboru. Dlatego nie zawsze spotyka się z
przychylnym przyjęciem. Los uczniów Jezusa jest związany z losem
Ewangelii a przede wszystkim z losem Jezusa: Będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mego imienia (Mt 10, 22); Uczeń
nie przewyższa nauczyciela ani sługa swego pana. Jeśli pana domu
przezwali Belzebubem, o ileż bardziej jego domowników tak nazwą (Mt 10, 24-25).
Uczniowie
nie powinni jednak obawiać się trudności i prześladowań. Zaufanie
Jezusowi i Bożej Opatrzności jest siłą do przezwyciężania wszystkich
obaw i lęków: Więc się ich nie bójcie! Boimy się szczególnie o nasze ciało, a
więc o to, co jest przemijające. Lękamy się o nasz spokój, naszą
sytuację, rodzinę, prestiż, posadę…, boimy się, by nie zostać
odrzuconym, osamotnionym, wyszydzonym czy źle zrozumianym… Jezus
wskazuje na „właściwą bojaźń”: nie bójcie się tego, co może zaszkodzić waszemu ciału, bójcie się tego, co szkodzi waszemu duchowi, waszemu człowieczeństwu W czasie spotkań i rozmów z wieloma osobami, często słyszę o lęku, który paraliżuje i przeszkadza, by być sobą i odważnie wyznawać Jezusa. Taki lęk wypływa między innymi z braku zaufania i bojaźni Bożej. Im bardziej zmniejsza się bojaźń Boża, tym silniej rośnie lęk przed ludźmi (R. Cantalamessa).
Zaufanie Jezusowi oczywiście nie uchroni od trudności, ciosów, porażek, odrzucenia. Jednak rany nie przenikną do głębi naszego serca. Nie staniemy się przez nie zgorzkniali, cyniczni, ale pozostaniemy łagodni, kochający, umiejący przebaczać, świadomie kształtujący człowieczeństwo i świat.
Czy nie sądzę, że Ewangelia powinna być lekka i dostosowana do oczekiwań ludzi współczesnych? Jakie są moje lęki? Czego obawiam się najbardziej? Czy potrafię odróżnić lęki od bojaźni Bożej? Czy mam odwagę wyznawać Jezusa dziś?
Pisze Siostra boimy się, by nie zostać odrzuconym, osamotnionym, wyszydzonym czy źle zrozumianym…, by po chwili dodać Zaufanie Jezusowi oczywiście nie uchroni od trudności, ciosów, porażek, odrzucenia. Jednak rany nie przenikną do głębi naszego serca. Nie staniemy się przez nie zgorzkniali, cyniczni, ale pozostaniemy łagodni, kochający, umiejący przebaczać, świadomie kształtujący człowieczeństwo i świat.
OdpowiedzUsuńAle gdzieś pozostaje niepewność, czy to rozpoznanie było właściwe, czy rzeczywiście rozpoznało się Jego głos Co mówię wam w ciemności, powtarzajcie na świetle, a co słyszycie na ucho, rozgłaszajcie na dachach! - a może to nie Jego słowa rozgłaszałem na Dachach?
(gdy to przekonanie oparte jest jedynie na domysłach, gdy tego się nie wie, a owoców się nie zna, to te lęki są nieuniknione i będą paraliżować (i zapewne na całe szczęście))
Leszku- istotne jest jak się "Jego słowa rozgłasza na Dachach?"; do tego także trzeba dojrzeć. Ileż to słów ma charakter wieloznaczeniowy, a w dodatku jak trudno jest przekazać swe myśli. Nie bez znaczenia jest ton wypowiedzi [moralizatorski charakter]; gdybyśmy potrafili wyzbyć się swego "ja" w przekazywaniu swej wiedzy, gdybyśmy potrafili ubrać się w pokorę i miłość bliźniego; nie byłoby nieporozumień, scysji i dąsów. Jakże często dobre intencje są odbierane jako atak na nasze "ja". Jak mam się do Ciebie odzywać kiedy moje wypowiedzi [komentarze[ uznajesz za wsadzanie szpilek?
UsuńAby głosić Dobrą Nowinę trzeba najpierw posiąść dar miłowania każdego bliźniego; ja jeszcze nie umiem tego, dlatego nie robię konkurencji s.Marcie i nie piszę bloga religijnego, lecz tematycznie takiego "misz-masz" czyli co akurat leży mi na wątrobie albo na sercu; pozdrawiam
Ależ Basiu być może masz rację, że jestem narzędziem szatana, co wielokrotnie sugerowałaś (mnie się wydaje, że każdy może dawać świadectwo jedynie ze SWOJEGO życia, ale skoro Ty odbierasz to zgodnie z cytatem z o. Pio, to być może Ty dobrze odczytujesz sytuację). Ja nie znam owoców swojego pisania i nigdy ich nie znałem. Żyłem jedynie w sferze domysłów i te domysły przyjmowałem za rzeczywistość. Jednak mam świadomość, że to tylko domysły - po stokroć bym wolał cokolwiek wiedzieć - no ale nie wiem.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńLeszku- nie przesadzaj; nigdy nie twierdziłam, że jesteś narzędziem szatan; więc jak mogę mieć rację? podkreślam- aby głosić Dobrą Nowinę innym trzeba posiąść trudną sztukę konwersacji; oraz sztukę bycia komunikatywnym; a do tego dorzucić sztukę miłowania bliźniego jak siebie samego, a wtedy nasza mowa będzie; "tak-tak" bądź "nie- nie" czyli zrozumiała. Proszę, odpuść sobie cynizm ["być może Ty dobrze odczytujesz sytuację" ], gdyż między innymi ta dyskusja dowodzi, że nadajemy na innych falach i nie możemy się porozumieć. Wyraźnie napisałam "ja jeszcze nie umiem tego", lecz Ty i tak po swojemu interpretujesz mój komentarz; niech Ci będzie - już się do Ciebie nie odzywam, bo znowu opacznie zinterpretujesz moje słowa; pozdrawiam
UsuńBasiu, a gdzie w moich słowach jest cynizm? O czym Ty w ogóle mówisz? Niejednokrotnie odnosiłaś do mnie słowa o. Pio imię diabła brzmi właśnie"ja" zarzucając mi, że piszę o sobie. W moim przekonaniu pisałem o sobie, bo trudno bym dawał świadectwo czyimś życiem - można je dawać tylko swoim. Ale jednak Ciebie to raziło, doszukiwałaś się w tych słowach diabła. W moim przekonaniu w moich słowach go nie ma, ale rzeczywiście nie mogę mieć pewności, że spotkałem Jezusa i że to Jego drogą starałem się iść przez życie. Starałem się obiektywizować swoją sytuację poprzez odczytywanie wydarzeń ze swojego życia (jeśli rzeczywiście te wydarzenia miały miejsce, to ktoś odpowiedzialny uznał przynajmniej tyle, że to, co pisałem, nie jest sprzeczne z nauczaniem Kościoła) - jednak cały czas są to tylko moje domysły i wobec powszechnej niechęci wobec tego, co pisałem (bo to przecież nie tylko Ty odczuwałaś niechęć), przestałem pisać. Odzywam się tylko w takich okolicznościach, jak u Alby (czy wcześniej u Angeliki, za co zostałem wyproszony), a u siebie napisałem jedną notkę pod wpływem silnych emocji (nb. uzależniałem jej napisanie od czytań, jakie wypadały – i tu okazało się, że ściągnęły mi się czytania z tego dnia, w którym pisałem, czyli soboty, a nie z niedzieli, co zauważyłem dopiero następnego dnia czytając notkę Siostry) – jak zresztą pokazał to cały ten tydzień, zupełnie niepotrzebnie – moje pisanie rzeczywiście jest kompletnie niepotrzebne i pewnie źle się stało, że na chwilę do niego wróciłem. Basiu, to naprawdę może być tak, że to szatan się mną posługiwał. Twoje sugestie mogą być prawdziwe. Nie wycofuję się z niczego, co przez te lata pisałem, ale sam jestem znacznie bardziej ostrożny...
UsuńLeszku, przeczytaj Księgę Jonasza. Jonasz też myślał, że to nie Jahwe mu powiedział, że ma iść do Niniwy, więc wsiadł na statek i uciekł, ale Pan go i tam dorwał, aż musiała połknąć go ryba i wyrzucić na brzeg Niniwy. Musisz zaufać Bogu i modlić się o światło, a nie gdybać :) Pozdrawiam :)
UsuńNo i najciekawsze jest to, że tak mi się wydawało, że to właśnie historia Jonasza sprawiła, iż ćwierć wieku temu w końcu zdecydowałem się przy najbliższej okazji wręczyć list. Ale z drugiej strony, to przecież na Trzech Króli jest zawsze (jak mi się wydaje) Iz 60, 6. Skąd więc ten Jonasz? A może ksiądz, który głosił kazanie tylko nawiązywał do Jonasza, bez oparcia w bieżących czytaniach? Jednak ćwierć wieku robi swoje i już dziś nie potrafię tego złożyć w jedną całość (ćwierć całkiem dosłownie, bo to chodziło o 6 stycznia 1989 roku). No i proszę - drugi raz Jonasz.
UsuńLeszku, przeczytaj Księgę Jonasza :) Wyszła seria Kręgu Biblijnego. Teraz czytam właśnie Krąg Bibkiny Romana Brandste.,,,,, dalej nie piszę bo pomylę się w pisnowni :) Coś wspaniałego, warto przeczytać :) Otworzą Ci się oczy na zrozumienie Pisma Św. :) Pozdrawiam :)
Usuńs.Marto > A ja tym razem nieco inaczej odniosę się do notki i zadam pytanie;
OdpowiedzUsuńczy wiesz ile razy w Biblii powtarza się owe; "nie bójcie!" ???
Niestety nie wiem :):):):):):) Pozdrawiam :)
UsuńPodpowiem; 365 razy:) to daje do myślenia; pozdrawiam
UsuńWracam do komentarza Leszka :) nie wolno tak mówić, że szatan itp. nawet tego nie chcę komentować. Jesteście ludźmi wierzącymi i wiem, że kochającymi Boga, to właśnie szatan wciska się między was aby was skłócić, czy tego nie widzicie ????? Szatan to bestia inteligentna, więc proszę niech was nie ponosi i zrozumcie się. Jesteście jak zaznaczyłam "ludźmi Boga". A każdy z nas ma to "ego" bardzo rozwinięte w sobie, wystarczy tylko być blisko Boga i oddać MU wszystko :0 radości, smutki, wątpliwości :)
OdpowiedzUsuń