Zbliża się najświętszy czas w Kościele. Rozpoczyna się Wielki Tydzień, który ma nas wszystkich bezpośrednio przygotować na święta Wielkiej Nocy, Zmartwychwstania Pańskiego. Dzisiejsza liturgia streszcza cały Wielki Tydzień. Rozpoczyna się on jednak od tryumfalnego wjazdu Jezusa do Jerozolimy. Trzymane w rękach gałązki palm mają nam przypomnieć to ważne wydarzenie z życia Chrystusa. Wraz z mieszkańcami Jerozolimy witamy Go wkraczającego do miasta jako króla. Owo wkraczanie może mieć także znaczenie symboliczne, bowiem „Jerozolimą” jest moje życie, moje serce. Rozważmy więc nasze powitanie wkraczającego Mesjasza. Co z tego powinno wyniknąć, jakie powinno być nasze zachowanie?
Najpierw
należy sobie uświadomić, że Jezus przychodzi jako Mesjasz – Król
Pokoju. Nie można przyjmować Boga do swego serca bez wewnętrznego
pokoju, płynącego z czystości serca. Niestety, w obecnych czasach
istnieje wiele niepokoju, który nie pozwala na przyjęcie Jezusa. Znakiem
czasu staje się lęk przed Chrystusem. Dlatego jeśli ma się powtórzyć
scena wjazdu Mesjasza do „Jerozolimy” mojego serca, muszę zlikwidować
strach. Chrystus nie „zamiesza” w naszym życiu, nie postawi zbyt
wygórowanych wymagań. Wyjście Mu naprzeciw możliwe jest tylko wtedy, gdy
Jemu zaufamy; gdy odkryjemy, że Jego „wjazd” w naszym życiu jest
błogosławionym wydarzeniem. Nie uciekajmy więc przed wymaganiami, które
stawia Chrystus. Nie uciekajmy przed Jego trudną nauką o krzyżu, która
wymaga od człowieka samozaparcia i ofiarności. Tylko wtedy możemy go
prawdziwie przywitać jako Króla Pokoju!
Patrząc
na wjazd Jezusa do Jerozolimy, trzeba także odkryć prawdę, że
mieszkańcy tego miasta spontanicznie zrywali gałązki i witali Mesjasza.
Spontaniczność taka likwiduje wszelkie kalkulacje. Spontaniczność nie
pozwala na myślenie w kategoriach „czy się to opłaca”. Dlatego też w
przyjmowaniu Jezusa do swojego życia musi być wiele spontaniczności. Nie
można na przykład obliczać, czy przebaczenie jest opłacalne. Przyjęcie
Jezusa powinno być odruchem serca, a nie wyrachowanym działaniem.
Spontaniczne przyjęcie Chrystusa likwiduje wszelką dyskusję nad
słusznością prawd głoszonych przez Mistrza z Nazaretu.
W
dzisiejszym wspomnieniu wjazdu Jezusa do Jerozolimy należy odnaleźć
jeszcze jedno ważne przesłanie. Jest nim przestroga przed zdradą. Jak
pokazały wydarzenia Wielkiego Tygodnia, w przeciągu kilku dni można od
miłości przejść do nienawiści. Od wierności do zdrady może być tylko
jeden krok. Powinniśmy więc dziś zapytać, w których dziedzinach życia to
napięcie pomiędzy wiernością Bogu a Jego odrzuceniem jest najbardziej
możliwe. U progu Wielkiego Tygodnia każdy z nas powinien odkryć to
„najsłabsze ogniwo” łączące z Bogiem. Chodzi bowiem o to, aby zawsze
swoim życiem mówić „witaj”, a nie „ukrzyżuj Go”! Prośmy o to gorąco PANA w modlitwie.
Na zakończenie rekolekcji, w których uczestniczyłem, był Wieczór chwały i przyznam, że bardzo mi odpowiadało wyrażanie śpiewem uwielbienia. Obawiam się co prawda, że innym mogło to nie odpowiadać, bo była tam jakaś dziewczyna, która co jakiś czas śpiewała bardzo głośno, a przy tym niemożebnie fałszowała - obawiam się, że każdy, kto śpiewa nieco inaczej, może innych drażnić. No a ja bawiłem się dźwiękiem, bawiłem się głośnością (np. momentami śpiewałem tak, że siła głosu narastała, by po chwili przechodzić w kompletne piano); bawiłem się tonacją (np. dźwięki szły w górę, a ja przeskakiwałem o oktawę w dół), bawiłem się melodią (np. momentami był tylko akompaniament, a ja zaczynałem wokalizę z głównym tematem)...
OdpowiedzUsuńPewnie nie powinienem tego wszystkiego robić, szczególnie że to rekolekcje dla studentów (chodziłem razem z córką), a nie parafialne, a więc nie byłem u siebie, no ale przecież to wszystko chciałem wyśpiewać PANU! - i to było najważniejsze :)
Najważniejsze i najpiękniejsze bo płynęło ze szczerego serce, a PAN to widział i z pewnością słyszał :) Pozdrawiam hej !!!
UsuńZastanawiam się - co napisać? U nas były rekolekcje, w których nie mogłam uczestniczyć, a których tematem przewodnim było pytanie; "co ważniejsze; co uczyniłem czy kim jestem?"
OdpowiedzUsuńTak sobie rozmyślam;
kuszenie Jezusa - diabeł uczynił to trzykrotnie;
- wiedząc, że niemalże w każdym człowieku tkwi pragnienie bycia ważnym; bycia słuchanym; realizowania swej racji; bycie KIMŚ
- pragnienie chleba; które często staje się argumentem, usprawiedliwieniem braku czasu dla Jezusa; zdarza się, że owo "mieć" zagłusza i przytłamsza owo "być". Ileż to razy pragniemy [bywa, że i za wszelką cenę] MIEĆ.
- wystawianie Boga na próbę; ileż to razy nasza modlitwa staje się koncertem życzeń, a jak nie są spełnione, to się obrażamy albo zapominamy podziękować, tak jakby to się nam należało niczym psu miska.
Ze smutkiem stwierdzam, że to wszystko dotyczy mnie. Zatem co mi pozostaje? Modlitwa którą rozpoczęłam Wielki Tydzień;
http://ocalic-od--zapomnienia.blog.pl/?p=3846
Myślę, że poniekąd każdy z nas taki jest. Ale JEZUS nas kocha i rozumie nasze słabości. Jeżeli my to widzimy to PAN nas przez to kocha bo wie,że pragniemy być inni, ale grzeszna natura ciągnie wilka do lasu, niestety. Pozdrawiam :)
Usuń