Śmierć
zaświadcza nie o prawdzie, lecz o miłości Chrystusa. Ta śmierć stanowi
wręcz najwyższy dowód miłości:
“Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy
ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15, 13). Można by mieć
obiekcje co do tego, że największą miłością jest oddać życie za swoich
przyjaciół, bo raczej największą miłością jest oddać życie za swoich
nieprzyjaciół. To jest dokładnie to, czego dokonał Jezus:
“Chrystus
bowiem umarł za nas jako za grzeszników, w oznaczonym czasie, gdyśmy
jeszcze byli bezsilni. A nawet za człowieka sprawiedliwego podejmuje się
ktoś umrzeć tylko z największą trudnością. Chociaż może jeszcze za
człowieka życzliwego odważyłby się ktoś ponieść śmierć. Bóg zaś okazuje
nam swoją miłość właśnie przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli
jeszcze grzesznikami” (Rz 5, 6-8).
“Umiłował nas, kiedy byliśmy
nieprzyjaciółmi, aby uczynić z nas swoich przyjaciół”.
Jednostronna
“teologia krzyża” może doprowadzić do zapomnienia tego,
co najbardziej istotne. Krzyż nie jest tylko sądem Boga nad światem,
obaleniem mądrości świata i ujawnieniem jego grzechu. Krzyż nie jest
“nie” Pana Boga dla świata, ale Jego miłosnym
“tak”:
“Niesprawiedliwości, zła jako rzeczywistości – pisze Ojciec Święty w
swojej ostatniej książce o Jezusie – nie można po prostu ignorować i
zwyczajnie tolerować. Musi zostać przeobrażone i pokonane. Tylko to jest
autentycznym miłosierdziem. A ponieważ ludzie nie są do tego zdolni,
czyni to teraz sam Bóg, i to właśnie jest owa
“bezwarunkowa” dobroć
Boga” (Jezus z Nazaretu, s. 145).
Ale jak można mieć jeszcze odwagę mówić o miłości Boga, kiedy mamy
przed oczami tyle ludzkich nieszczęść, jak na przykład katastrofę, która
dotknęła Japonię, lub tragedie, które wydarzyły się w ostatnich
tygodniach na morzu? Wcale nie mówić? Lecz pozostać w zupełnym milczeniu
byłoby zdradą wiary i pomijaniem sensu tajemnicy, którą obchodzimy.
Jest jedna prawda, o której należy mówić z całą mocą w dzień
Wielkiego Piątku. Ten, którego kontemplujemy na krzyżu, to Bóg we
własnej osobie. Owszem, to człowiek, Jezus z Nazaretu, ale jest On
jednocześnie w jednej osobie Synem wiekuistego Ojca. Dopóki nie rozpozna
się i nie bierze na serio tego podstawowego dogmatu chrześcijan –
pierwszego, określonego jako dogmat w Nicei – że Jezus Chrystus jest
Synem Bożym, samym Bogiem, współistotnym Ojcu, człowieczy ból pozostanie
bez odpowiedzi. Nie można mówić, że
“pytanie Hioba pozostało bez
odpowiedzi”, że nawet wiara chrześcijańska nie może dać odpowiedzi na
ludzki ból, jeżeli w punkcie wyjścia odrzuca się odpowiedź, którą ta
chce nam dać.
Co się robi, by zapewnić drugą osobę, że pewien napój nie zawiera
trucizny? Pije się go jako pierwszy, przed nim! Tak uczynił Bóg z
ludźmi. On wypił gorzki kielich męki. A więc nie może być zatruty ludzki
ból, nie może być tylko czymś negatywnym, stratą, absurdem, jeśli sam
Bóg chciał go skosztować. Na dnie kielicha musi być perła.
Imię perły znamy:
Zmartwychwstanie! “Sądzę bowiem, że cierpień
teraźniejszych nie można stawiać na równi z chwałą, który ma się w nas
objawić” (Rz 8, 18), i dalej jeszcze:
“I otrze z ich oczu wszelką łzę, a
śmierci już odtąd nie będzie. Ani żałoby, ni krzyku, ni trudu już
[odtąd] nie będzie, bo pierwsze rzeczy przeminęły” (Ap 21, 4). Jeśli
bieg życia kończyłby się rzeczywiście tu, na ziemi, byłoby to zaprawdę
motywem do rozpaczy, myśląc o milionach, a może miliardach stworzeń
ludzkich, które rodzą się uciśnione, przybite biedą i niedorozwojem w
punkcie wyjścia, i to wtedy, kiedy nieliczni pozwalają sobie na każdy
luksus i nie wiedzą, jak wydać ogromne sumy płynące z ich zysków.
Ale to nie jest tak. Śmierć nie tylko niweluje różnice, ale je
odwraca.
“Zmarł żebrak i został zaniesiony przez aniołów na łono
Abrahama – zmarł też i bogacz i został pogrzebany w piekle” (por. Łk 16,
22-23). Nie możemy odnosić tego schematu w sposób zbyt uproszczony do
rzeczywistości społecznej, ale jest on po to, aby nas ostrzec, iż wiara w
zmartwychwstanie nikogo nie pozostawia w świętym spokoju. Przypomina
nam, że maksyma
“żyj i pozwól żyć” nigdy nie powinna przekształcić się w
maksymę
“żyj i pozwól umrzeć”.
Odpowiedź krzyża jest nie tylko odpowiedzią dla nas, chrześcijan, ale
jest dla wszystkich, ponieważ Syn Boży umarł za wszystkich. Misterium
odkupienia zawiera w sobie aspekt obiektywny i aspekt subiektywny; to
wydarzenie samo w sobie i uświadomienie go sobie oraz odpowiedź wiary na
nie. Pierwszy element w swoim zakresie jest szerszy od tego drugiego.
“Duch Święty – mówi jeden z dokumentów Soboru Watykańskiego II –
wszystkim ofiaruje możliwość dojścia w sposób Bogu wiadomy do
uczestnictwa w tej paschalnej tajemnicy” (GS, 22). Jednym ze sposobów
uczestnictwa w tajemnicy paschalnej jest właśnie cierpienie:
“Cierpieć –
pisał Jan Paweł II krótko po zamachu i długiej szpitalnej rehabilitacji
– oznacza stać się szczególnie podatnymi, szczególnie wrażliwymi na
działanie zbawczych sił Boga ofiarowanych ludzkości w Chrystusie”
. Cierpienie, każde cierpienie, ale zwłaszcza to,
które dotyka niewinnych, w tajemniczy, tylko Bogu znany sposób,
wprowadza nas w kontakt z krzyżem Chrystusa.
Po Jezusie tymi, którzy
“dali swoje piękne świadectwo” i “pili z Jego
kielicha”, są męczennicy! Opowiadania o ich śmierci były pierwotnie
zatytułowane “passio”, męka, tak jak opis cierpień Jezusa, którego przed
chwilą wysłuchaliśmy. Świat chrześcijański ponownie nawiedzany jest
przez doświadczenie męczeństwa, które uważano za zakończone wraz z
upadkiem ateistycznych reżimów totalitarnych. Nie możemy pomijać
milczeniem ich świadectwa. Pierwsi chrześcijanie czcili swoich
męczenników. Akta ich męczeństwa były czytane i puszczane w obieg
pomiędzy Kościołami z najwyższym szacunkiem. Właśnie dzisiaj, w Wielki
Piątek 2011 r., w wielkim kraju azjatyckim chrześcijanie modlili się i w
ciszy maszerowali ulicami niektórych miast, aby zażegnać grożące im
niebezpieczeństwa.
Istnieje coś, co odróżnia autentyczne akta męczenników od tych
legendarnych opisów, tworzonych “przy stoliku”, po ustaniu prześladowań.
W tych pierwszych nie ma prawie śladu polemiki z prześladowcami; cała
uwaga skoncentrowana jest na bohaterstwie męczenników, a nie na
niegodziwości sędziów czy katów. Święty Cyprian poleci nawet swoim
bliskim przekazać dwadzieścia pięć złotych monet katu, który zetnie mu
głowę. To są uczniowie Tego, który umierał, mówiąc:
“Ojcze, przebacz im,
bo nie wiedzą, co czynią”. “Krew Chrystusa – przypomina nam Ojciec
Święty w swojej ostatniej książce – mówi innym językiem niż krew Abla
(zob. Hbr 12, 14). Nie woła o pomstę i karę, ale jest pojednaniem”.
Także świat chyli czoła wobec świadectwa współczesnych męczenników. W
ten sposób można wytłumaczyć nieoczekiwany sukces we Francji filmu
“Ludzie Boga”, który opowiada o losach siedmiu mnichów cysterskich
zamordowanych w Tibhirine w marcu 1996 roku. A jakże nie być pod
wrażeniem słów zapisanych w testamencie katolickiego polityka Shabaza
Bhattiego, zamordowanego z powodu jego wiary w ubiegłym miesiącu? Jego
testament został pozostawiony także nam, jego braciom w wierze, i byłoby
niewdzięcznością pozwolić, by łatwo popadł w niepamięć.
“Były mi proponowane – pisał – wysokie urzędy w rządzie i proszono
mnie, bym zaprzestał mojej walki, ale ja zawsze odmawiałem, aż do
narażenia mojego życia. Nie szukam popularności, nie pragnę stanowisk,
władzy. Pragnę tylko miejsca u stóp Jezusa. Pragnę, aby moje życie, mój
charakter, moje działania mówiły za mnie i by ukazywały, że naśladuję
Jezusa Chrystusa. To pragnienie jest we mnie tak silne, że poczułbym się
zaszczycony, gdyby Jezus, za ten trud i za tę moją walkę na rzecz
pomocy potrzebującym, ubogim, prześladowanym chrześcijanom w moim kraju,
zechciał przyjąć ofiarę mojego życia. Pragnę żyć dla Chrystusa i dla
Niego umrzeć”.
Wydaje się, jakbyśmy znów słuchali męczennika Ignacego z Antiochii,
kiedy był prowadzony do Rzymu, by ponieść śmierć męczeńską. Milczenie
ofiar nie usprawiedliwia jednak grzesznej obojętności świata wobec ich
losu.
“Sprawiedliwy ginie, a nikt się tym nie przejmuje. Bogobojni
ludzie znikają, a na to nikt nie zwraca uwagi”(Iz 57, 1)!
Chrześcijańscy męczennicy nie są jedynymi, których widzieliśmy jako
cierpiących i umierających wokół nas. Cóż mamy do zaofiarowania komuś,
kto nie wierzy, oprócz naszej pewności wiary, która jest rodzajem
odpłaty za cierpienie? Możemy cierpieć z tymi, którzy cierpią, płakać z
tymi, którzy płaczą (Rz 12, 15). Zanim zamanifestował zmartwychwstanie i
życie, na widok żałoby sióstr Łazarza Jezus “zapłakał” (J 11, 35). W
obecnej chwili należałoby cierpieć i płakać zwłaszcza z narodem
japońskim, nawiedzonym przez jedną z najstraszniejszych katastrof
naturalnych w historii. Możemy także powiedzieć tym naszym braciom w
człowieczeństwie, że jesteśmy pełni podziwu dla ich godności i ich
przykładu stateczności oraz wzajemnej pomocy, które okazali przed
światem.
Globalizacja ma przynajmniej ten jeden pozytywny skutek: cierpienie
jednego narodu staje się cierpieniem wszystkich; wzbudza we wszystkich
poczucie solidarności. Pozwala nam odkryć, że wszyscy jesteśmy jedną
rodziną ludzką, związaną na dobre i złe. Pomaga nam przekraczać bariery
rasowe, koloru skóry i religii. Jak powiada werset jednego z naszych
poetów:
“Ludzie, niech was ogarnie pokój! Na tym ziemskim padole,
cierpienie jest zbyt wielką tajemnicą”.
Powinniśmy jednak wyciągnąć także naukę, jaka płynie z podobnych
wydarzeń. Trzęsienia ziemi, huragany i inne katastrofy, które dotykają
zarówno winnych, jak i niewinnych ludzi, nigdy nie są wyrazem kary
Bożej. Mówić inaczej oznaczałoby obrażać Boga i ludzi. Są one jednakże
ostrzeżeniem: w tym wypadku ostrzeżeniem, aby nie łudzić się, że
wystarczy wiedza i technika, aby nas ocalić. Jeśli nie będziemy
potrafili narzucić im ograniczeń, to właśnie one mogą się stać, jak to
widzimy, jednym z największych zagrożeń.
Trzęsienie ziemi miało miejsce także w chwili śmierci Chrystusa:
“Setnik zaś i jego ludzie, którzy odbywali straż przy Jezusie, widząc
trzęsienie ziemi i to, co się działo, zlękli się bardzo i mówili:
“Prawdziwie ten był Synem Bożym”" (Mt 27, 54). Ale było jeszcze jedno,
“większe” trzęsienie ziemi w momencie Jego zmartwychwstania:
“A oto
powstało wielkie trzęsienie ziemi. Albowiem Anioł Pański zstąpił z
nieba, odsunął kamień i usiadł na nim” (Mt 28, 2). Tak będzie zawsze. Po
każdym śmiertelnym trzęsieniu ziemi nastąpi trzęsienie ziemi
zmartwychwstania i życia.
Ktoś powiedział:
“Obecnie tylko jakiś bóg może nas ocalić”. Mamy gwarancję, że na pewno to uczyni,
ponieważ
“Bóg tak ukochał świat, że dał swojego Jednorodzonego Syna” (J
3, 16). Przygotujmy się zatem, by wyśpiewać z odnowionym przekonaniem i
pełną wzruszenia wdzięcznością słowa liturgii:
Oto drzewo krzyża, na którym zawisło
Zbawienie świata.
Pójdźmy z pokłonem.
Kazanie wygłoszone przez O. Raniero Cantalamessa, OFMcap w czasie Liturgii Wielkiego Piątku w Bazylice św. Piotra 23 kwietnia 2011 r