(Łk 2, 41-52)
„Rodzice Jego chodzili co roku do Jerozolimy na Święto Paschy. Gdy miał
lat dwanaście, udali się tam zwyczajem świątecznym. Kiedy wracali po
skończonych uroczystościach, został Jezus w Jerozolimie, a tego nie
zauważyli Jego Rodzice. Przypuszczając, że jest w towarzystwie pątników,
uszli dzień drogi i szukali Go wśród krewnych i znajomych. Gdy Go nie
znaleźli, wrócili do Jerozolimy szukając Go. Dopiero po trzech dniach
odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami,
przysłuchiwał się im i zadawał pytania. Wszyscy zaś, którzy Go słuchali,
byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami. Na ten widok
zdziwili się bardzo, a Jego Matka rzekła do Niego: Synu, czemuś nam to
uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie. Lecz On
im odpowiedział: Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że
powinienem być w tym, co należy do mego Ojca? Oni jednak nie zrozumieli
tego, co im powiedział. Potem poszedł z nimi i wrócił do Nazaretu; i był
im poddany. A Matka Jego chowała wiernie wszystkie te wspomnienia
w swym sercu. Jezus zaś czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u
Boga i u ludzi”
Po zakończonych uroczystościach Jezus
pozostał w Świętym Mieście, jakby chciał nacieszyć się pięknem świątyni
i zatrzymać jej całą mądrość i świętość. Św. Łukasz używa tutaj słowa trwać. Chce
przez to podkreślić, że trwanie Jezusa w świątyni jest dla Niego
naturalnym środowiskiem; jest trwaniem Syna w Ojcu; Słowa w Bogu.
Podczas gdy Jezus trwał z Ojcem w świątyni Maryja i Józef szukali Go z bólem serca. Ból
Maryi w trzech dniach poszukiwań to cały szereg cierpień, przede
wszystkim matki, ale również osoby odpowiedzialnej. Do tego dochodzi
zapewne doświadczenie przykrości, upokorzenia związane z krytyką ze
strony innych. Maryja doświadcza, że całkowite powierzenie się Bogu
doprowadziło Ją do sytuacji zupełnie nieoczekiwanej – nieporozumienia, oddalenia. Syn „ucieka od Niej” i mówi językiem, którego nie rozumie. Po trzech dniach Rodzice odnajdują Jezusa w świątyni podczas dyskusji
z uczonymi. Maryja wypowiada wówczas cały ból swego serca, troskę i
miłość: Synu, czemuś nam to uczynił? Z kolei Jezus w sposób jasny i stanowczy uświadamia jej pewną rzeczywistość. Jego misją jest być „w sprawach Ojca”: Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?
Odtąd wszystkie inne sprawy, plany, pragnienia, wolę, całą osobę Jezusa
i całe Jego życie będzie wypełniał Ojciec. Wszystko będzie
zrelatywizowane; nawet posłuszeństwo i ból sprawiony ziemskim Rodzicom.
Zauważmy jednak, że Maryja i Józef nie zrozumieli misji, o której
mówił im Jezus. Oni trwali w tradycji Starego Przymierza i trudno im
zrozumieć Nowe, które ustanawia ich Syn. Przyzwyczajeni do codziennej
obecności Jezusa, przeżywają związek z Nim w sposób zwyczajny,
naturalny; muszą dopiero w wierze uczyć się rozumieć nowe sytuacje. Bóg
stopniowo będzie wprowadzał ich w rozumienie tajemnicy Jezusa, w sposób
przystosowany do ich możliwości.
Opowiadanie o pobycie Jezusa w świątyni kończy się słowami: Poszedł z nimi i wrócił do Nazaretu i był im poddany. Wierność
codziennemu życiu, modlitwie, pracy, odpoczynkowi, życiu rodzinnemu,
synowskie posłuszeństwo stanowią hołd składany Ojcu w świątyni. Można
powiedzieć, że zwyczajne życie w Nazarecie, to świątynia, w której Jezus
oddawał posłuszeństwo i cześć swemu Ojcu.
Gdzie i w jaki sposób szukam Jezusa? Jak przeżywam sytuacje zagubienia,
niezrozumienia? Czy mojej relacji z Bogiem nie grozi rutyna? Czy jestem
wierny Bogu w codzienności życia? W jaki sposób podejmuję trud życia?
Siostra Marta serdecznie zaprasza...
sobota, 26 grudnia 2015
czwartek, 24 grudnia 2015
UROCZYSTOŚĆ NARODZENIA PAŃSKIEGO
BOŻE NARODZENIE 2015 R.
Z okazji Świąt Bożego Narodzenia , wzorem Św. Franciszka z Asyżu, oddajemy cześć BOŻEJ DZIECINIE, adorując Ją w żłóbku i w NAJŚWIĘTSZYM SAKRAMENCIE.
Dzieląc się radością płynącą z Narodzenia Chrystusa ,
przeżywając Rok MIŁOSIERDZIA i Jubileusz 1050 rocznicy
CHRZTU POLSKI życzę , by Boże Dziecię ogarnęło Was
kochani Przyjaciele , błogosławieństwem i miłosierdziem oraz
umacniało wiarę , wspierało łaską i mocą do wiernego wypełniania swoich codziennych obowiązków.
Niech w NOWYM ROKU 2016 BÓG Wam błogosławi i
strzeże. Niech Wam okaże oblicze Swoje i zmiłuje się nad
Wami. Niech obróci ku Wam twarz Swoją i niech obdarzy
pokojem.
Z pamięcią modlitewną
za Was wszystkich moi Przyjaciele
życzy s. marta
sobota, 19 grudnia 2015
IV NIEDZIELA ADWENTU
(Łk. 1, 39 - 45)
„W tym czasie Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do pewnego miasta w [pokoleniu] Judy. Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę. Gdy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi, poruszyło się dzieciątko w jej łonie, a Duch Święty napełnił Elżbietę. Wydała ona okrzyk i powiedziała: Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona. A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie? Oto, skoro głos Twego pozdrowienia zabrzmiał w moich uszach, poruszyło się z radości dzieciątko w moim łonie. Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana”
Maryja weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę. W tym krótkim zdaniu zawiera się głębia spotkania. Spotykają się dwie bliskie sobie kobiety; kobiety płodne, szczęśliwe, błogosławione. Każda z nich nosi w sobie dziecko: Maryja – Syna Bożego, Elżbieta – Jego poprzednika . Obydwie darzą siebie szacunkiem, wiarą, miłością i cieszą się Darem Boga – Zbawicielem.
W te ostatnie dni adwentowe, gdy jesteśmy zabiegani, nie mamy czasu i poddajemy się gorączce przedświątecznej, Maryja przypomina nam o innym zabieganiu, pospiechu, gorączce – o „gorączce duchowej”. Nie zagubmy duchowego wymiaru Adwentu. Niech nam towarzyszy niecierpliwość, napięcie i zapał w oczekiwaniu na spotkanie przychodzącego Pana. Nie zatraćmy również wagi i głębi spotkań międzyludzkich. „Nawiedzając innych” kontemplujmy i naśladujmy Maryję.
Aby nasze „nawiedzenia” były głębokie, trzeba opuścić „własny „Nazaret”, wyjść z siebie”, pokonać „góry” lęków, obaw, własnego egoizmu, wygodnictwa. Wchodząc do domu innych, należy ich „pozdrowić”; z szacunkiem spojrzeć na tajemnicę, na to, co w nich jedyne i niepowtarzalne. Prawdziwe spotkanie jest możliwe dzięki szacunkowi i dostrzeganiu wzajemnej wartości i godności. Nie ma w nim deprecjacji, zazdrości, wywyższania się, porównywania… Jest życzliwa akceptacja i szacunek wobec inności, tajemnicy. Jak w spotkaniu Maryi z Elżbietą .
Czy w adwentowym oczekiwaniu towarzyszy mi „duchowy pośpiech”, zapał, gorliwość, niecierpliwość serca? Czym dzielę się z innymi w tych dniach? Co wnoszę w ich życie? Jak wyglądają moje spotkania z innymi ludźmi? Czy mam świadomość własnej głębi ducha i czy szanuję głębię innych? Z jakim pozdrowieniem zwraca się do mnie Maryja w tym przedświątecznym czasie? Czego mi życzy? Jaką myśl podsuwa?
„W tym czasie Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do pewnego miasta w [pokoleniu] Judy. Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę. Gdy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi, poruszyło się dzieciątko w jej łonie, a Duch Święty napełnił Elżbietę. Wydała ona okrzyk i powiedziała: Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona. A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie? Oto, skoro głos Twego pozdrowienia zabrzmiał w moich uszach, poruszyło się z radości dzieciątko w moim łonie. Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana”
Maryja weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę. W tym krótkim zdaniu zawiera się głębia spotkania. Spotykają się dwie bliskie sobie kobiety; kobiety płodne, szczęśliwe, błogosławione. Każda z nich nosi w sobie dziecko: Maryja – Syna Bożego, Elżbieta – Jego poprzednika . Obydwie darzą siebie szacunkiem, wiarą, miłością i cieszą się Darem Boga – Zbawicielem.
W te ostatnie dni adwentowe, gdy jesteśmy zabiegani, nie mamy czasu i poddajemy się gorączce przedświątecznej, Maryja przypomina nam o innym zabieganiu, pospiechu, gorączce – o „gorączce duchowej”. Nie zagubmy duchowego wymiaru Adwentu. Niech nam towarzyszy niecierpliwość, napięcie i zapał w oczekiwaniu na spotkanie przychodzącego Pana. Nie zatraćmy również wagi i głębi spotkań międzyludzkich. „Nawiedzając innych” kontemplujmy i naśladujmy Maryję.
Aby nasze „nawiedzenia” były głębokie, trzeba opuścić „własny „Nazaret”, wyjść z siebie”, pokonać „góry” lęków, obaw, własnego egoizmu, wygodnictwa. Wchodząc do domu innych, należy ich „pozdrowić”; z szacunkiem spojrzeć na tajemnicę, na to, co w nich jedyne i niepowtarzalne. Prawdziwe spotkanie jest możliwe dzięki szacunkowi i dostrzeganiu wzajemnej wartości i godności. Nie ma w nim deprecjacji, zazdrości, wywyższania się, porównywania… Jest życzliwa akceptacja i szacunek wobec inności, tajemnicy. Jak w spotkaniu Maryi z Elżbietą .
Czy w adwentowym oczekiwaniu towarzyszy mi „duchowy pośpiech”, zapał, gorliwość, niecierpliwość serca? Czym dzielę się z innymi w tych dniach? Co wnoszę w ich życie? Jak wyglądają moje spotkania z innymi ludźmi? Czy mam świadomość własnej głębi ducha i czy szanuję głębię innych? Z jakim pozdrowieniem zwraca się do mnie Maryja w tym przedświątecznym czasie? Czego mi życzy? Jaką myśl podsuwa?
sobota, 12 grudnia 2015
III NIEDZIELA ADWENTU
(Łk 3, 10-18)
W niedzielę „ Radości ” Ewangelia skłania do refleksji nad czynem. Tłumy ludzi przychodzą do Jana, by przyjąć chrzest. Ludzie ci nie kierują się ciekawością. Są raczej poruszeni przepowiadaniem Jana i jego surowym, ascetycznym życiem. Chrzest, który przyjmują, jest znakiem ich głębokiej przemiany. Świadczy o tym również pytanie, które stawiają Janowi: Cóż mamy czynić? To pytanie stawiają różne kategorie osób, także grupy uważane za margines społeczny. Jan Chrzciciel nie proponuje innej drogi, nie wzywa ludzi, by pozostawili swoje zawody, rodziny, poszli na pustynię i żyli jego stylem. Każdy ma pozostać na swoim miejscu, ale żyć inaczej. Kierować się sprawiedliwością i miłosierdziem.
W nawróceniu nie chodzi o zmianę środowiska, miejsca pracy, ale o
uczciwość i przejrzystość wewnętrzną. Grzech i problemy tkwią zazwyczaj
nie w zawodzie, ale w sposobie wykonywania go. W nawróceniu nie chodzi
również o jakieś niezwykłe, spektakularne gesty. Liczy się wierność w
codziennym życiu. Przemiana nie dotyczy rzeczy i sytuacji zewnętrznych.
Prawdziwa przemiana dotyka wnętrza, serca i zaczyna się od siebie.
Cóż mamy czynić? To pytanie warto postawić sobie również w kontekście dzisiejszej „niedzieli radości”. Jan Chrzciciel wskazuje na Jezusa, który chrzci Duchem Świętym i ogniem. Prawdziwa radość duchowa płynie z bliskości i przyjaźni z Jezusem, z Bogiem i jest owocem Ducha Świętego .
Radość jest również owocem wyzwalania się z krępujących na co dzień więzów i różnorakich zniewoleń. Są nimi przykładowo: strach przed drugim człowiekiem, codziennym towarzyszem drogi i tym nieznanym; uprzedzenia, osądy, różne formy zazdrości, pycha . Te wszystkie zniewolenia czynią serce smutnym. Nie pozwalają być sobą, cieszyć się darami, talentami, ani ich rozwijać. Zamiast radości z tylu darów, a przede wszystkim, z największego daru – Jezusa, pozostaje wtedy zazdrość i demoniczny smutek.
Prawdziwej radości uczy Maryja. Nasza radość bywa hałaśliwa. Maryja pokazuje, że istnieje inna radość; radość, która dobrze czuje się w milczeniu, wyciszeniu, wewnętrznym pokoju, w słuchaniu i rozważaniu Bożego słowa.
W jaki sposób przeżywam codzienność? Co powinienem w najbliższym czasie zmienić? Czy zmianę świata zaczynam od siebie? Co mnie najbardziej zniewala? Czy moje życie przenika radość i pokój? Czy doświadczam od czasu do czasu smaku radości duchowej? Czy raczej szukam jedynie namiastek ludzkiej radości? (Jakich?)
Cóż mamy czynić? To pytanie warto postawić sobie również w kontekście dzisiejszej „niedzieli radości”. Jan Chrzciciel wskazuje na Jezusa, który chrzci Duchem Świętym i ogniem. Prawdziwa radość duchowa płynie z bliskości i przyjaźni z Jezusem, z Bogiem i jest owocem Ducha Świętego .
Radość jest również owocem wyzwalania się z krępujących na co dzień więzów i różnorakich zniewoleń. Są nimi przykładowo: strach przed drugim człowiekiem, codziennym towarzyszem drogi i tym nieznanym; uprzedzenia, osądy, różne formy zazdrości, pycha . Te wszystkie zniewolenia czynią serce smutnym. Nie pozwalają być sobą, cieszyć się darami, talentami, ani ich rozwijać. Zamiast radości z tylu darów, a przede wszystkim, z największego daru – Jezusa, pozostaje wtedy zazdrość i demoniczny smutek.
Prawdziwej radości uczy Maryja. Nasza radość bywa hałaśliwa. Maryja pokazuje, że istnieje inna radość; radość, która dobrze czuje się w milczeniu, wyciszeniu, wewnętrznym pokoju, w słuchaniu i rozważaniu Bożego słowa.
W jaki sposób przeżywam codzienność? Co powinienem w najbliższym czasie zmienić? Czy zmianę świata zaczynam od siebie? Co mnie najbardziej zniewala? Czy moje życie przenika radość i pokój? Czy doświadczam od czasu do czasu smaku radości duchowej? Czy raczej szukam jedynie namiastek ludzkiej radości? (Jakich?)
sobota, 5 grudnia 2015
II NIEDZIELA ADWENTU
(Łk 3, 1-6)
„Było to w piętnastym roku rządów Tyberiusza Cezara. Gdy Poncjusz Piłat
był namiestnikiem Judei, Herod tetrarchą Galilei, brat jego Filip
tetrarchą Iturei i kraju Trachonu, Lizaniasz tetrarchą Abileny; za
najwyższych kapłanów Annasza i Kajfasza skierowane zostało słowo Boże do
Jana, syna Zachariasza, na pustyni. Obchodził więc całą okolicę nad
Jordanem i głosił chrzest nawrócenia dla odpuszczenia grzechów, jak jest
napisane w księdze mów proroka Izajasza: Głos wołającego na pustyni:
Przygotujcie drogę Panu, prostujcie ścieżki dla Niego! Każda dolina
niech będzie wypełniona, każda góra i pagórek zrównane, drogi kręte
niech się staną prostymi, a wyboiste drogami gładkimi! I wszyscy ludzie
ujrzą zbawienie Boże”
Św. Łukasz rozpoczyna historię zstąpienia Słowa na ziemię bardzo
patetycznie. Mówi o pałacach cezara, namiestnikach, królach i
arcykapłanach, by zakończyć paradoksalnie: Bóg ze swoim głosem
przychodzi na pustynię.
W adwentowym czasie Kościół prowadzi nas na „pustynię”.
Nie przeżyjemy owocnie tajemnicy Bożego Narodzenia, jeśli zabraknie Adwentu, wyjścia na pustynię, wejścia w głąb siebie, w milczenie, w ciszę, w której można usłyszeć Boga. Oczywiście, żyjąc w rodzinach i pracując zawodowo, nie możemy wyjechać na pustynię, ale możemy robić „krótkie przystanki” na zatrzymanie się, nabranie dystansu do codziennych zmartwień i trosk, chwilę refleksji, modlitwy, sięgnięcie do Pisma świętego. Takie „pustynie” są przeciwieństwem pustki, oddalenia i „wypalenia”, do których prowadzi zabieganie i zbyt szybkie tempo życia.
Niemiecki teolog Hans Urs von Balthasar porównuje Adwent do bramy, poprzez którą wkracza się do świątyni Bożego Narodzenia. Brama ta jest strzeżona przez dwóch „strażników”. Pierwszy z nich to bezkompromisowy, wymagający, surowy asceta – Jan Chrzciciel. Drugi jest pokorny, wewnętrznie skupiony, cichy i kontemplatywny. To Maryja. Między Janem Chrzcicielem – ostatnim prorokiem, zapowiadającym przyjście Chrystusa, a Maryją jest wielka różnica. Jednak obydwoje są nieodzowni, by Bóg „mógł rozbić między nami swój namiot”.
Dzisiejsza Ewangelia kieruje nasz wzrok na „pierwszego strażnika”. Jan Chrzciciel żyje na pustyni, poza wszelką cywilizacją i kulturą, jak Beduini, prowadzi prosty, ascetyczny tryb życia. Jest przeciwieństwem „wielkich tego świata”. Jest człowiekiem głębokiej pokory. Nie skupia uwagi na sobie, nie chce być podziwiany, nie wywołuje sensacji, nie interesuje go wielkość, nie dąży do sukcesu, prestiżu. Swoją misję rozumie jako „umniejszanie”. Umniejsza siebie, aby Jezus mógł wzrastać. Jan nazywa siebie głosem. Wie, że najważniejszy jest Pan, któremu prostuje ścieżki. Jan nie widzi w Jezusie konkurenta, który pozbawia go sławy, popularności, osiągnięć. Przeciwnie, cieszy się, że Jezus będzie wzrastał, a on zejdzie z centrum, na bok, w cień. Jan zna swoje miejsce i swoją rolę.
Jan Chrzciciel jest postacią wyrazistą i jednoznaczną, nie chwieje się, jak trzcina na wietrze. Jest autentyczny, szczery, nie zabiega o niczyją sympatię. Nie nosi zewnętrznych masek. Mówi to, co czuje. Jan wzywa do nawrócenia, czyli zmiany myślenia, mentalności.
Adwentowe oczekiwanie ma wymiar świadomego czuwania, nawrócenia serca i myśli. Człowiek nawrócony na pierwszym miejscu stawia Boga, miłość, bliźnich, a nie własne ambicje, plany, sukces. Nie jest dwulicowy, nie nosi zewnętrznych masek, ale jest sobą, żyje w prawdzie. Nie pozwala sobą manipulować, ale równocześnie nie czyni tego wobec innych. Adwentowe oczekiwanie wymaga również codziennej pracy nad sobą, czyli ascezy, kształcenia w sobie cnoty pokory. Pokora jest zgodą na siebie i swoje miejsce w życiu. Bez niej będzie pycha – zrozumiałość, arogancja, poniżanie innych, dążenie do sukcesu po trupach, albo „fałszywa pokora” – kompleksy i niezdrowe poniżanie siebie.
W jaki sposób przeżywam czas Adwentu? Czy znajduję codziennie chwile na posłuchanie Boga? Czy zawsze jestem sobą? Czy mam „jedną twarz” czy więcej? Jakie sprawy w moim życiu wymagają wyprostowania, uporządkowania, przejrzystości? Czy odwróciłem już wzrok od mojego „ja” i zacząłem patrzeć w kierunku przychodzącego Jezusa?
W adwentowym czasie Kościół prowadzi nas na „pustynię”.
Nie przeżyjemy owocnie tajemnicy Bożego Narodzenia, jeśli zabraknie Adwentu, wyjścia na pustynię, wejścia w głąb siebie, w milczenie, w ciszę, w której można usłyszeć Boga. Oczywiście, żyjąc w rodzinach i pracując zawodowo, nie możemy wyjechać na pustynię, ale możemy robić „krótkie przystanki” na zatrzymanie się, nabranie dystansu do codziennych zmartwień i trosk, chwilę refleksji, modlitwy, sięgnięcie do Pisma świętego. Takie „pustynie” są przeciwieństwem pustki, oddalenia i „wypalenia”, do których prowadzi zabieganie i zbyt szybkie tempo życia.
Niemiecki teolog Hans Urs von Balthasar porównuje Adwent do bramy, poprzez którą wkracza się do świątyni Bożego Narodzenia. Brama ta jest strzeżona przez dwóch „strażników”. Pierwszy z nich to bezkompromisowy, wymagający, surowy asceta – Jan Chrzciciel. Drugi jest pokorny, wewnętrznie skupiony, cichy i kontemplatywny. To Maryja. Między Janem Chrzcicielem – ostatnim prorokiem, zapowiadającym przyjście Chrystusa, a Maryją jest wielka różnica. Jednak obydwoje są nieodzowni, by Bóg „mógł rozbić między nami swój namiot”.
Dzisiejsza Ewangelia kieruje nasz wzrok na „pierwszego strażnika”. Jan Chrzciciel żyje na pustyni, poza wszelką cywilizacją i kulturą, jak Beduini, prowadzi prosty, ascetyczny tryb życia. Jest przeciwieństwem „wielkich tego świata”. Jest człowiekiem głębokiej pokory. Nie skupia uwagi na sobie, nie chce być podziwiany, nie wywołuje sensacji, nie interesuje go wielkość, nie dąży do sukcesu, prestiżu. Swoją misję rozumie jako „umniejszanie”. Umniejsza siebie, aby Jezus mógł wzrastać. Jan nazywa siebie głosem. Wie, że najważniejszy jest Pan, któremu prostuje ścieżki. Jan nie widzi w Jezusie konkurenta, który pozbawia go sławy, popularności, osiągnięć. Przeciwnie, cieszy się, że Jezus będzie wzrastał, a on zejdzie z centrum, na bok, w cień. Jan zna swoje miejsce i swoją rolę.
Jan Chrzciciel jest postacią wyrazistą i jednoznaczną, nie chwieje się, jak trzcina na wietrze. Jest autentyczny, szczery, nie zabiega o niczyją sympatię. Nie nosi zewnętrznych masek. Mówi to, co czuje. Jan wzywa do nawrócenia, czyli zmiany myślenia, mentalności.
Adwentowe oczekiwanie ma wymiar świadomego czuwania, nawrócenia serca i myśli. Człowiek nawrócony na pierwszym miejscu stawia Boga, miłość, bliźnich, a nie własne ambicje, plany, sukces. Nie jest dwulicowy, nie nosi zewnętrznych masek, ale jest sobą, żyje w prawdzie. Nie pozwala sobą manipulować, ale równocześnie nie czyni tego wobec innych. Adwentowe oczekiwanie wymaga również codziennej pracy nad sobą, czyli ascezy, kształcenia w sobie cnoty pokory. Pokora jest zgodą na siebie i swoje miejsce w życiu. Bez niej będzie pycha – zrozumiałość, arogancja, poniżanie innych, dążenie do sukcesu po trupach, albo „fałszywa pokora” – kompleksy i niezdrowe poniżanie siebie.
W jaki sposób przeżywam czas Adwentu? Czy znajduję codziennie chwile na posłuchanie Boga? Czy zawsze jestem sobą? Czy mam „jedną twarz” czy więcej? Jakie sprawy w moim życiu wymagają wyprostowania, uporządkowania, przejrzystości? Czy odwróciłem już wzrok od mojego „ja” i zacząłem patrzeć w kierunku przychodzącego Jezusa?
Subskrybuj:
Posty (Atom)